|
W latach 1990-2011 pracowałam w Instytucie Filologii Słowiańskiej Uniwersytetu Wrocławskiego na stanowiskach: adiunkt, potem profesor nadzwyczajny. Jednocześnie byłam tam kierownikiem Studium Języka i Kultury Czeskiej, a następnie nowoutworzonego Zakładu Bohemistyki (poza tym byłam organizatorką tego kierunku na UWr. i pierwszym pracownikiem-bohemistą). Zewsząd, również z miejsc oficjalnych, słyszałam opinie, że Zakład pracuje bardzo dobrze. Zorganizowaliśmy samodzielnie dwie duże międzynarodowe konferencje "Wrocław w Czechach - Czesi we Wrocławiu" (2002) i "Podzwonne dla granic" (2008). Skutkiem tego były m.in. wielokrotne nagrody dla mnie od rektora. Następnie w roku 2008 dostałam Srebrny Krzyż Zasługi, w r. 2009 - Medal Komisji Edukacji Narodowej, zaś w r. 2010 - Medal Złoty za Długoletnią Służbę. |
W tymże roku opublikowałam "Historię literatury czeskiej. Zarys" (w Wyd. Ossolińskich) i na tej m.in. podstawie Instytut wystąpił o profesurę belwederską dla mnie. Poza tym Instytut wystąpił o nagrodę Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego za tę książkę (oba wnioski przeszły pomyślnie przez Radę Wydziału Filologicznego i Senat UWr.).
Dziekanem Wydziału Filologicznego UWr. był w tym czasie dr hab. Michał Sarnowski, pracownik Instytutu Filologii Słowiańskiej, a dyrektorem była jego dobra koleżanka dr hab. Anna Paszkiewicz. Pod koniec stycznia 2011 na posiedzeniu Rady IFS UWr. (czyli w gronie najbliższych współpracowników) wystąpiłam z krytyką niektórych posunięć dyrekcji (są w niej sami rusycyści) wobec wrocławskich bohemistów. Paszkiewicz i Sarnowski (który faktycznie wtedy rządził i dalej rządzi Instytutem) w widoczny sposób obrazili się na mnie - merytorycznie wcale mi nie odpowiedzieli, ale zaczęli mnie szykanować.
1) W marcu odebrano mi kierownictwo bohemistyki. Koledzy nie chcieli mnie w tej funkcji zastąpić, ale zgodziła się dr Anna Zura, która zresztą była pod moją obserwacją, bo ciągle była na L-4, o których przypuszczałam, że są "lewe". (Od kilku lat Zura w ogóle nie pracuje w nauce - zajmuje się handlem nieruchomościami.)
2) W kwietniu 2011 rusycyści odrzucili międzynarodowy Grant Wyszehradzki na otwarcie nowej specjalizacji magisterskiej, o który postarał się nasz Zakład Bohemistyki (pracowaliśmy nad tym przez kilka miesięcy) - grant ten dostaliśmy, a potem koledzy-rusycyści przegłosowali decyzję , że Instytut Filologii Słowiańskiej Uniwersytetu Wrocławskiego niniejszym tego grantu nie przyjmuje.
3) Tymczasem zorientowałam się, że nawet pensję mam o kilkaset złotych niższą niż koledzy-rusycyści, ale dziekan Sarnowski śmiał mi się w nos, kiedy o to zapytałam. W maju 2011 na Radzie Wydziału Filologicznego gościł rektor UWr. prof. Marek Bojarski, który m.in. stwierdził, że nie ma pieniędzy na podwyżki, ale ci, którzy osiągnęli odpowiedni wiek, mogą poprosić o emeryturę, a on podpisze zgodę na ich dalsze zatrudnienie na UWr., jeśli Rada Wydziału Filologicznego pozytywnie to zaopiniuje. Termin był krótki, kilka dni - złożyłam więc odręczną prośbę o przesunięcie na emeryturę i drugie pismo o ponowne zatrudnienie (tak jak radził Bojarski). Na drugi dzień zadzwoniła do mnie sekretarka p. Aldona Rogula (jakaś krewna dyrektor Paszkiewicz), że pisma są niewłaściwie napisane, ona mi pośle gotowy tekst, "tak, jak trzeba napisać". Teksty przyszły jako załączniki do e-maila: wydrukowałam, podpisałam i złożyłam. Uważam, że deklaracja rozwiązująca umowę o pracę została ode mnie wyłudzona.
Kilka dni później było zebranie Rady Instytutu Filologii Słowiańskiej UWr., na której stanęła moja sprawa. Zebranie zaczęło się od wypicia szampana w plastikowych kubkach (butelki przyniosła dyrektor Paszkiewicz), bo "święciliśmy" oddanie do użytku nowego gabinetu. Zaraz potem koledzy-rusycyści głosowali nade mną (ja wyszłam z sali). Przegrałam to głosowanie (tj zgodzono się na emeryturę, ale nie na zatrudnienie), ale jestem pewna, że głosowanie było zaaranżowane przez Paszkiewicz, która zresztą przyznała się oficjalnie do "konsultowania telefonicznego" z kolegami "wniosków dyrekcji". NIE MIAŁAM ZAMIARU ODEJ'ŚĆ Z UWr., na drugi dzień rano pojechałam więc do Działu Osobowego, żeby wycofać podanie (Instytut Filologii Słowiańskiej jest położony daleko od centrum UWr.). .Przyszła tam też p. Rogula z moim podaniem, ale odmówiła mi oddania dokumentu (potwierdza to tezę o wyłudzeniu). U rektora Bojarskiego, w Dziale Osobowym oraz w Dziekanacie Wydziału Filologicznego złożyłam zatem pisma wycofujące mój wniosek o emeryturę.
Mimo tego za kilka dni otrzymałam pisma rektora Bojarskiego: jedno zgadzało się na moją emeryturę, drugie nie zgadzało się na ponowne zatrudnienie mnie na UWr. MOJA SPRAWA W OGOLE NIE STANęŁA NA RADZIE WYDZIAŁU FILOLOGICZNEGO, choć rektor osobiście to nam obiecywał.
Poszłam sama (z dwoma popierającymi mnie kolegami) do rektora Bojarskiego, rozmawiał grzecznie, zadzwonił w mojej obecności do dziekana Sarnowskiego i umówił mnie z nim nazajutrz, czyli mnie do niego odesłał. (Obaj panowie podobno zaprzyjaźnili się, bo Sarnowski jako rusycysta pośredniczył w otrzymaniu przez Bojarskiego kilku doktoratów h.c. w krajach byłego ZSRR; przy okazji odbyły się też wycieczki do tych krajów). Na odchodnym poradził mi, żebym się u Sarnowskiego... rozpłakała, bo (cytuję) "Płacz kobiety specjalnie działa na mężczyzn". Potraktowałam to jako nienajlepszy dowcip.
Nazajutrz poszłam do dziekana Sarnowskiego, który wcale nie dopuścił mnie do głosu - powtarzał tylko "Nieee!" podniesionym głosem.
Odwoływałam się od tej krzywdzącej mnie decyzji, ale nic to nie dało (odmowę w imieniu Bojarskiego podpisał Sarnowski). Zostałam poza UWr. z trojgiem doktorantów, prowadziłam dla nich zajęcia seminaryjne - ale u siebie w domu (zaraz po wakacjach dyr. Paszkiewicz ostentacyjnie wyrzuciła mnie z gabinetu).
Miałam prawie ukończoną nową książkę naukową (rektor w poprzednim roku dał mi urlop naukowy na jej napisanie), byłam już poumawiana na różne konferencje, starałam się też o stypendium w Czechach - po tym PRZYMUSOWYM "wydaleniu mnie" z pracy na slawistyce wrocławskiej nie zrezygnowałam z tych zamiarów. Piszę artykuły naukowe, recenzuję artykuły do czasopism naukowych, pracuję z doktorantami, intensywnie współpracuję też z czeskimi placówkami naukowymi. Działając przez pełnomocnika w sądzie pracy w roku 2014 złożyłam pozew o uznanie mnie za półetatowego pracownika UWr., przynajmniej do czasu ukończenia studiów doktoranckich przez troje moich doktorantów. W systemie elektronicznym, którym posługuje się UWr., jestem prowadzona jako "nieetatowy pracownik naukowy". Wszczęta sprawa dotąd się ciągnie. Zauważyłam, że sądy mają trudności z odróżnieniem Rady Instytutu od Rady Wydziału - twierdzą, że jedna może drugą zastąpić. Poza tym uważają, że prowadzenie seminariów doktoranckich może być aktywnością darmową, choć w przypadku pracowników etatowych seminaria doktoranckie są wliczane w tzw. pensum pracownika.
W roku 2011 dostałam nagrodę indywidualną Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego za książkę "Historia literatury czeskiej". W roku 2013 zostałam uhonorowana profesurą belwederską (wręczenie nastąpiło w kwietniu 2014 u prezydenta Bronisława Komorowskiego).
Zgłaszają się też do mnie pojedynczy studenci w przypadkach problemów z pracą magisterską. Niektórzy piszą do mnie listy, uważając mnie za jakiś autorytet w sprawach trudnych, bo prowadziłam blog "bohemistyka wrocławska", ale administracja blogu nagle go zamknęła, nie wyjaśniając dlaczego. (Zlikwidowano całą platformę blogową WP, ale mój blog zamknięto już kilka miesięcy wcześniej.)
W r 2013 w "Aferze" wydałam popularnonaukową książkę o czeskim języku i kulturze "Nowy Kapoan. Strzel i traf do czesko-polskich językowych gaf " (w druku jest drugie, lekko zmienione wydanie). Wydałam książkę beletrystyczną "Śmierć dziekana. W studni złych emocji" (Lech i Czech, 2015), w której charakteryzuję znane mi środowisko naukowe, kontynuuje to druga książka "Recykling" (E-bookowo, 2017). Z języka czeskiego przetłumaczyłam i wydałam książkę J.R. Picka "Towarzystwo opieki nad zwierzętami" (Lech i Czech, 2016).
"Na moje miejsce" UWr. w roku 2012 przyjął dojeżdżającego co dwa tygodnie Czecha z Opawy doc. Libora Martinka, który 1) ma niższy tytuł naukowy niż ja. 2) prowadzi lektoraty języka czeskiego na UWr. - nie zajęcia z literatury czeskiej, 3) na UWr. ma prawie 2 etaty, które nie wiem, jak udaje mu się "wyrobić", skoro dojeżdża do Wrocławia co 2 tygodnie, a poza tym pracuje na pełnym etacie w Opawie, 4) w Czechach traktowany jest jako polonista, bo pisze o polskiej literaturze na Zaolziu, 5) na seminarium magisterskim z literatury czeskiej każe poprawiać swoje tłumaczenia polskiej poezji (zgłaszali mi to studenci), 6) jest dosyć śmieszną figurą (znam go z wielu konferencji naukowych, a czescy koledzy pokpiwają sobie z niego).
"Satyra prawdę mówi, względów się wyrzeka"
Siła złego (np. rusycystów) na jednego (np. bohemistę)
Z życia wrocławskiej bohemistyki (poza Wrocławiem też)
Pan Martinek, czyli pseudo-plaster na odciski
Skutki zbyt bliskich kontaktów z Uniwersytetem Wrocławskim
Gol-samobój. Wbrew temu co mówią, nie chcą grantów
Listy do autorki byłego blogu www.bohemistyka.bloog.pl
Nieskładna czeska składnia (plus nieładna "autorka")
Powieści "Śmierć dziekana" i "Recykling" oraz opinie o nich
Nauka jako "żółty worek" na nieudaczników życiowych?
Bała(g)an, czyli odwrót od tradycyjnych wartości