25 05.2014 21:29
Obrońcą Anny Paszkiewicz, dyrektor Instytutu Filologii Słowiańskiej Uniwersytetu Wrocławskiego, w sprawie o ochronę dóbr osobistych, wytoczonej jej przez Jaroslava Lipowskiego przed Sądem Okręgowym we Wrocławiu, Wydział Cywilny, była Halina Popiołek-Dobiech, koordynator zespołu radców prawnych Uniwersytetu Wrocławskiego. Sędzią w tej sprawie była Ewa Rudkowska-Ząbczyk, adiunkt na Wydziale Prawa Uniwersytetu Wrocławskiego. Więc z kim właściwie pan Lipowski, były profesor nadzwyczajny w Instytucie Filologii Słowiańskiej Uniwersytetu Wrocławskiego, w pierwszej instancji przegrał:
1) z Anną Paszkiewicz, jak głoszą dokumenty sprawy?
2) z Uniwersytetem Wrocławskim (podobno nie, bo rektor pisemnie odciął się od tej sprawy, choć może tak, sądząc z powyższego obsadzenia sprawy ludźmi UWr.: nie na darmo komentator na tym blogu, podpisujący się „członkini Rady IFS”, twierdzi, że Lipowski właśnie z UWr. „przerżnął sprawę” - cytuję ww. "członkinię")?
3) z państwem polskim (państwo polskie straciło pieniądze, przecież Paszkiewicz powiedziała, że Lipowski „wyłudził pieniądze od państwa polskiego”)?
Skoro zatem Paszkiewicz, jak głosi wyrok w pierwszej instancji, „miała prawo” Lipowskiemu zarzucić, że „wyłudził pieniądze”, to teraz trzeba te pieniądze odzyskać, bo Lipowski rzeczywiście otrzymał pieniądze za prowadzenie dwóch seminariów magisterskich.
Państwo polskie ani Uniwersytet Wrocławski jako dysponent części dochodów państwa nie powinny na tym stracić. Czy zatem państwo polskie albo Uniwersytet Wrocławski nie powinny wytoczyć sprawy sądowej którejś z tych dwóch osób fizycznych:
1) Jaroslavowi Lipowskiemu, bo rzekomo nie prowadził zajęć - tak przynajmniej twierdzi "funkcjonariuszka" UWr. Anna Paszkiewicz. Wyjaśniam, że studenci studiów magisterskich, będąc na stypendiach Erasmus w Czechach (tam zaliczali wszystkie przedmioty), nie mogli w dniach powszednich uczęszczać na seminaria (nie opanowali widać sztuki bilokacji). Lipowski poprzekładał terminy spotkań z nimi na piątki-soboty, a nawet na niedziele. Studenci tak zeznali, ale sędzina uznała ich wypowiedzi za „sprzeczne” pod względem czasowym (czyżby dlatego, że pociągi z Pragi, z Brna czy z Ołomuńca przyjeżdżają do Wrocławia o innych porach?).
2) Annie Paszkiewicz jako dyrektorowi Instytutu Filologii Słowiańskiej Uniwersytetu Wrocławskiego, bo w imieniu państwa polskiego zapłaciła za prowadzenie zajęć osobie, którą następnie publicznie obraziła, posądzając ją o nieprowadzenie tych zajęć i wyłudzenie w ten sposób pieniędzy?
3) A co z dyplomami magisterskimi studentów, którzy w roku 2010/2011 byli na studiach magisterskich? I kto im z prawnego punktu widzenia zaliczył seminaria? Czy jakiś bezwzględny konkurent na rynku pracy nie podważy ich wykształcenia, skoro sąd zawyrokował, że seminaria się nie odbywały?
Ja jednak myślę, że jest zupełnie inaczej. Annie Paszkiewicz z powodu nieprzemyślenia sprawy i niezrozumienia lub niedoceniania słów, które wypowiedziała, oraz osób, do których się zwracała, a także z nieprzemyślanej chęci ich obrażenia (dotąd tego zachowania nie rozumiem), „ujechał język”, choć nie powinien. Była ona bowiem przewodniczącą owej Rady Instytutu Filologii Słowiańskiej Uniwersytetu Wrocławskiego. (Choć może nie? Może było to wystąpienie "z premedytacją"? Skąd by się bowiem wzięła ta płachta starego rozkładu zajęć?)
Szkoda autorytetu Uniwersytetu Wrocławskiego do obrony tej pani i szkoda zaangażowania w sprawę jego przedstawicieli. Szkoda też autorytetu polskiego sądownictwa.