Zanim skierowałam sprawę na drogę sądową z tytułu dyskryminacji oraz nierównego traktowania w zatrudnieniu przez wiele lat, dokładałam wszelkich starań aby sprawę rozwiązać drogą wewnętrzną, prosiłam również o pomoc Państwową Inspekcję Pracy, Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Państwową Komisję Akredytacyjną.

Dnia 10.10.2019 roku, po bez mała trzyletnim procesie Sąd Pracy ogłosił wyrok, pozew oddalono. Złożyłam apelację.

W kolejnych „rozdziałach” pragnę zaprezentować opis nieprawidłowości w dziedzinie naukowej, dydaktycznej, finansowej i społecznej, które stały się moim udziałem, opis. działań, które podjęłam, reakcji ze strony władz Wydziału oraz Politechniki, od pierwszych symptomów patologii w stosunku do mojej osoby od roku 2011, do wszczęcia postępowania sądowego oraz w trakcie jego trwania, ponieważ wszczęcie postępowania nie zmieniło istoty traktowania mojej osoby jako pracownika oraz jako człowieka, zmieniło jego charakter. Chciałabym również przedstawić postawę jaką przyjęły związki zawodowych działające przy Politechnice Wrocławskiej, na moje prośby o pomoc oraz interwencję.

Patologie, których doświadczyłam i doświadczam odbiły się na zarówno na moim zdrowiu,  i życiu osobistym,  jak i rozwoju jako naukowca, artysty oraz dydaktyka.


Pracując w tzw. Pierwszym Zakładzie miałam zaszczyt pracować z Profesorami, Mistrzami, którzy dbali o rozwój swoich pracowników, były to znaczące nazwiska polskiej Sztuki, artyści malarze: Maria Michałowska, Zdzisław Jurkiewicz, Marian Poźniak oraz artysta rzeźbiarz Roman Pawelski, nie było w nich nawet cienia zawiści, cienia pazerności na osiągnięcia podległych pracowników, na blokowanie rozwoju naukowego, artystycznego, wręcz przeciwnie, wspierali i wspomagali, niestety zdarzyło się iż na wyrost.

W 2008 roku, za sprawą połączenia Zakładów powstał jeden Wydziałowy Zakład, bowiem równolegle funkcjonowała jednostka podległa Instytutowi, która również zajmowała się działaniami na polu plastyki (jednostka powstała bodajże w latach 90-tych ubiegłego wieku w wyniku rozłamu w Pierwszym Zakładzie). Nie ukrywam iż byłam entuzjastką połączenia i stworzenia silnego zespołu. Funkcję kierowniczą objęła osoba o wykształceniu politechnicznym, dr habilitowany w dziedzinie nauk technicznych jaką jest architektura, uczelniany profesor.

W 2009 roku rozpoczął się proces szykanowania, jednego po drugim pracowników posiadających wykształcenie politechniczne oraz artystyczne. W stosunku do mojej osoby proces ten trwa do dzisiaj.

Do głowy mi nawet nie przyszło, że dookoła mojej osoby mogło skumulować się aż tyle nieprawidłowości, patologii wręcz, które ujawniałam i ujawniam w trakcie „dopominania się” o należne mi pracownicze prawa, zagwarantowane wewnętrznymi regulacjami Politechniki Wrocławskiej, ustawami „Prawo o szkolnictwie wyższym” oraz  Kodeksem Pracy.

Stałam się sygnalistą

Zanim wystąpiłam na drogę sądową (styczeń 2017) od końca maja 2011 roku dopominałam się aby rozrastające się sporne kwestie rozwiązywano wewnętrznie, także i w trakcie procesu sądowego prosiłam o rozwiązywanie na bieżąco wyłaniających się patologii. Pracodawca nie znajdywał skutecznych rozwiązań, co więcej usiłował nieraz wykorzystać moje działania przeciwko mnie.

Wielokrotnie jako reakcję na moje pisma otrzymywałam zapisane kartki papieru A4, w których udzielano mi wymijających odpowiedzi, więc pytanie było stawiane po raz kolejny. Zdając sobie z sprawę, iż jako pracownik mogę nie mieć prawa dostępu do pewnych informacji,  prosiłam o podanie merytorycznego powodu odmowy ich podania. Bez skutku.

Ale w efekcie i niespodziewanie dla mnie otrzymałam „zbiorczą” odpowiedź. W piśmie zakomunikowano iż formułuję zarzuty, a formułując zarzuty staram się narzucić władzom Wydziału poziom dyskusji nieakceptowany w środowisku akademickim. Zapowiedziano także iż jest oczywistym jest iż osoby, do których kieruję „tego rodzaju” pisma nie będą uczestniczyć w dyskusji na „takim” poziomie. 

Do tej pory nie otrzymałam odpowiedzi na skierowaną do prorektora oraz prodziekana prośbę o podanie merytorycznych przyczyn nie przydzielenia mi autorskiego przedmiotu, o prowadzenie którego zabiegałam od 2013 roku.

Mój brak akceptacji na ocenianie mojej działalności artystycznej przez architekta nie spowodował przekazania mojej pracy artystycznej do oceny specjaliście. Wykazanie iż były bezpośredni przełożony oceniając mnie nie uwzględnił publikacji nie spowodował poprawy oceny, politechnika nie oddała mi pieniędzy, które zarobiłam. Nie zrobił tego ówczesny bezpośredni przełożony, pomimo tego iż wynagrodzenie trafiło na jego konto, a nie moje.

Pracodawca zaczął „informować” mnie iż próbę absorbować czas władz Wydziału, iż próbuję dezorganizować pracę Prodziekana ds. dydaktyki, iż istnieje możliwość wywoływania przeze mnie w osobie Prodziekana ds. dydaktyki poczucia nękania, iż istnieje możliwość naruszania przeze mnie dóbr osobistych ówczesnego bezpośredniego przełożonego, a ówczesny bezpośredni przełożony odebrał skierowane doń moje pismo o zwrot pieniędzy jako kolejny przejaw nękania przeze mnie jego osoby.

W 2018/19 ze względu na osiągnięcie przez poprzedniego bezpośredniego przełożonego emerytalnego wieku funkcję bezpośredniego przełożonego objęła artystka malarz prowadząca, przez wiele lat równolegle od pracy w Zakładzie zamkniętą już galerię. Osobiście miałam nadzieję, może nawet oczekiwałam iż wprowadzi zmiany w sposobie zarządzania zespołem, iż jako dr habilitowana artysta plastyk przywróci rangę artystycznego wykształcenia oraz  stopni naukowych nadanych przez politechnikę.

Oczekując zmian w stosunku do mojej osoby pomyliłam się. Na jednym z pierwszych zebrań, w obecności pracowników Zakładu zakomunikowała iż co prawda „niektórzy” oczekiwali jakiejś rewolucji, ale nie zamierza tego robić i również publicznie, dobitnie na kolejnych zebraniach udowadniała mi iż sposób postępowania byłego bezpośredniego przełożonego wobec mojej osoby będzie dalej przez nią kontynuowany.  

Efektem tej kontynuacji została powalana przez J. M. Rektora kolejna Komisja mająca rozwiązać sprawę. Kolejna Komisja nie dopatrzyła się nieprawidłowości.

Pierwszy bezpośredni przełożony stosował zasadę tzw. „egalitaryzmu” polegającego na wewnątrzzakładowym zrównaniu zarówno wykształcenia, jak i stopni naukowych oraz stanowisk w efekcie tegoż wybrani architekci realizowali zadarniania które powinien realizować dyplomowany artysta plastyk, a wybrani starsi wykładowcy zadania naukowe. „Nie matura, lecz chęć szczera…”. Wieloletnim recenzentem w „punktowanym” naukowym piśmie Wydziału Architektury w specjalności malarstwo był ówczesny bezpośredni przełożony dr hab. inż. arch., który nie ma wykształcenia plastycznego i o ile mi wiadomo nie ma również wykształcenia uniwersyteckiego z dziedziny historii sztuki, a habilitacyjna monografia odnosi się do autonomicznych architektonicznych rysunków. Dlaczego artykułów z dziedziny malarstwa nie recenzują pracownicy, którzy specjalistyczne wykształcenie posiadają, którzy posiadają w tej dziedzinie naukowe stopnie i są praktykami.

Dobre praktyki w procedurach recenzyjnych w nauce. pdf

Czy brak plastycznego wykształcenia u osoby wykładającej plastyczne przedmioty na wyższej uczelni jako starszy wykładowca powinien być powodem do publicznie eksponowanej dumy – artykuł na stronie Pryzmatu, w którym przedstawiono jako „człowieka  politechniki” jednego ze starszych wykładowców, architekta. http://www.pryzmat.pwr.edu.pl/ludziepolitechniki/89 (dostęp 16.10.2016 r.)

Jaki jest wpływ takich stwierdzeń na studentów Wydziału Architektury, na ich szacunek do wiedzy, umiejętności i do wykształcenia specjalistów, którzy ukończyli ASP.

Ówczesny bezpośredni przełożony powierzał wysoko punktowane zadania naukowe (redaktorstwo monografii) starszemu wykładowcy (pracownik ten ma za sobą trzy nieudane próby zrobienia doktoratu). Pomimo tego iż w obowiązującym Statucie P.Wr było wyraźnie napisane iż za realizację zadań naukowych Zakładu odpowiada bezpośredni przełożony, to nie on odpowiadał za to iż dla pracowników naukowych mogło zabraknąć naukowych zadań w zespole. Konsekwencje ponieśli pracownicy. Spośród dziewięciu adiunktów, którzy niejednokrotnie współfinansowali swoje doktoraty oraz habilitacje z prywatnych środków, którzy być może tak jak i ja nie otrzymywali finansowania badań, czworo wybrało etat dydaktyczny (spowodowało to przewagę „dydaktyków” nad „naukowcami”).

Wielokrotnie proponowano również i mi zmianę etatu na dydaktyczny, sugerowano iż przyczyniam się do obniżenia przyszłej oceny wydziału. Kategorycznie odmówiłam. Uważam iż za mój status odpowiedzialne są władze Wydziału oraz Uczelni, które nie reagowały na zgłaszane nieprawidłowości i do tej pory nie znalazły skutecznego rozwiązania.

Wydział Architektury znalazł się poważnych tarapatach. W wyniku przeprowadzonej oceny parametrycznej za lata 2913-2016 wydział otrzymał kategorię naukową B. Nadmienię iż Pani Dziekan Wydziału Architektury Prof. dr hab. Elżbieta Trocka-Leszczyńska w marcu 2016 roku została uhonorowana Medalem Politechniki Wrocławskiej za wybitne zasługi dla rozwoju uczelni i Jej nazwisko zastało umieszczone na Tablicy Pamiątkowej.

Politechnika Wrocławska w 2003 roku szczyciła się dobrą wolą i poważnym podejściem do zagadnień związanych z mobbingiem, a wtedy nie było jeszcze stosownych zapisów w Kodeksie Pracy. Odbyło się spotkanie na temat mobbingu oraz organizowano koło Krajowego Stowarzyszenia Antymobbingowego przy Politechnice („Pryzmat nr163/2003, str. 24‑25). Można ten fakt uznać za pionierski na skalę ogólnokrajową proces tworzenia Wewnętrznej Polityki Antymobbingowej, z której jak widać na przykładzie postępowania ze mną jako pracownikiem nic nie pozostało. Moja sprawa toczy się w majestacie regulacji prawnych z 2004 roku oraz uprawnień jakie mają związki zawodowe i całkowicie pozostaje poza dobrą wolą pracodawcy, który i tak „zrobi co zechce”.

Udawanie, że nic nie miało miejsca, przeciąganie czasu rozwiązania sprawy i to na wszystkich poziomach oznacza brak poszanowania dla mnie jako pracownika i jako człowieka. Nic nie zwróci mi straconego czasu oraz innych wartości które przez to utraciłam. I jak to się ma do tzw. etosu akademickiego oraz regulacji zawartych w obwiązującym w tym czasie Regulaminie Pracy  Statucie, oraz Kodeksie Etyki.  

Na podstawie własnego doświadczenia wiem iż najgorszym rozwiązaniem jakie może szykanowany pracownik podjąć, to „korzenie się” i „czekanie aż przejdzie”, jedynym rozwiązaniem jest ostra reakcja.

Swoich praw dochodzę dalej na drodze sądowej, bo cóż może uczynić pracownik poddawany wrogim zachowaniom, gdy przełożeni nie reagują, lub co gorsza usprawiedliwiają takie zachowania np. w imię tzw. ”wizerunku”, dając nieme przyzwolenie do ich eskalacji. Może próbować się ukorzyć, ale gdzie jest granica „korzenia się”, albo właśnie kierować sprawy na drogę sądową.

Ale czy konieczność kierowania przez pracownika spraw na drogę sądową, gdy pracodawca nie reaguje nie jest kolejną patologią, kolejnym, doskonałym sposobem na „ukaranie” pracownika, a dla innych ostrzeżeniem: „nawet nie próbuj”. Uczelniani prawnicy nie są opłacani z kieszeni rektorów, ani z kieszeni dziekanów, ani z kieszeni przełożonych, którzy gnębią swoich pracowników, tylko z naszych podatków, tak samo jak i przegrywane procesy. A sytuacja odwrotna, kiedy to szykanowany pracownik zostaje pozwany za przez pracodawcę za naruszenie tzw. godności osobistej, nawet gdy pozew zostanie oddalony, to pracownik ponosi personalnie adwokackie koszta oraz trudy procesu, pracodawca natomiast personalnie takich trudów ani kosztów nie ponosi, jako podatnicy płacimy my.

„Chcesz to się sądź”, dla pracodawcy to jest przecież tylko incydent, bo o ile wiem nie ma audytów wyższych uczelni, które brałyby pod uwagę ilość wytoczonych przez pracowników sądowych spraw.

Złą wolę pracodawcy mogą przełamać jedynie regulacje prawne, które uczynią wrogie poczynania oraz opieszałość w ich eliminowaniu nieopłacalnymi i to pod każdym względem.

W kolejnych częściach przedstawię patologie akademickiego życia, które stały się moim udziałem.

 

 

 

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Komentarze   

0 # Zofia 2020-03-07 18:20
Potwierdzam. Awansowanych wybiera się na zasadzie "dobrego kumpla", "kolegi ze studiów", a przynajmniej należy być osobą niekłopotliwą, siedzącą cicho i bezkrytyczną w stosunku do aktualnych kacyków. Podobnie rozdaje się podwyżki, bo w ramach tzw. widełek można podciągnąć pensje przyjaciół o kilkaset złotych, a osobom obojętnym zamrozić pensje na dziesiątki lat. Piszę na podstawie doświadczeń z Uniwersytetem Wrocławskim.
Odpowiedz
+3 # Piotr695 2019-06-08 14:31
I podobnie Kierownik awansował osobę bez publikacji i bez doktoratu na stanowisko naukowo-techniczne zaś mnie z publikacjami i doktoratem zostawił na stan st.referenta technicznego. Kierownicy to Profesorzy a jakie jest ich myślenie logiczne ? Czy 2+2 to naprawdę 5 ?
Odpowiedz
+3 # Piotr695 2019-06-08 14:18
To samo jest w innej dużej uczelni technicznej. Przychodzi nowy Kierownik (oczywiście nie przeszkolony kadrowo-płacowo) i poleca chować do pudeł bazę naukowo-badawczą którą niektórzy nawet 30 lat stworzyli i która przynosiła zyski uczelni. A władze uczelni nie reagują. Ma Pani rację to już w tym momencie jest patologia i szkody dla kraju i za to władze powinny być rozliczane. A za wszystkie te szkody płacimy wszyscy podatki , Polacy podatnicy :'(
Odpowiedz
1.png0.png9.png4.png7.png8.png2.png