DEKALOG ZMIAN W NAUCE - WYNIKI

Poziom nauki polskiej z roku na rok obniża się, a nasze dwa najlepsze uniwersytety (Uniwersytet Warszawski i Uniwersytet Jagielloński w Krakowie) spadły już z czwartej do piątej setki (ranking szanghajski). Jest to problem ogólnospołeczny, zasadniczo wykraczający poza środowisko akademickie. Bez dobrze funkcjonującego szkolnictwa wyższego nie będzie innowacji, nowych technologii, wynalazków. Bez dobrze wykształconego społeczeństwa możemy zapomnieć o profesjonalnych inżynierach, lekarzach, prawnikach czy nauczycielach. Nie wykształcimy elit intelektualnych!

Uczelnie w Polsce tracą prestiż a Profesorowie, wobec ujawnianych coraz częściej oszustw i nieprawidłowości tracą autorytet. Nie oznacza to, że wśród naukowców nie ma osób uczciwych i zaangażowanych. Są, ale ich głos jest marginalizowany.

W obecnym kształcie szkolnictwo wyższe i system awansowy w nauce polskiej są odbiciem prac z lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. W tamtym czasie powstały takie instytucje, jak Polska Akademia Nauk i Centralna Komisja Kwalifikacyjna (obecnie Centralna Komisja do Spraw Stopni i Tytułów). Na uczelniach, pomimo zmiany ustroju państwowego, nadal panują „feudalne” stosunki. Panującego układu nie zmieni „kosmetyczna zmiana”. Potrzebne są radykalne zmiany, polegające na zdecydowanej reorganizacji istniejącego systemu.

Zaproponowany Dekalog zmian w nauce oraz wyniki ankiety powiązanej z Dekalogiem wskazują na preferencje środowiska naukowego oraz ewentualne kierunki zmian w pracach nad obecnie toczącą się debatą zmian w szkolnictwie wyższym.

Internetowa ankieta skierowana do nauczycieli akademickich dostępna była w sieci od 1 do 31 października 2016 r. W tym czasie odpowiedzi na zawarte w niej pytania udzieliło 2105 osób, w tym:
- 164 (7,79%) asystentów,
- 1238 (58,81%) adiunktów,
- 173 (8,22%) wykładowców/starszych wykładowców,
- 359 (17,05%) profesorów,
- 171 (8,12%) osób, które wybrały opcję „inne”. Wśród nich najliczniejszą grupę stanowili doktoranci oraz adiunkci ze stopniem doktora habilitowanego. Ponadto opcję "inne" zaznaczyli pracownicy naukowo-techniczni, kustosze ze stopniem doktora, profesorowie nadzwyczajni, lektorzy. Jedna osoba wpisała "dezerter naukowy" :)

Wśród respondentów było 1343 (63,80%) mężczyzn oraz 762 (36,20%) kobiet. Grupa respondentów ze względu na wiek kształtowała się następująco:
- do 30 lat - 145 (6,89%)
- 31-40 lat - 757 (35,96%)
- 41-50 lat - 693 (32,92%)
- 51-60 lat - 279 (13,25%)
- 61-70 lat - 195 (9,26%)
powyżej 70 lat - 36 (1,71%)

Strukturę badanej grupy ze względu na stanowisko i wiek przedstawiono w tabeli.

Wiek Stanowisko
asystent adiunkt wykładowca/starszy wykładowca profesor Inne Razem
Liczba osób % Liczba osób % Liczba osób % Liczba osób % Liczba osób %
Do 30 lat 65 3,09 24 1,14 3 0,14 0 0,00 53 2,52 145
31-40 lat 80 3,80 589 27,98 21 1,00 20 0,95 47 2,23 757
41-50 lat 14 0,67 491 23,33 66 3,14 80 3,80 42 2,00 693
51-60 lat 4 0,19 101 4,80 54 2,57 108 5,13 12 0,57 279
61-70 lat 1 0,05 33 1,57 28 1,33 121 5,75 12 0,57 195
Powyżej 70 lat 0 0,00 0 0,00 1 0,05 30 1,43 5 0,24 36
Razem 164 7,80 1238 58,82 173 8,23 359 17,06 171 8,13 2105

Analizując liczbę odpowiedzi, w których respondenci udzielili odpowiedzi „Tak”, aż dziewięć z dziesięciu postulatów otrzymało ponadpięćdziesięcioprocentowe poparcie (od 52,83% do 86,75%).

Największym poparciem cieszyły się postulaty:
1. Obiektywne kryteria oceny osiągnięć naukowych (86,75%).
2. Odbieranie stopnia naukowego w przypadku plagiatu (85,46%).
3. Otwarte i jawne postępowania konkursowe na stanowisko rektora, dziekana i stanowiska akademickie (82,71%).  
4. Powołanie Rzecznika Praw Pracownika Naukowego (75,63%).  




Aktywne kryteria filtrowania wyników
brak

1. Obiektywne kryteria oceny osiągnięć naukowych   czytaj więcej

Obecnie nie istnieją ogólnouczelniane kryteria oceny rozpraw doktorskich, postępowań profesorskich czy okresowej oceny pracy pracowników naukowych. Wprawdzie pewne ujednolicenie oceny postępowań habilitacyjnych miało wprowadzić Rozporządzenie MNiSW z dnia 1 września 2011 r., jednakże podane kryteria są bardzo ogólne i niejednoznacznie interpretowane przez osoby oceniające osiągnięcia. Awans naukowy (doktorat, habilitację, profesurę) uzyskuje się na podstawie subiektywnych recenzji. Determinuje to szereg patologii, polegających m.in. na ocenie dorobku bardzo dobrego – negatywnie i na odwrót, ocenie dorobku bardzo słabego – pozytywnie.

W takich okolicznościach staranie się o awans naukowy to czysta loteria lub bardzo często przystąpienie do pewnego układu towarzyskiego.

Ponadto z niewiadomych powodów osiągnięcia praktyczne osób ubiegających się o awans naukowy na polskich uczelniach są lekceważone.

Zmiana powinna polegać na bezwzględnym przejściu od subiektywnej oceny osiągnięć naukowych przez recenzentów do oceny obiektywnej. Należy przyjąć ujednolicone, konkretne i przeliczalne kryteria pracy naukowej, które powinny zawierać:

  • część ogólną, obejmującą osiągnięcia wspólne dla wszystkich obszarów nauki,

  • część szczegółową, obejmującą kryteria reprezentatywne dla poszczególnych dziedzin czy dyscyplin naukowych. W części szczegółowej duży nacisk powinien być położony na współpracę nauki z gospodarką (przemysłem) i społeczeństwem (oświatą, służbą zdrowia, kulturą itd.).
  • Osiągnięcia praktyczne (wdrażane do gospodarki i wykorzystywane społecznie) powinny być oceniane najwyżej. Dziedziny nauk, w których nie można wykorzystać zastosowań praktycznych, powinny opracować inne (niezwiązane z praktyką) kryteria osiągnięć.

    Ustalenie obiektywnych kryteriów oceny umożliwi samoocenę – każdy naukowiec, znając kryteria oceny dorobku, będzie mógł w odpowiednim momencie starać się o awans.

    Ponadto w ocenie okresowej pracownika nie powinno być miejsca na anonimowe ankiety wypełniane przez studentów, które obecnie są często stosowanym narzędziem do usuwania z uczelni niewygodnych pracowników (ten czynnik nie może warunkować zwalniania pracowników).

mniej

Czy jest Pani/Pan za przyjęciem obiektywnych, porównywalnych kryteriów oceny dorobku naukowego, uwzględniającego specyfikę danej dziedziny naukowej?

1826 GŁOSÓW
86,75%
 
107 GŁOSÓW
5,08%
 
57 GŁOSÓW
2,71%
 
115 GŁOSÓW
5,46%
 
TAK NIE NIE MAM ZDANIA INNE
pokaż odpowiedzi
- Nie rozumiem, co oznacza "specyfika danej dziedziny naukowej". Bez porównywalnych kryteriów dla rożnych dziedzin nie da się nikogo ocenić.
- Naukowców nie powinni oceniać urzędnicy
- w naukach społecznych nie ma obiektywnych kryteriów
- 'obiektywne, porównywalne' - to zbyt ogólnikowe stwierdzenia, przed głosowaniem trzeba wiedzieć, na czym będą polegać
- Nie sądzę, żeby istniały obiektywne kryteria oceny dorobku naukowego.
- ale jak je ustalić? Co to są obiektywne kryteria oceny dorobku w humanistyce?
- Nie widzę możliwości ustalenia obiektywnych kryteriów oceny dorobku naukowego. To wszystko było przerobione w USA czy w Europie kilkanaście lat temu. Próby obiektywizacji prowadzą do patologii: - IF czasopism? tysiące Chińczyków bombardują dziś dobre czasopisma dziesiątkami tysięcy coraz bardziej zmyślonych wyników - liczba cytowań? na mojej poprzedniej uczelni (top 50 na świecie) powstały kliki których uczestnicy wzajemnie się dopisywali do swoich artykułów (co automatycznie zwiększało sumę cytowań) Podstawą oceny grantów w najlepszych instytucjach na świecie (NSF, ERC, ANR...) są SUBIEKTYWNE opinie recenzentów.
- W zasadzie tak, ale są wypadki, gdy trzeba subiektywnie ocenić dorobek, na przykład w wypadku gdy formalnie dorobek jest niewielki, ale za to genialny.
- Proszę o konkretne wskazanie jakie miałyby to być kryteria.
- To jest czysta bzdura. Osiągnięcia naukowe najwyższej rangi nie mają zazwyczaj żadnego bezpośredniego przełożenia na praktykę - takie zastosowania znajdują się często zupełnie gdzie indziej, często przy okazji. Świetnym przykładem jest stworzenie Internetu i WWW. Państwa propozycja to likwidacja nauki i zamiana w przybudówkę do biznesu.
- Niestety nie zawsze jest to możliwe.
- Kryteria muszą być, ale nie tak jak pokazuje dzisiejszy trend - sprowadzone do sfetyszyzowanego publikowania w czasopismach z określonych list. To powinna być wieloskładnikowa i dostosowana do dyscypliny ewaluacja.
- Obecne kryteria są obiektywne i porównywalne.
- A co to właściwie tu oznacza - "obiektywnych"? Rozmaite punktacje zostały wprowadzone właśnie jako "obiektywne, porównywalne kryteria", i w dużej mierze spowodowały pogoń za sztucznymi i formalnymi loczbami.
- Pojęcie jest tak enigmatyczne, że w "obiektywne kryteria: można włożyć wszystko. Pytanie jest nieprecyzyjne.
- Stworzenie takich kryteriów z jednej strony może być dobre, z drugiej natomiast spowoduje, że naukowcy będą kształtować swoją pracę tak, aby otrzymać wg nich jak najwięcej punktów. Mogą pojawić się kolejne patologie.
- To jest pytanie w rodzaju : "Czy jest Pan za przyjęciem najlepszych kryteriów ?". Trzeba lepiej opisać alternatywę. "Specyfika" może oznaczać opinie experta "X' i znosić obiektywność.
- Przyjęcie oznacza brak takowych. A to nie jest prawda.
- Podane kryteria moim zdaniem niewiele mają wspólnego z obiektywnością.
- Uważam, że taki system obecnie funkcjonuje.
- Co to znaczy "obiektywny"? Przyjęty przez jakąś Kudrycką (zwaną też w środowisku nie bez przyczyny "Kurwicką"), która po bohaterskim "zreformowaniu" nauki nie chciała doświadczać na sobie skutków tej "reformy", tylko spierdoliła do Brukseli i dalej ryja w koryto.
- Jestem na "tak" w naukach matematyczno-przyrodniczych, w naukach społecznych i humanistycznych trudno powiedzieć.
- Nie widzę możliwości znalezienia takich kryyerioe
- Nigdzie nie świecie nie istnieją obiektywne kryteria oceny osiągnięć naukowych. Te wszystkie impact factory, współczynniki Hirscha można między bajki włożyć. Jedynym obiektywnym kryterium byłoby przypisanie (nie wiem, jak) punktacji nierozwiązanym problemom naukowy. Kto problem rozwiąże - ten zgarnia punkty.
- Nie czegoś takiego jak porównywalne i obiektywne kryteria. Moim zdaniem ogromny nacisk powinien iść na ocenianie oceniających. Centralna komisja powinna być przekształcona w komisję badającą rzetelność recenzentów.
- Zależy od kryteriów.
- Oceny w mojej dziedzinie są obiektywne. Postulat porównywalności (pomiędzy dziedzinami) uważam za niemożliwy do zrealizowania.
- Tak, a nawet specyfikę danej subdyscypliny, np. w ramach psychologii, w której faworyzowane (m.in. grantowo) są "twarde" badania empiryczne, powinna byc równie szanowana subdysycplina teoretycznych podstaw psychologii, historii myśli, szerzej - "twardych badań teoretycznych.
- Trzeba mieć na uwadze, iż nie wszystkie kryteria we wszystkich dziedzinach są porównywalne!
- Pytanie jest zbyt oczywiste.
- W mojej dziedzinie (fizyka) takie kryteria sie stosuje. Publikacja wynikow naukowych w recenzowanych czasopismach o uznanym poziomie swiatowym jest jednym z wazniejszych kryteriow oceny. Nalezy jednak przyznac, ze nie wszystkie dziedziny nalezy oceniac tak samo. W dziedzinach nazywanych w jezyku angielskim Science jest to jednak kryterium najwazniejsze. Z zalaczonego tekstu wydaje sie wynikac, ze badania podstawowe, ktore przez swoje odkrycia w krajach o wyzszym stopniu rozwoju niz Polska sa posrednio sila napedowa gospodarki, nie beda w Polsce finansowane. Widac juz to w reformie szkolnictwa, gdzie nacisk na wyksztalcenie historyczne i marginalizowanie przedmiotow scislych i przyrodniczych (procz matematyki) doprowadzi do jeszcze nizszego poziomu osob zaczynajacych studia niz mamy to obecnie. A obecnie poziom wyksztalcenia osob konczacych licencjat jest niewiele wyzszy niz mojego przygotowania po ukonczeniu liceum. Z takim poziomem nie jestesmy w stanie ksztalcic na poziomie swiatowy
- jestem za rzetelnymi recenzjami
- W badaniach podstawowych kryterium współpracy z gospodarką oraz kryterium "społeczne" nie mają zastosowania. Pierwsze powinno być stosowane tylko do nauk stosowanych, drugie - do humanistycznych. Całkowicie zgadzam się natomiast co do bardziej wymiernej oceny dorobku - zastosowania bardziej ilościowych/mierzalnych kryteriów (określenie sumarycznego IF, indeksu H itp.).
- O ile jestem za _obiektywnymi_ kryteriami oceny, to na pewno przeciw wszystkim kryteriom "punktowym". Co więcej to co się w tym punkcie proponuje jako "Zmiana" , widoczna po rozwinięciu przycisku "czytaj więcej", to nie są kryteria obiektywne. Ani też nie jest to rozwiązanie, które byłbym skłonny poprzeć.
- tylko w ramach dyscypliny, dyscypliny są parametrycznie nieporównywalne
- Realizacja takiego postulatu jest niemożliwa. Możliwa, ale pod warunkiem, że kryteria będą subiektywne i nieporównywalne.
- Porównywanie dorobku jednego z drugim tylko w danej dziedzinie naukowej może nie do końca gwarantować obiektywizm. Każdy przypadek (podobnie jak choroba) może być niepowtarzalny. Warto uwzględnić także niszową tematykę w danej dziedzinie, która dzisiaj może być marginalna, a dopiero w przyszłości będzie przełomowa. W moim przekonaniu obiektywizmu powinniśmy oczekiwać od Profesorów-Autorytetów, choć w Pani przypadku jest to wołanie na puszczy. Mimo wszystko, to potencjalny Recenzent (Autorytet) dorobku naukowego powinien wykazać się chęcią dostrzeżenia wartości wieloletniej pracy człowieka, który przecież po drodze był już wielokrotnie weryfikowany. Oby nie sprawdzała się zasada - nadzwyczaj przydatny, nadzwyczaj przydatny... zwolniony.
- tak, ale nie powinny one bazować na ministerialnej liście czasopism punktowanych, która, przynajmniej w humanistyce, przyznaje tyle samo punktów za publikacje w języku polskim w drugorzędnych i nieznanych na świecie polskich czasopismach, co za publikacje w najlepszych czasopismach międzynarodowych. Co więcej niektóre wiodące periodyki w dziedzinie w ogóle nie znajdują się na tej liście. A co za tym idzie lista ministerialna w obecnej postaci promuje publikowanie wyników badań lokalnie, a zniechęca do publikowania na arenie międzynarodowej, co wymaga o wiele więcej wysiłku, a nie przynosi żadnych korzyści w punktach
- Opracowanie obiektywnych kryteriów dla każdej dyscypliny jest w mojej ocenie nie do zrobienia. Chcąc to zrobić, trzeba by zejść na poziom subdyscyplin, a i tak jednomyślności czy nawet zdecydowanego poparcia dla wypracowanych kryteriów w wielu przypadkach nie uda się uzyskać. Z oceną dorobku jest moim zdaniem inny problem. Tzn. po pierwsze powinien zostać zlikwidowany przymus dostarczania oświadczeń współautorów. Po drugie, habilitant powinien mieć możliwość złożenia odwołania od decyzji CK. Tu powinna działać zasada porównywania, tzn. jeśli już ktoś w danej dyscyplinie/subdyscyplinie uzyskał habilitację mając nie lepsze osiągnięcia, to odwołanie wnioskodawcy powinno być uwzględnione. W przypadku negatywnej opinii, CK powinna wskazać na inne postępowania (o podobnym poziomie lub lepsze), w których również nie przyznano stopnia. Wniosek powinien być składany w jednym języku (polskim lub ang.). Moim zdaniem nie ma nic lepszego niż ankiety studenckie w kontekście oceny pracy dydaktyczn
- Dalsze uszczegóławianie kryteriów, które już przecież istnieją, może się źle skończyć. Szczególnie w naukach humanistycznych trudno podstawiać wszystko do jednego wzoru. Wiara w to, że można stworzyć system, w którym oceny dorobku nie będą w jakimś stopniu subiektywne, to utopia.
- Kiepskie pytanie. Każdy będzie za. Teoretycznie juz teraz są obiektywne tj. Liczbowe. Punkty i H-index jest zły ale nie ma nic lepszego. Wybór ekspertów recenzentów będzie jeszcze mniej obiektywny.
- Dlaczego ta ankieta nie odwołuje się do już istniejących kryteriów międzynarodowych? Liczba cytowań wg Web of Science, indeks Hirscha, impact factor, itp. Albo robi się naukę, która nie odbiega od poziomu międzynarodowego, albo tworzy się dzieła "powiatowe". Jakiekolwiek krajowe kryteria, inne niż wyżej wymienione, będą to kryteria "powiatowe". Polska nauka dzięki temu nie pójdzie w górę!
- Nie do zrobienia
- Uważam, że stworzenie takiego systemu jest niemożliwe. Każdy system oceny powoduje, że oceniani dopasowują się do wymagań tego systemu, co w cale nie musi przekładać się na rozwój naukowy.
- Nie zgadzam się że najwyżej punktowane powinny być osiągnięcia praktyczne. Godzi to w cały dział badań podstawowych bez których nie było by późniejszych badań wdrożeniowych.
- Proszę podać konkrety - żadne kryteria nie są z założenia obiektywne, każdą słuszną ideę można źle zrealizować, a diabeł zawsze tkwi w szczegółach.
- Nie ma czegoś takiego jak "obiektywne, porównywalne kryteria oceny dorobku naukowego, uwzględniające specyfikę danej dziedziny naukowej". Ocena zawsze jest jakoś arbitralna i musi być dokonywana przez rozsądnych ludzi z wiarygodnymi wynikami własnymi. Wiara w abstrakcyjne obiektywne kryteria oznacza raczej, że uznajemy iż takich autorytetów profesorskich nie ma. Jeśli to prawda, no to może lepiej daną dziedzinę "zaorać".
- Nie rozumie co oznacza porownywalne w ramach dziedziny naukowej. Jeśli popatrzeć na dziedziny nauk technicznych to tutaj jest tak duża rozpiętość w każdej branży, że nie da się tego ujednolicić.
- Ocena powinna bazować na ilości cytowań i na Impact Factor czasopism w których naukowiec publikuje (różne dla różnych dyscyplin). Podana metoda dyskryminuje badania podstawowe i ogólnie teoretyków
- Co znaczy "obiektywne"? Obecnie liczy się "citation index" punkty na liście ministerialnej itp. Na ich podstawie, recenzenci decydują. Moim zdaniem obecne kryteria są obiektywne, a powyższa propozycja wygląda na subiektywną.
- Na postawione pytanie nie można odpowiedzieć, ponieważ jest sformułowane ogólnikowo.
- Dla danej dziedziny naukowej to mało powiedziane - trzeba jeszcze uwzględnić typ badań. W jednej dziedzinie mogą być teoretycy, których dorobek faktycznie można oceniać bardziej pod względem publikacji, cytowań (jako miary przydatności ich badań), ale i osoby bardziej skupione na praktyce, gdzie obecny system jest krzywdzący i powinni być oceniani bardziej pod względem współpracy z firmami/przemysłem lub ewentualnych zastosowań, czy też patentów.
- Tak jestem za, ale z pewnym zastrzeżeniem. Pracownik naukowo -dydaktyczny z założenia ma być "dostępny" dla STUDENTÓW. Oznacza to, że ma sumiennie prowadzić zajęcia, być dostępnym dla studentów w godzinach konsultacji, prowadzić badania z ich udziałem w ramach pracy inżynierskich/magisterskich, itp. To ma istotny wpływ na edukację społeczeństwa!!! W związku z tym, jeśli ktoś wypełnia swoje zobowiązania względem studentów i dodatkowo realizuje swoje badania w ramach grantów/ pracy habilitacyjnej, itp. to niekoniecznie ma czas na ?ścisłą? współpracę z przemysłem (wyjątek dotyczy prac habilitacyjnych, grantów, które realizowane są z przemysłem). Oczywiście znam osoby, które z jednej strony WSPÓŁPRACUJĄ z przemysłem a z drugiej strony zaniedbują swoje obowiązki względem studentów (notoryczne odwoływanie zajęć, brak konsultacji, często brak prowadzącego z powodu licznych wyjazdów (delegacje), itp.), nie wykazują również dorobku poprzez publikowanie w czasopismach z listy filadelfijskiej.
- Błędne założenie w pytaniu!!! Z góry zakładające że system jest nieobiektywny!
- Nie - jestem za przepływem informacji. W tym momencie "dziedziny" się przenikają do tego stopnia że to co jest magisterką na jednej stanowi podstawę do habilitacji na innej - z powodu braku przepływu wiedzy
- Zasadniczo tak, tyle że trzeba najpierw udowodnić że takie istnieją. Moim zdaniem nawet jeśli istnieją to nie ma sposobu aby dokładnie je ustalić. Stąd jakiekolwiek one nie będą, zawszę to będzie pewien kompromis. Grunt, żeby był to jak najprostszy kompromis. W tym sensie h-indeks + impact factor + citation rate, że tak powiem "do the job". Oczywiście ci co nie publikują w dobrych czasopismach będą marudzić, że to złe kryteria, ale cóż poradzić....
- Obiektywne kryteria dla całej nauki nie istnieją. Obecnie istnieją dziedziny w polskiej klasyfikacji nauk, zawierające dyscypliny tak różniące się między sobą stosowanymi metodami, że porównywanie ich osiągnięć w sposób obiektywny nadal nie będzie możliwe. Specyfika dziedziny po prostu często nie istnieje (np. brak podobieństwa w dyscyplinach nauk rolniczych). Trzeba coś innego zaproponować. Kluczowe powinno być znaczenie autorytetu naukowego, nie towarzyskiego. Recenzenci powinni być kompetentni, a niekompetencja recenzentów przy ocenie dorobku powinna skutkować odebraniem prawa recenzowania a także stopnia/tytułu ocenianemu.
- W ramach dziedziny można natrafić na odmienność tematyczną, która uniemożliwia sztywne stosowanie określonych kryteriów
- Brak oceny pracownika naukowego uczelni w zakresie jakości prowadzonych przez niego zajęć dydaktycznych powoduje obniżenie jakości tych zajęć. Pracownik woli zająć się innymi rzeczami za które jest oceniany niż przygotowaniem do zajęć.
- Tak, ale obawiam się zbyt wygórowanych kryteriów
- Trudno wyobrazić sobie takie obiektywne kryteria
- Tak, jeżeli uwzględniona będzie specyfika danej DYSCYPLINY naukowej.
- nie wierzę, że można takie stworzyć. Nauki podstawowe mają niewielkie szanse na współpracę z gospodarką.
- Z mojego doświadczenia wynika, że samo ustalenie obiektywnych, porównywalnych kryteriów oceny stanowi wyzwanie dla osób decyzyjnych.
- Za pozwoleniem, ale to jest pytanie w stylu "Czy jesteś za tym, by Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatnio?". Każdy jest za tym, ale - konkrety... Jeśli są to kryteria wskazane powyżej - tak.
- Jako językowiec z inklinacjami do filozofowania uśmiecham się zawsze, gdy widzę słowa "obiektywny" i "specyfika". Pozostaję neutralny wobec pytania.
- Tak, jestem za przyjęciem obiektywnych, porównywalnych kryteriów oceny dorobku naukowego, ale obiektywnego dla wszystkich - bez względu na dziedzinę naukową.
- Kto by miał to robić i na jakich zasadach?
- Tak, ale tylko przy zatrudnianiu na okreslone stanowisko
- W pełni obiektywne kryteria nie są możliwe w mojej dyscyplinie. Przykład: ja mam kilkadziesiąt cytowań rocznie, doktorant będący w dużej kolaboracji - około tysiąca. Tak więc takie kryteria należałoby jeszcze bardziej uszczegółowić, a to rodziłoby kolejne problemy - np. co z osobami, które są na styku różnych specjalności, czy nawet dyscyplin?
- To zależy od tego, gdzie kto pracuje. W jednostkach, w których kwitnie praca zespołowa nad projektami - jak najbardziej TAK. Jeśli nie - obiektywna ocena wg ogólnych kryteriów nie ma sensu- to co dla prężnego zespołu jest sprawą oczywistą, dla samotnego pracownika będzie barierą nie do pokonania!
- Co do zasady - tak. Obawiam się jednak, jak wyglądałoby to w praktyce. W naukach społecznych i humanistycznych trudno (o ile to w ogóle możliwe) określić takie kryteria. Liczenie punktów za publikacje według mnie nie jest gwarantem obiektywności.
- Dziekan i Rady Wydziału najlepiej znają kandydatów i to one winne decydować o dpuszceniu lub nie do colloquów. Praca naukowa "na punkty" to intelektualne nieporozumienie
- Tak, ale z pewnymi wyjątkami - konkretnie dotyczy to pełnej porównywalności. W chwili obecnej dla nauk humanistycznych wystarczającym jest dorobek publikacyjny zamieszczony w Web of Science, podczas, gdy dla pozostałych nauk mamy kryteria wyższe (JCR) - proponuję to ujednolicić. Tym bardziej, że obecnie np. dla nauk technicznych mimo braku spełnienia kryterium powyższego niektóre habilitacje zostają uznane (co czyni ten przepis martwy, lub uznaniowy dla jednych, a obligatoryjny dla innych uczelni).
- Takie kryterium przecież formalnie obowiązuje.
- Nie bo OBIEKTYWNYCH w 100% brak!
- Wydaje mi się, że ścisła definicja takich kryteriów nie jest możliwa!
- w mojej dziedzinie nauki juz tak jest
- czy jest to możliwe?
- Brakuje mi informacji, co to oznacza obiektywne kryteria.
- Dotychczas system punktowania publikacji czasopism miał zapewnić tę obiektywność. Działalność naukowa sprowadza się teraz do "łapania" punktów".
- Takie obecnie są. Liczba publikacji w czasopismach z tzw Listy Filadelfijskiej.
- uważam, że nie ma "obiektywnych, porównywalnych" kryteriów. zatem ustawianie ludzi wg listy rankingowej zawsze będzie niesprawiedliwe i krzywdzące dla wielu osób. Poprawa polskiej nauki powinna polegać na zwiększeniu finansowania oraz redukcji patologii finansowania a nie w "listach rankingowych".
- Tak, ale co to tak naprawdę znaczy? Wszystko i tak wiąże się z uczciwością ludzi, a na uczelniach jest jej coraz mniej.
- Tak, tylko boję się, że przygotowaniem owych obiektywnych kryteriów zajmą sie ci sami ludzie co dotychczas. Wszak obecne krtyteria też są "obiektywne" i "porównywalne".
- zgadzam się z ideą opracowania kryteriów dla oceny profesorów, natomiast nie wyobrażam sobie kryteriów oceny pracy doktorskiej. Nie zgadzam się, że np. współpraca z gospodarką doktoranta powinna decydować o jego pracy doktorskiej gdyż to również bardzo łatwo może prowadzić do patologii a nie podniesienia poziomu doktoratów. Nie można również wyeliminować recenzji (recenzja zawsze będzie subiektywna gdyż bazuje na wiedzy osoby recenzującej) w tym punkcie trzeba się raczej skupić na eliminacji patologii, o których wspomniano a nie recenzji jako takich. Nadmierne skupienie się na mierzalnych (niesubiektywnych) kryteriach prowadzi również do patologii: patrz wsp. Hirscha czy IF. Nie zgadzam się, że nie istnieją ogólnouczelniane kryteria oceny pracownika. Są uczelnie na których istnieją, więc jest to tylko kwestia wymuszenia tego typu zachowań.
- Nie bardzo widzę tę drugą część w wykonaniu językoznawców. Anonimowe ankiety studenckie, tak, ale nie sterowane z jednej strony przez pracowników (koleżanka powiedziała: muszą mnie lubić, bo gremialnie wszyscy napisali, że byłam punktualna, a przecież wiecie,że to jest moją słabą stroną....ano wiemy, wiemy, regularnie spóźnienia sięgały pół godziny; z drugiej będące wynikiem zemsty na wymagających pracowników..
- Tak, z uwzględnieniem ocenianych osiągnięć, weryfikowanych również na tle historycznych zmian ustawowych co do wymagań związanych z awansem zawodowym.
- Ocenić można, a finanse finansami.
- ma wątpliwości: jak fizycy teoretyczni mają udowodnić przydatność swoich badań dla społeczeństwa/przemysłu (np. badania nad teorią strun)? Co to znaczy obiektywna ocena? W podanej formie powyżej wg mnie nie jest obiektywna
- Ogolna idea jest dobra, ale nie zgdzm sie z powyzszymi punktami
- Żadne kryteria nie bedą nigdy obiektywne, gdy mówimy o czynniku ludzkim. Przeliczanie dorobku na punkty juz przerabiamy i nie jest to dobrym rozwiązaniem (liczy się indeks samego czasopisma, a nie zawartość merytoryczna artykułu).
- Raczej b. trudne. Np. co jest większym dorobkiem, istotna publikacja w Nature czy patent przynoszący namacalne korzyści w mln euro?
- Nie można dokonywać wspólnej oceny osiągnięć "dla wszystkich obszarów nauki", a to choćby ze względu na istotne różnice w metodologi badań naukowych. Natomiast należy określić kryteria reprezentatywne dla dyscyplin naukowych.
- Jestem za przyjęciem obiektywnych kryteriów oceny dla danej dziedziny, jednak mając na uwadze pluralizm w nauce nie mogą one mieć charakteru zero-jedynkowego i powinny być poddane do oceny ekspertów w sposób ramowy.
- to jest raczej niemożliwe.
- NIE. Nie ma możliwości przyjęcia obiektywnych kryteriów oceny. Preferowanie osiągnięć praktycznych jest błędne. Najwięcej cytowań mają teoretycy. Najbardziej znani w świecie polscy naukowcy to teoretycy.
- tak, o ile będą opracowane "z głową"
- Raczej tak, diabeł taki w szczegółach. Obecnie szala przechyla się na korzyść badań podstawowych i 0 praktyki.Co znaczy obiektywna ocena? Zawsze będą ustalone w którymś momencie subiektywne punktacje np istniejąca punktacja za publikacje, a jak wycenić badania stosowane? Jeden patent to ile punktów, jedno zgłoszenie know-how, a ile wzór przemysłowy, a jedno wdrożenie to ile punktów, a może dopiero punktować wycenę wartości dla gospodarki, tyle że to znowu wszystko subiektywne. A jak porównać jedno osiągniecie w naukach stosowanych w różnych gałęziach przemyslu/rolnictwa, gdzie wartość rynkowa danej gałęzi może być skraje różna, a wycena według wartości może doprowadzić do likwidacji wielu dziedzin badań. Anonimowe ankiety wśród studentów nie są niczym złym. W przeciwnym przypadku ankiety będą fikcją, bo ilu jest odważnych studentów, żeby imiennie krytykować profesora, bo zła ocena to nic innego jak krytyka, a nóż student będzie miał jeszcze z profesorem zajęcia lub jego dobrym kolegą
- Procedury na losowo wybranej radzie Wydziału
- Obawiam się, że wyłonienie takich kryteriów to sprawa trudna. Nie obędzie siębez jakiegoś stopnia arbitralności oceny.
- nie zgadzam się z tezą że możliwe jest prawidłowe przygotowanie "części ogólnej" dla wszystkich dziedzin nauki. Jak porównać dzieło artystyczne - rzeźbę czy obraz z dorobkiem mierzonym np. indeksem Hirsh'a?
- Zmiany powinny być obiektywne, lecz bez nacisku na praktyczność rozwiązania, gdyż wiele naukowców pracuje nad badaniami podstawowymi bez praktycznego znaczenia.
- Takie podejście jest możliwe w naukach przyrodniczych lub matematyce, w humanistyce ocena będzie zawsze subiektywna, oparta na wiedzy recenzenta. Problem ten może rozwiązać zmiana systemu doboru recenzentów. Za patologię można uznać dobór recenzenta oparty na jego relacjach koleżeńskich z promotorem pracy doktorskiej. Dobór powinien być dokonywany losowo z listy naukowców zajmujących się obszarem eksplorowanym przez doktoranta w dysertacji lub z wykorzystaniem innego algorytmu zakładającego transparentność. Być może zastosowanie podwójnej anonimowości, podobnie jak w czasopismach naukowych, pozwoliłoby recenzentom na swobodną pracę. Nazwiska byłyby dopiero ujawniane w momencie przesłania recenzji dziekanatowi.
- Obiektywizacja oceny dorobku jest w praktyce niemożliwa do przeprowadzenia. Problemy bowiem będą sie pojawiały zarówno w naukach humanistycznych, jak i naukach o sztuce. Kryteria przyjmowane w NCN, choć miażdżące dla większości polskich humanistów, mają na celu parametryzację dorobku.
- Takie kryteria nie istnieją.
- Generalnie tak, tylko co to znaczy kryteria obiektywne, co to znaczy uwzględniające specyfikę danej dziedziny? Habilitacja jest tytułem naukowym i powinna brać pod uwagę tylko osiągnięcia i prestiż naukowy, staże naukowe i prowadzenie projektów badawczych.
- Bardzo trudno o obiektywne kryteria oceny dorobku naukowego. Ona niestety jest subiektywna. Często recenzje (dostępne w internecie) głównie rozpraw doktorskich nie są oceną rozprawy, a skrótem treści dysertacji wraz z pozytywną konkluzją. Niektórzy recenzenci piszą kilkanaście takich bezwartościowych "recenzji" w ciągu roku. Inny problem to dorobek wieloautorski, często powstający dzięki wzajemnemu dopisywaniu się do publikacji. Na podstawie tego samego dorobku może habilitować się kilka osób, podając różny procentowy udział w jego powstaniu. Praca na ilość i na punkty, pogoń za wskaźnikami cytowań znacząco obniża poziom merytoryczny nauki polskiej. Najważniejszym osiągnięciem naukowym wskazanym w dorobku powinna być samodzielnie przemyślana i napisana monografia, a nie np. trzy wieloautorskie artykuły opublikowane w wysoko punktowanym czasopiśmie naukowym. Na tej podstawie nie można twierdzić, że ktoś jest samodzielnym pracownikiem nauki.
- Na wstępnie chciałem napisać, że udzielenie ?testowych? odpowiedzi na tak złożone pytania jest często niemożliwe. W większości przypadków istnieje jakieś ?ale?. Niestety nie ma prostych rozwiązań, a radyklane zmiany często mogą mieć nieprzewidziane skutki. Tak, ale: Idea ?zobiektywizowania? kryteriów oceny osiągnięć naukowych na pewno jest słuszna. Wyrażam jednak wątpliwość do jakiego stopnia jest to możliwe. Moim zdaniem istnieje ryzyko, że może to skończyć się tym, że np. habilitacja = H-index > 10, sumaryczny IF > 10, 10 publikacji w czasopismach w czasopismach z JCR itp. (nauki techniczne). Kryteria niby obiektywne, ale ich osiągnięcie odbywa się w drodze recenzji (tym razem w czasopismach) i bardzo mocno zależy od tematyki, którą się dana osoba zajmuje (a nie chodzi nam o to, aby wszyscy pracowali w tym co akurat jest ?na topie?) i zespołu, w którym działa. Współpraca z przemysłem owszem, ale na dzisiaj stoi to trochę w sprzeczności z publikacjami JCR. Konkludując ? eliminacja r
ukryj odpowiedzi





2. Zniesienie stopnia doktora habilitowanego   czytaj więcej

Obecnie w awansie naukowym najwięcej kontrowersji od lat budzi habilitacja, która często przyjmuje formę negatywnej selekcji. Zapowiadane od wielu lat projekty zniesienia habilitacji są sukcesywnie odrzucane przez kolejne rządy. Wprowadzone w 2011 r. zmiany do Ustawy o stopniach naukowych i tytule naukowym, polegające m.in. na publikowaniu w internecie wybranych dokumentów habilitacyjnych, tylko pokazały społeczności akademickiej ogrom patologii w środowisku.

Zmiana dotyczy zniesienia stopnia doktora habilitowanego i wprowadzenia nowej drogi awansu zawodowego (patrz punkt 3).

mniej

Czy jest Pani/Pan za zniesieniem stopnia doktora habilitowanego?

1229 GŁOSÓW
58,38%
 
658 GŁOSÓW
31,26%
 
155 GŁOSÓW
7,36%
 
63 GŁOSY
2,99%
 
TAK NIE NIE MAM ZDANIA INNE
pokaż odpowiedzi
- Samo zniesienie nic nie da, bo habilitacja jest istotnym elementem systemu (uprawnienia, itp.). Lepiej doskonalić niż po prostu usuwać.
- Nie, bo mam
- Zamiast likwidować należy pilnować by ten stopień był uzyskiwany na podstawie aktywności naukowej o jakości międzynarodowej.
- Trudno powiedzieć. To zbyt ogólnie postawiony problem. Moja odpowiedź byłaby TAK - tylko pod warunkiem, że dorobek i intelekt naukowca będą tak czy owak poddawane rzetelnej, poważnej ocenie.
- niech to będzie stopień instytucjonalny (kryteria ocenia instytucja)
- Powinno to być fakultatywne
- To zależy od konkretnych wymagań. Jeśli są mądre (np. tylko naukowe, ew. dydaktyczne, w dodatku z góry znana ilość np. publikacji), to habilitacja byłaby selekcją pozytywną, a jeśli są głupie (finansowe, organizacyjne itp.), to wtedy - negatywną. Po prostu diabeł siedzi w szczegółach.
- Tak, ale pod warunkiem dostosowania kariery po doktoracie do realiów z zachowaniem logiki. Np. świeżo upieczony doktor nie może być recenzentem wniosku profesorskiego.
- Tak, a dotychczas osoby z dr hab.=prof.! Osobna sprawa, której w ankiecie brakuje to kwestia wynagrodzenia pracowników naukowych, szczególnie dr i dr hab. - jest skandalicznie niskie!!
- Sensowna habilitacja nie jest złą praktyką (np. farancuzka). Mobilizuje do pracy. W naszym wydaniu jest chora.
- Tak, jeżeli zostanie wprowadzony punkt 3.
- Tak, jestem za zniesieniem stopnia doktora habilitowanego, ponieważ jego utrzymywanie jest nielogiczne w kontekście globalizacji. Jest to tylko i wyłącznie stopień w hierarchii dziobania.
- Samo zniesienie stopnia wprowadzi tylko chaos. Nalezaloby zastapic ten stopien innym kryterium oceny wynikow pracy naukowej. Moim zdaniem mogloby to byc przyjmowanie w otwartych konkursach na pierwsza pozycje profesorska, po kilku kontraktach na pozycjach podoktorskich. W innych krajach, do poziomu ktorych powinnismy dazyc (np. Niemcy), system ten pracuje dosc dobrze. Kontynuujac moje dywagacje z poprzedniego punktu cala ta dyskusja nie ma sensu bo po kolejnych 20 latach obnizania poziomu nauczania w szkolach a co za tym idzie i w uczelniach wyzszych poziom wyksztalcenia ludzi w Polsce bedzie niewiele wyzszy od tego Etiopii.
- musi byc, zastepuje konkurs i kwalifikacje
- ma to swoje dobre i złe strony
- Tak, ale w dłuższej perspektywie czasowej, po podniesieniu poziomu doktoratów.
- Tak, pod warunkiem pkt.3.
- W sytuacji, kiedy nasz system wyprodukował wielu wątpliwej jakości doktorów, nie wiem, czy nie powinno być jednak jakiejś dodatkowej bariery przed dopuszczeniem ich do profesury. Ale nie jestem zwolenniczką hablitacji.
- tak ale tylko w przypadku innej "ostrej" oceny pracowników - na co się obecnie nie zanosi
- Nie. O ile teraz, przy tzw. nowej procedurze, wyobrażam sobie, że ktoś awansuje, nawet jeśli ma niewielkie poparcie swojego szefa i własnego wydziału, o tyle zniesienie habilitacji oznacza w praktyce, że wydziałami do końca świata będą zarządzać obecnie ulokowane tam kliki z kooptacją według własnego widzimisię młodszych, pokorniejszych itd.
- Tak, pod warunkiem zdecydowanego podniesienia wymogów przyznawania tytułu doktora i tylko dla osób które nie rozpoczęły jeszcze studiów doktoranckich!
- TYLKO WRAZ Z LIKWIDACJĄ TYTUŁU PROFESORA (Nadawanego przez Prezydenta RP)
- Stopień ten powinien pozostać jako możliwy do uzyskania, ale niekonieczny do pracy naukowej. Przydatność wielu rozpraw habilitacyjnych jest wątpliwa. Lepiej energię i czas spożytkować na pracę nad patentami i ich wdrożeniem.
- Jestem przeciw. Mnie on zdopingował do roboty. Gdyby nie konieczność zrobienia habilitacji pewnie nigdy bym na poważnie nie zaczął zajmować się nauką a tylko wpadał na uczelnie by odbębnić dydaktykę. Zwłaszcza, że jako informatyk miałem dużo bardziej intratne propozycje niż praca na uczelni. A tak musiałem wybrać co chce w życiu robić i wybrałem naukę.
- Nie na obecnym etapie (słabość doktoratów). Habilitacja na podstawie dorobku naukowego winna być przeprowadzana przez Radę Wydziału inną od tej, na której pracuje habilitant i zatwierdzana przez CK
- awans dla naukowców posiadający dorobek naukowy, a nie dla wszystkich naukowych pracowników uczelni
- Nie mam nic przeciwko temu stopniowi, natomiast nie powinien on zastępować oceny pracownika, ani być "obowiązkowy" pod groźbą utraty pracy.
- To jest jakiś poroniony stopień, który powoduje bicie piany, a nie ferment naukowy! Doktor to ostatni stopień naukowy. Reszta to pławienie się w .... TAK! Likwidacja.
- Porządny dorobek poparty odpowiednimi publikacjami i colloqium habilitacyjnym winne być podstawą nadania stopnia dr hab. Jest to jedyny moment prawdy aby udowodnić swoją wartość.
- Tak, są ku temu bardzo wyraźne argumenty "ZA". Wystarczy spojrzeć na inne kraje UE. Zwykle na doktoracie kończymy, a potem tytuł profesora przyznawany za dorobek. Doktor ma znacznie szersze uprawnienia niż u nas. W Hiszpanii nawet promotorem doktoratu może być magister (ale posiadający wystarczający dorobek badawczy).
- Nie, bo to postulat "wiecznych doktorów"? Czyżby powrót "docentów" z czasów PRL.
- Obecnie przy silnym obniżeniu poziomu doktoratów jestem przeciwny zniesieniu stopnia doktora habilitowanego!
- Zniesienie stopnia doktora habilitowanego przy obecnym zdeprecjonowaniu stopnia doktora osiąganego w trybie niskiej jakości t.zw. studiów doktoranckich i za prace "doktorskie" pisane w pośpiechu na poziomie, który 10 - 20 lat wcześniej był wymagany od magistrów oznaczałby kompletne załamanie poziomu nauki. Demagogiczne jest twierdzenie, że konieczność uzyskania stopnia doktora habilitowanego, i to w określonych terminach, zabija naturalną twórczość naukową i hamuje rozwój naukowy młodych zdolnych doktorów. Habilitacja przecież wymaga powiększenia dorobku naukowego, a dla rzeczywiście zdolnych czy wręcz wybitnych doktorów spełnienie kryteriów habilitacyjnych w ramach obranej naukowej specjalności nie powinno być najmniejszym problemem. Proszę popatrzeć na obecnych "wiecznych" doktorów, pozostawionych na uczelniach i przeniesionych "humanitarnie" ze stanowisk adiunktów w związku z brakiem habilitacji na stanowiska wykładowców. Czy oni zasługiwaliby na stanowiska profesorów?
- Zniósł bym konieczność, kto chce, kto może, kto ma możliwość ale nie obowiązek.
- jestem za "NIE" bo obecna matura to jest poziom mojego egzaminu do liceum, obecny doktorat to poziom dawnej pracy magisterskiej.
- Jest to jakiś system oceny i awansu. Jeśli z niego zrezygnujemy to będzie to rodzaj rewolucji w systemie (uprawnienia do prowadzenia kierunku studiów, uprawnienia do doktoryzowania, habilitacji i profesur)
- Ten etap jest potrzebny, to jest awans nauczyciela akademickiego nie każdy naukowiec będzie dobrym nauczycielem akademickim. Przy naszych zawiłościach moralnych i etycznych jest to bezpieczny element weryfikacji dojrzałości naukowej.
- Jestem za zniesieniem, ale musi to być proces stopniowy.
- habilitacja mogłaby być opcjonalną droga kariery a nie przymusem
- W takim układzie, jak jest dzisiaj, tak. Poprzednie zasady dawały możliwość wysłuchanuia wykładu (egzamin uważam za zbędny,), poza tym dopuściłabym możliwość obrony, czyli polemiki z recenzjami (skoro jest to możliwe przy doktoracie, dlaczego nie można się bronić przy habilitacji; na mojej habilitacji dopiero jeden z historyków, był to wydział fil.-hist., przypomniał po pytaniu recenzenta o partie w Prusach Wschodnich, że jest to habilitacja z zakresu językoznawstwa, a nie historii.
- W mojej opinii postulat ten jest warty poparcia jeśli w uczelniach pojawią się mechanizmy wymagające aktywności naukowej pracowników. W chwili obecnej habilitacja spełnia rolę czynnika, który dopinguje (a przynajmniej powinien dopingować) do rozwoju naukowego. Bez tego istnieje ryzyko, że będziemy mieli masę pracowników naukowych uczelni, którzy niewiele będą robić. Sam rozpoczynam pracę na stanowisku adiunkta i najbliższe osiem lat traktuję jako okres wytężonej pracy naukowej, której zwieńczeniem na pewnym etapie ma być habilitacja (oczywiście rzetelnie i obiektywnie oceniona).
- Liczba mianowań wykończy prezydenta.
- tak, pod warunkiem zachowania uprawnień i wprowadzenia procedur kwalifikacyjnych w awansach naukowych (np. podobnie jak "tenure track" w systemach północnoamerykańskich). Konieczne byłoby jednak zwiększenie możliwości dobrego finansowania początków niezależnej kariery naukowej, szczególnie w naukach ścisłych i LS (bez tego układy i dostęp do funduszy i tak ograniczy albo uniemożliwi rozówj wielu kandydatom, nawet bardzo zdolnym)
- uważam, że stopień doktora habilitowanego mógłby pozostać, ale nie na takich zasadach, jakie funkcjonują obecnie; po pierwsze, nie każdy pracownik wyższej uczelni jest naukowcem i bez sensu jest zmuszać takich ludzi do robienia habilitacji pod szantażem utraty pracy; często są to dobrzy dydaktycy, ale niekoniecznie naukowcy; po drugie, ta sytuacja szantażu sprawia, że "mierni" (często także "bierni") otrzymują habilitację, a ci pracoholicy z "syndromem alkoholowym" z reguły otrzymują recenzje negatywne - i to, niestety, jest już regułą; po trzecie, nie można dorosłych ludzi traktować jak feudalnych niewolników - zatrudnienie zależy od tego, czy spodobasz się recenzentom i przewodniczącemu (wskazana jest skromność, potulność i dorobek mniej więcej taki, aby żaden z nich nie czuł się zagrożony;
- Wobec bardzo niskiego ogólnego poziomu doktoratów zniesienie habilitacji było obecnie szkodliwe. Niestety należy dążyć do tego, aby obecny stan procedur habilitacyjnych poprawić! Nonsensem jest przeprowadzanie postępowań habilitacyjnych wyłącznie "na dokumentach", bez aktywnej roli habilitanta.
- Nie za zniesieniem dla ścieżki naukowej, ale stworzenie realnej równolegle dostępnej i porównywalnej (finansowo, prestiżowo itd.) ścieżki dydaktycznej. Obecnie ze względu na sposób finansowania nauki liczą się tylko samodzielni i liczba studentów. Dydaktyka to przy obecnym poziomie polskiej nauki ostatni realny argument za utrzymywaniem wielu etatów i jednostek naukowych.
- Może zostać, ale niech będzie przyznawana w bardziej obiektywny sposób, np. za zdobycie 200pkt w tym art. na liscie A. Teraz jeden członek komisji twierdzi, że habilitacja beznadziejna a drugi że wiele wnosi do nauki. Jak na konkursie piękności dla psów.
- TYTUŁ POWINIEN FUNKCJONOWAĆ, ALE NIE POWINIEN BYĆ WYZNACZNIKIEM WARTOŚCI PRACOWNIKA NAUKOWO-DYDAKTYCZNEGO DLA UCZELNI TZN. DETERMINOWAĆ MOŻLIWOŚĆ ZATRUDNIENIA PO UPŁYWIE OKREŚLONEGO OKRESU OD UZYSKANIA STOPNIA DOKTORA NAUK. ZWALNIANIE CZĘSTO DOBRYCH DYDAKTYKÓW, DOKTORÓW Z DOROBKIEM NAUKOWYM ZA BRAK TYTUŁY DR HAB W OBLIGATORYJNYM TERMINIE JEST PROSTĄ DROGĄ DO ZAPAŚCI DEMOGRAFICZNEJ W POLSKICH KADRACH NAUKOWYCH
- Należy utrzymać habilitację, ale uczynić z niej dodatkowy punkt w dorobku, a nie stopień warunkujący objęcie stanowiska profesora nadzwyczajnego.
- tak, ale tylko przy uwzględnieniu większej kontroli jakości bronionych rozpraw doktorskich
- Pod pewnymi warunkami. Doktor bez habilitacji może pełnić stanowisko profesora, ale powinny być obiektywne (w skali świata) kryteria porównawcze. Przykładowo określona liczba publikacji z listy A
- habilitacja -względnie awans zawodowy na podstawie obiektywnego systemu zliczania punktów za osiągnięci naukowe
- pod warunkiem zaostrzenia kryteriów przy pracach doktorskich, bo to co teraz się dzieje z dysertacjami doktorskimi, to jest kpina z nauki. Doktorant potrzebny do tytułu prof.
- Nostryfikacja (uznanie) w Polsce ukraińskie dyplomów doktora nauk, kandydata nauk i certyfikatów profesora i docenta nauk technicznych
- Habilitacja powinna zostać podtrzymana, dopóki nie zostaną wprowadzone działania podnoszące jakość powstających prac doktorskich, tj. dysertacji wnoszących faktycznie coś do nauki i opartych na rzetelnych badaniach, nie zaś "koleżeńsko".
- Zniesienie stopnia doktora habilitowanego wymagałoby zmiany wymagań stawianych kandydatom do uzyskania stopnia naukowego doktora. Obecnie te wymagania są banalne. Praca doktorska musiałaby wnosić coś istotnie nowego do nauki, a zatem jej napisanie wymagałoby np. dojrzałości naukowej, czego nie osiągają współcześni doktoranci. Byłbym za zniesieniem habilitacji przy jednoczesnym znacznym zaostrzeniu kryteriów przyznawania doktoratu.
- Lepiej stworzyć obiektywne kryteria habilitacji, indywidualnie dla dyscyplin naukowych. Habilitacja powinna być formą naturalnego awansu, na który składa się doświadczenie, dorobek naukowy, dydaktyczny, osiągnięcia praktyczne itp. Habilitacja nie powinna być "robiona", powinna zostać wypracowywana bez limitów czasowych.
- Proponowany projekt habilitacji wdrożeniowej może przyjąć formę nie negatywnej, a uznaniowej, koleżeńskiej selekcji i jeszcze większej patologii.
- Tak, ale: Osobiście jestem za zniesieniem obowiązku habilitacji, ale sam stopień mógłby zostać. Jego usunięcie z systemu wymagałoby szeregu zmian w różnych procedurach i stanowi niepotrzebne zamieszanie. Jednocześnie trzeba sukcesywnie podnosić kryteria oceny okresowej, aby ?zmuszać? osoby zatrudnione na stanowiskach naukowych i naukowo-dydaktycznych do pracy na przyzwoitym poziomie.
ukryj odpowiedzi





3. Przyznawanie stanowiska profesora na określony czas   czytaj więcej

Obecnie do uzyskania stopnia doktora habilitowanego pracownik naukowy wykorzystuje potencjał swoich możliwości prowadząc granty, badania, organizując konferencje. Habilitacja jest okresem największej eksploatacji naukowca. Po uzyskaniu stopnia doktora habilitowanego często dochodzi do znacznego obniżenia aktywności naukowej. Poziom ten spada jeszcze bardziej po uzyskaniu tytułu profesora, który obecnie przyznawany jest dożywotnio. Taki system powoduje, że wiele osób na najwyższych stanowiskach na uczelniach przestaje angażować się w sprawy naukowe.

Zmiana powinna dotyczyć awansu na stanowiska profesora osób najbardziej twórczych i aktywnych naukowo. Awans powinien polegać na nadawaniu stanowiska profesora za osiągnięcia naukowe na określony czas, np. na 8, 10 lat. Po tym okresie powinna następować weryfikacja osiągnięć.

Weryfikacja pozytywna skutkowałaby przedłużeniem zatrudnienia na stanowisku profesora. Weryfikacja negatywna skutkowałaby degradacją na stanowisko niższe – adiunkta lub wykładowcy.

Osiągnięcia osób starających się o stanowisko profesora oraz postępowania awansowe powinny być jawne i każdorazowo publikowane w internetowej bazie naukowej. To prosty i jawny system awansu.

mniej

Czy jest Pani/Pan za przyznawaniem stanowiska profesora za osiągnięcia naukowe na czas określony?

1160 GŁOSÓW
55,11%
 
655 GŁOSÓW
31,12%
 
209 GŁOSÓW
9,93%
 
81 GŁOSÓW
3,85%
 
TAK NIE NIE MAM ZDANIA INNE
pokaż odpowiedzi
- Stanowisko profesor - zlikwidować.
- tak ale nie tytułu
- Stanowisko profesora, to stanowisko pracy. Może być na czas określony i na nieokreślont -zresztą teraz też tak jest.
- NIE. Nawet w hiper-liberalnych USA jest tenure, czyli stanowisko tak na prawdę dożywotnie. W przeciwieństwie do Polski, tenure uzyskuje się na podobnym etapie kariery, jak u nas habilitację. We Francji osoba już na stanowisku adiunkta jest zatrudniona praktycznie dożywotnio.
- Za szczególne osiągnięcia przyznawałbym ten stopień dożywotnio.
- Stanowisko profesora nadzwyczajnego jest przyznawane na czas określony. System dożywotniego mianowania na stanowisko profesorskie jest podstawą wolności akademickiej i nie powinien być zmieniany.
- Tak jestem za. Pod warunkiem ze ocena awansu nie będzie fikcja - w tej chwili jest fikcja albo martwym prawem. Uczelnie maja obowiązek przeprowadzać oceny a w praktyce często tych ocen po prostu nie ma. O zatrudnieniu decydują układy i znajomości wśród kadry naukowej oraz wśród kadry administracyjnej uczelni.
- oczywiście, że po przyznaniu takiego stanowiska, pracownik powinien być rzetelnie oceniany i jeżeli ocena jest negatywna, powinny zostać wyciągnięte odpowiednie konsekwencje. Tytuł profesora raz nadany, nie powinien zostać odbierany, chyba, że pracownik naruszy w rażący sposób zasady etyki i rzetelności naukowej. Natomiast należy znacznie podnieść kryteria przyznawania tytułu, to automatycznieznacznie oganiczy liczbę osób, które "nabijają" dorobek do profesury i potem spoczywają na laurach, bo profesorem będzie mógł zostać tylko wybitny naukowie. Podniesie to też znaczenie społeczne i prestiż tytułu profesora.
- Czyli profesor będzie "stan(owiski)em" przejściowym, a nie stopniem czy tytułem.
- Tak jest w statucie mojej uczelni.
- powinno to leżeć w gestii dziekana wydziału. Kluczowe jest przedstawienie przez kandydata odpowiedniej liczby "recommendation letters" przez ekspertów w dziedzinie, najlepiej zagranicznych.
- TYTUŁU profesora - nie
- Tak, ale zakres osiągnięć musiałby być ustalony na drodze dyskusji i konsultacji.
- Stanowisko profesora powinno być przyznawane za "bieżące" osiągnięcia naukowe. Tytuł - na stałe.
- Tak, jestem za przyznawaniem stanowiska profesora na czas określony, ponieważ znam zbyt wielu aroganckich i nadętych profesorów, którzy po uzyskaniu tytułu przestali publikować, a są nieusuwalni.
- Odpowiedz tak czy nie nie ma tytaj sensu. Caly system najlatwiej byloby skopiowac z systemu niemieckiego, ktory od lat pracuje bardzo dobrze.
- na zawsze, juz byl oceniany
- Stanowisko profesora w porządnych uczelniach jest przyznawane na czas określony. Ta zasada powinna obowiązywać powszechnie.
- obie formy zarówno na stałe jak i na czas określony
- likwidacja stanowiska profesora nadzwyczajnego i profesora zwyczajnego na rzecz stanowisk np. starszego adiunkta (minimum stopień dr hab.) i seniora (minimum tytuł profesora), żeby w od oczątku do końce nie było problemu w odróżnieniu ścieżki awansu na stanowiska od ścieżki wykształcenia (wykształcenie: licencjat, magister, doktor, dr. hab. i profesor) a ścieżka etatów (asystent, starszy asystent, adiunkt, starszy adiunkt i senior)
- Jak najbardziej tak. Jednocześnie powinien być zniesiony tytuł profesora (tzw. tytuł belwederski). Ta weryfikacja powinna bazować na porządnie zrobionej ocenie okresowej. Po każdej ocenie naukowiec mógłby być nie tylko zdegradowany, ale też zwolniony, gdyby np. okazało się, że przez ostatnie lata zupełnie nic nie robił porządnie.
- Autorzy ankiety powinni wiedzieć, że już obecnie stanowisko profesora nadzwyczajnego osobom mającym stopień doktora habilitowanego jest przyznawane na czas określony. Tak jest na mojej uczelni. Rzeczywiście brakuje pewnego elementu weryfikacji, gdyż w wielu przypadkach nie można, ze względów formalnych, cofnąć słabego profesora na etat adiunkta, bo już kiedyś dwukrotnie go zajmował. To jest absurd.
- Propozycja jest dobra, pod warunkiem, że kryteria pozytywnej weryfikacji nie byłyby uznaniowe i nie zależałyby od szeroko pojętych czynników zewnętrznych.
- Tak, jeśli kryteria oceny zostaną urealnione. Obecnie liczy się głownie dorobek w postaci publikacji w czasopismach punktowanych, a patenty, czy badania przemysłowe są marginalizowane.
- Stanowisko profesora nadzwyczajnego, czy zwyczajnego jest obecnie przyznawane na czas określony. Zapewne chodzi o tytuł profesora. Najwyższy stopień naukowy (to nie jest stanowisko) = tytuł profesora powinien być dożywotni, ale przyznawany za autentyczne osiągnięcia w skali międzynarodowej (wg międzynarodowych kryteriów) z wyraźnym udowodnieniem własnego wkładu. Profesor tytularny powinien być autorytetem w danej dziedzinie - tytuł nie może być zatem przyznawany na czas określony. Czy autorytet na czas określony jest prawdziwym autorytetem? Diabeł tkwi w kryteriach i żelaznym ich przestrzeganiu. Zbyt łatwo przyznaje się obecnie stopnie dr hab. i tytuły profesora. Wystarczy "powiatowy" dorobek! Indeks Hirscha = 0 nie jest przeszkodą nawet w uzyskaniu tytułu profesora! Określoność czasu nie jest więc sposobem rozwiązania tego problemu, ale wprowadzenie i przestrzeganie międzynarodowych kryteriów.
- TYLKO WRAZ Z LIKWIDACJĄ TYTUŁU PROFESORA (Nadawanego przez Prezydenta RP)
- Co z osobami, które już ten tytul dostały? Przecież prawo nie działa wstecz. Wobec czego absolutnie NIE. To ograniczenie możliwości osiągania tego stopnia przez przyszłe pokolenia.
- Stanowisko profesora nadzwyczajnego przyznawane jest na 5 lat. Powyższy postulat jest więc spełniony. Co do odbierania profesury ludziom ze stopniem belwederskim gdy przestaną być pod koniec życia zawodowego aktywni, uważałbym to za wysoce niestosowne. Równie dobrze idąc tym torem powinniśmy odbierać ludziom doktoraty gdy przestaną być aktywni naukowo. To nie powinno mieć miejsca.
- TAK, pozostawiłbym jednak tytuł honorowy nadawany przez Prezydenta za wybitne osiągnięcia, który nie wpływałby na pozycję tej osoby na Uczelni.
- i tak i nie, ponieważ profesor, który ma uznawane osiągnięcia, powinien być wabikiem kojarzonym z uczelnią, uwzględniając oczywiście to, że można mieć lata bardziej i mniej płodne naukowo, a w pewnym wieku sama obecność uznanej persony a nie jej bieżące dokonania mogą być dla studentów czy potencjalnych współpracowników magnesem.
- Nie. To nie takie proste. Nawet w US jest tenure, po to by zagwarantować spokój w kontekście prowadzenia badań. To uczelnia powinna raczej rozwiązywać umowy z profesorami którzy nie działają odpowiednio. Teoretycznie temu służy tzw. ocena okresowa, tyle że jest ona często/gęsto fikcją.
- Trudno mieć takie same kryteria oceny do osoby która ma 50 i 80 lat - jeśli ktoś ma 80 lat to jego praca naukowa polega glównie na doradzaniu niż na np. modelowaniu komputerowym.
- Tak, choć ostatecznym stopniem powinien być odpowiednik zachodniej "tenure" w celu ochrony niezależności badań naukowych
- Pytanie jest niejasne. Na AGH na stanowisko profesora nadzwyczajnego można mianować na czas określony, nie dłuższy niż 5 lat. I taka jest praktyka. Dopiero drugie mianowanie - po weryfikacji - jest na czas określony.
- Stanowiska tak ale nie tytułu, który powinien zostać zachowany (jako alternatywny), przy czym należy określić jednoznaczne kryteria jego uzyskania. Profesor tytularny powinien (po uzyskaniu wieku emerytalnego) przechodzić w stan spoczynku i mieć emeryturę gwarantowana przez państwo równą pensji jaką otrzymywał w ostatnim roku pracy. Natomiast po przejściu w stan spoczynku powinien pełnić jedynie funkcje doradcze bez dodatkowych wynagrodzeń z tego tytułu.
- Tak, ale znów konkrety. Boję się, że to będzie bat na niektórych niepokornych. Zmieni się rektor/dziekan, przyjdzie inna polityka i będą usuwani ci, których władza nie lubi, a nie ci, którzy powinni być usunięci, czyli ci, którzy nie publikują.
- Obawiam się, że to poskutkuje jeszcze większym obciążeniem pracowników jednostki na rzecz dorobku naukowego profesora. Ale chyba tak
- Tak, ale powinno to obejmować również obecnych profesorów
- Ze względu na postęp konieczne jest precyzowanie za co profesura jest przyznana i kiedy ją przyznano. Tytuł jednak jest dożywotni, a jedynie oceny okresowe określać mogą "przydatność" profesora z epoki.
- Stanowisko profesora powinno być przyznawane na czas określony w związku z piastowanym stanowiskiem, funkcją. Osiągnięcia naukowe nagradzane są lub powinny być przez różnego rodzaju nagrody, odznaczenia, medale. Dla naukowca zdobycie celu jest samo w sobie nagrodą. TAK!
- Pracownicy naukowi, w tym profesorowie są poddawani ocenie okresowej. Jeśli ocena jest negatywna są procedury ze zwolnieniem z pracy włącznie. Hunwejbinizm nie sprawdził się, szczególnie w nauce
- To pytanie jest niejasne? O jakiego profesora chodzi? Przecież taka zasada obowiązuje w przypadku profesora nadzwyczajnego.
- Profesor powinien być związany nie z tytułem, ale ze stanowiskiem! Stanowisko profesorskie powinno być obejmowane po bardzo poważnym konkursie i na czas nieokreślony (tak jak np. w RFN).
- Tak, z zachowaniem dwóch stanowisk, jak obecnie - profesora nadzwyczajnego (dla osób mających stopień doktora habilitowanego, a w wyjątkowych wypadkach - doktora) i profesora zwyczajnego (dla osób mających tytuł naukowy profesora).
- Tytuł profesora powinien być nadawany WYŁĄCZNIE w związku ze stanowiskiem na uczelni. Jak w USA.
- nie wiem, a jaki miałby być cel takiego działania?
- Aktualnie to funkcjonuje. Prof uczelniany jest zatrudniony na okres pięciu lat. Potem może uzyskać przedłużenie jeśli zbliży się do uzyskania tytułu profesora.
- Zatrudnia się na stanowisku, a nie przyznaje stanowiska! A na inne stanowiska to co?
- Tak jest stanowisko profesora na uczelni jest na 5 lat z możliwością przedłużenia jesli się sprawdza kandydat. Wielu Rektorów z tego prawa korzysta, jeśli muszą zwolnić naukowca. Ocena postępów w pracy jest co 2 lata tak jak każdego.
- I tak i nie. W instytutach naukowych - tak. W szkolnictwie wyższym są jeszcze inne czynniki - uprawnienia itp. zależy jak zapisane by to było w ustawie. Może w odniesieniu do tzw. prof. uczelnianego?
- osoby z tytułem naukowym profesora mogłyby być zatrudniane na czas nieoznaczony
- TAK, choć nie uważam, że będzie to panaceum na patologie w zachowaniach profesorskich.
- Tak, oczywiście. Jest zresztą tak już na niektórych uczelniach. Po kilku latach trzeba pokazać nową książkę, lub zbiór artykułów. Może też to być praca z Doktorantami.....
- tylko przed uzyskaniem tytułu profesora
- Tak już jest na lepszych uczelniach. Tytuł profesora to co innego.
- Tak, z wyłączeniem profesorów poświęcających się kształceniu i promocji młodych kadr naukowych.
- Na 10 lat i test z wiedzy ogólnej.
- Ogolna idea jest dobra, ale nie zgdzm sie z proponownymi zmianami
- własnie jest na czas określony, z wyjątkiem profesorów z tytułem. To jest absurd i ogranicza, bądź uniemożliwia racjonalne planowanie długoterminowe. We wszystkich cywilizowanych krajach najwyższe stanowiska naukowe są na czas nieokreślony, wręcz dożywotnie (Niemcy, USA, Skandynawia, UK, itd.). W Polsce należałoby odwrócic tendencję do tymczasowości stopni kariery naukowej, tym bardziej w sytuacji notorycznego niedofinansowania i nierównych szans (vide KNOWy, program Polska Wschodnia i tym podobne wioski potiomkinowskie). Tymczasowośc jeszcze powiększy wpływ układów i ułatwi pozbywanie się niemile widzianych "rebeliantów"!
- Stanowisko profesora powinna nadawać tylko uczelnia. Czy na czas określony czy nieokreślony to jej decyzja. Kryteria w uczelni powinny być klarowne i jawne. Prestiż uczelni będzie zależny od jakości jej kadr.
- taka jest zwyczajowa praktyka
- uważam, że nie powinno się przyznawać tytułów na czas określony - to jest następny schizofreniczny czynnik kariery naukowej; ale uważam, że nie powinno się tytułów profesorów uniwersyteckich przyznawać automatycznie po otrzymaniu stopnia doktora habilitowanego - tu potrzebne są konkursy, i to JAWNE, w których powinni brać udział także adiunkci ze stopniem doktora - to byłoby w naszych warunkach bardzo zabawne, gdyż często tacy doktorzy mają większy dorobek niż mianowani z automatu obecni doktorzy habilitowani - wydaje mi się, że nic by nie ujawniło paradoksów procesu awansowego w naszym kraju bardziej niż takie oficjalne konkursy...
- Nie odczuwam spadku mojej aktywności naukowej po uzyskaniu tytułu profesora. Moim zdaniem należy ograniczyć "rozdawnictwo" stanowisk profesora po habilitacji, a przed uzyskaniem tytułu. Wszystkie osoby (włączając w to profesorów tytularnych) powinni podlegać bardziej merytorycznej ocenie okresowej, która zmuszałaby do aktywności w prowadzeniu badań naukowych.
- Nie, bo jeśli czyjś wkład w daną dziedzinę nauki jest istotny to nie ma to daty ważności - noble przyznaje sie po latach od osiągnięć i nikt nie widzi problemu
- Czasowo i w powiązaniu z rozwijaniem młodszej kadry. Ktoś, kto jest profesorem powinien mieć zespół i go rozwijać. Brak rozwoju zespołu powinien kończyć przygodę na stanowisku profesora. Na zachodzie przy zatrudnianiu na takie stanowisko podpisywany jest często kontrakt, którego niezrealizowanie jest równoznaczne z brakiem przedłużenia.
- NADANIE TYTUŁU NIE POWINNO MIEĆ CHARAKTERU CZASOWEGO, TO ABSURD, MOŻNA NATOMIAST PRZYJĄĆ, ŻE PROFESOR NIE MAJĄCY OSIĄGNIĘĆ MÓGŁBY STRACIĆ PRACĘ, STANOWISKO ZAWODOWE, PRZEZ TO PRESTIŻ - MÓWIMY O RYNKOWEJ WERYFIKACJI W MYŚL ZDROWYCH ZASAD PAŃSTW ZACHODNICH
- Pod warunkiem, że zostanie spłaszczony system - "profesor" będzie jedynie stanowiskiem, a nie tytułem
- etat prof ndzw na czas określony. Profesor tytularny otrzymuje mianowanie na stałe. Jest to momo wszystko olepsze rozwiązanie
- jeśli osoba po habilitacji zechce powinno się jej umożliwić przejście na stanowisko prof. na czas nieokreślony, jednak musi być dokonana weryfikacja po pewnym okresie np. po 5 latach;
- profesorem się jest a nie bywa
- Należy też uwzględnić osiągnięcia dydaktyczne i organizacyjne, gdyż stopień obciążenia pracowników naukowych dydaktyką i administracją jest bardzo duży, aczkolwiek nierównomiernie rozłożony pomiędzy poszczególnymi pracownikami.
- Degradacja na stanowisko adiunkta lub wykładowcy przy zachowaniu uzyskanego tytułu naukowego profesora - owszem. Jeśli zaś chodzi również o utratę tytułu naukowego profesora - nie.
- TAK, ale istnieje obawa, że degradacja do adiunkta będzie motywowana politycznie w ramach rozgrywek wewnątrz uczelni, wydaje mi się niewykonalne przygotowanie kryteriów oceny w taki sposób aby ocena była przeprowadzana obiektywnie.
- tak, ale pod warunkiem wprowadzenia odpowiednika niemieckiego profesora C-4
- Dość dziwne to pytanie. Stanowisko profesora ZAWSZE jest przyznawane na jakiś czas, natomiast tytuł profesora - nie. Jeśli chodzi o oddzielenie tytułu od stanowiska, to niczym to nie odbiega od obecnie panujących warunków - znam profesorów na etacie adiunkta. Zachowanie tytułu profesorskiego jest moim zdaniem konieczne.
- Regulują to statuty Uczelni. Najczęściej najpierw jest na czas określony (5 lat) a potem na czas nieokreślony. Zawsze jest konkurs
- Tak, ale: Chciałbym zauważyć, że zatrudnianie na stanowiska profesora (zwyczajnego i nadzwyczajnego) działa obecnie na postulowanych zasadach (przynajmniej w teorii). Są recenzje, ocena dorobku i na początku zatrudnianie na czas określony. Teoretycznie proces jest jawny (a na pewno nie jest jakoś bardzo tajny). Jednakże to na pewno można popracować jak ?jakością? tego procesu. Oczywiście tytuł profesora jest przyznawany dożywotnio, podobnie jak habilitacja czy doktorat i raczej jego ?cofanie? nie powinno mieć miejsca.
ukryj odpowiedzi





4. Powołanie Rzecznika Praw Pracownika Naukowego   czytaj więcej

Obecnie pracownicy naukowi pozbawieni są jakiejkolwiek pomocy w przypadku sytuacji nagminnie pojawiających się w uczelniach, takich jak: mobbing, rozwiązanie stosunku pracy z „ważnej przyczyny”, negatywna i nieuzasadniona ocena pracownika, dyskredytowanie osiągnięć, odmowa finansowania badań, odmowa publikacji, uniemożliwienie rozpoczęcia awansu naukowego. Istniejące przy każdej uczelni związki zawodowe nie angażują się wystarczająco w obronę pracowników naukowych, a zatrudniony na każdej uczelni sztab prawników broni przede wszystkim decyzji rektora.

Niestety, w ochronę pracowników uczelni nie angażują się również instytucje powołane do przestrzegania prawa i warunków pracy, np. Państwowa Inspekcja Pracy.

Pracownik uczelni, którego podstawowe prawa zostają łamane przez władze uczelni, na terenie zakładu pracy nie uzyska pomocy. Pomocy może szukać w sądzie, co związane jest z ogromnymi kosztami i długim czasem postępowania.

Zmiana polega na utworzeniu niezależnego organu broniącego praw naukowców, zadaniem którego byłoby:

  • mediacja w sytuacjach konfliktowych,
  • powiadomienie organów kontrolnych (rektora, ministra, prokuratury) o przypadkach uporczywego łamania prawa,
  • współpraca z innymi organizacjami pozarządowymi i społecznymi zajmującymi się prawami osób związanych z nauką.
mniej

Czy jest Pani/Pan za powołaniem Rzecznika Praw Pracownika Naukowego?

1592 GŁOSY
75,63%
 
220 GŁOSÓW
10,45%
 
258 GŁOSÓW
12,26%
 
35 GŁOSÓW
1,66%
 
TAK NIE NIE MAM ZDANIA INNE
pokaż odpowiedzi
- Nie! Mnożenie fikcyjnych synekur to nie jest rada na NIC, z wyjątkiem kogoś, kto się na takim stołku zatrudni.
- Tak o ile będzie to rzeczywiście instytucja niezależna. Obecnie funkcjonują na uczelniach "rzecznicy", których działania sprowadzają się do obrony interesów uczelni przed .... pracownikami.
- nie umiem odpowiedzieć, to zależy jaka byłaby jego pozycja oraz uprawnienia
- Nie, taką rolę powinny spełniać Rady Jednostek.
- Zgadzam sie z tym postulatem. Pragnąłbym jednak aby Rzecznik dbał także o prawa doktorantów, które są systematycznie łamane na polskich uczelniach, wraz z pracą bez wynagrodzenia.
- Jestem za, ale jeżeli rzecznik będzie członkiem środowiska naukowego, to z założenia taka osoba traci obiektywizm (nawet pomimo posiadania wielu innych zalet).
- OK, tyle że taki Rzecznik powinien mieć naprawdę mocne uprawnienia. Np. powinien móc zażądać w sądzie powołania nowych niezależnych recenzentów dorobku, a sąd byłby zobowiązany to uwzględnić.
- Jestem przeciwna w mnożeniu instytucji - mogą być tak samo martwe, jak te już istniejące.
- Nie słyszałem w przypadkach wymienionych. Sporadycznie spotykam się z kontrowersyjnymi zachowaniami (raczej natury moralnej), które jednak nie dotyczą prawa pracy. Znacznie częściej słyszałem przykre historie dotyczące traktowania i wykorzystywania doktorantów. Jak rozumiem Rzecznik w tym przypadku nie pomoże. (RACZEJ NIE).
- to bardzo złożony problem moim zdaniem możliwy do rozpatrzenia dopiero po uporządkowaniu aspektów obiektywnej oceny pracy naukowca, bo ów rzecznik nie będzie miał "obiektywnych" argumentów
- Nie rozumiem. Czemu nie dydaktycznego lub dydaktyczno-naukowego?
- może być, ale w jego skuteczność nie wierzę.
- jest rzecznik dyscyplinarny, komisja i związki zawodowe
- To zależy czym miałby się zajmować i jakie przyznano by mu kompetencje
- To zależy od kompetencji takiego Rzecznika i od tego, czy takie stanowisko nie przyniesie więcej kłopotów (np. biurokracja) niż pożytku.
- takie stanowisko powinno być między-uczelniane złożone z członków spoza środowiska naukowego. W przeciwnym razie będzie to jedynie powielanie kompetencji innych instytucji, a uczelnie będą sędziami we własnych sprawach.
- Jakie prawa będzie miał owy Rzecznik? Bo jeżeli takie jak ten od praw pacjenta, to szkoda fatygi. TAK!
- Kryteria oceny są jawne, oceny też. Proponowane stanowisko bez merytorycznego sensu. Od rozwiązywania problemów są dziekani i Rady Wydziałów czy imstytutów
- Znów niejasne pytanie - ogólnopolskiego, uczelnianego ...?
- Kolejny organ, kolejna biurokracja jest zbędna, to trochę jak rzecznik praw dziecka, niby jest, ale jakoś o nim nie słychać, coś robi, ale czy to coś zmienia? Przydał by się jakiś organ odwoławczy dla pracowników naukowych (od decyzji władz uczelni) - ale w końcu od tego jest sąd i tak koło się zamyka...
- jestem za "nie", nie widzę potrzeby powoływania kolejnego urzędnika, którego wpływ na poziom nauki będzie nieistotny
- Jeśli będzie on powoływany w wyniku wyborów, jako faktyczny przedstawiciel społeczności akademickiej cieszący się jej dużym szacunkiem i zaufaniem - w przeciwnym razie powołanie nie ma sensu (np. powołanie na to stanowisko osoby wskazanej przez władze uczelni).
- Po co?
- Miałaby to być funkcja ogólnopolska czy lokalna? Nie jest to precyzyjnie zdefiniowane. Pomysł może dobry ale chyba na poziomie krajowym
- tak ale również za opracowaniem systemu umożliwiającego zwalnianie pracowników, którzy nie wykazują się postępami i aktywnością. W obecnym systemie jest to prawie niemożliwe. Nie zgadzam się, że jest łatwo kogokolwiek zwolnić z "ważnej przyczyny". Jest to prawie niemożliwe.
- To byłaby fikcja, jak wszystkie tego typu stanowiska.
- Nie, zdecydowanie nie, taka osobliwość na jednostkach publicznych może prowadzić (zazwyczaj) do głębszych wypaczeń. cyt. "powiadomienie organów kontrolnych (rektora, ministra, prokuratury) o przypadkach uporczywego łamania prawa" - Tak, jeżeli będzie to organ poza strukturą pionu decyzyjnego danej jednostki z kompetencjami administracyjnymi, asekurowanymi np. kolegium ministerialne ds. etyki naukowej
- Wystarczą wolne media.
- Moim zdaniem ochrona pracownicza przez związki zawodowe jest wystarczająca.
- Dziękuję, prosiłem już 1 rzecznika o pomoc kolejna fikcja i kasa dla biurokratów
- to i tak nic nie zmieni
- NIE.Od tego są związki zawodowe. Trzeba jednak wykazać minimum dobrej woli i się do nich zapisać. Rzecznik siedzący w Warszawie jest znacznie gorszym rozwiązaniem.
- TRUDNO OPTOWAĆ ZA POWOŁANIEM ORGANU, NIE ZNAJĄC JEGO KOMPETENCJI - JEŚLI MIAŁBY TO BYĆ KTOŚ NA WZÓR RZECZNIKA PRAW PACJENTA TO POMYSŁ JEST CIEKAWY, ALE TRUDNO PRZYJĄĆ BY TEGO RODZAJU ROZWIĄZANIE ZYSKAŁO POKLASK WŚRÓD "TWÓRCÓW SYSTEMU", PRZECIWKO KTÓRYM ZAPEWNE DO OWEGO RZECZNIKA WYSTĘPOWALIBY MŁODSI NAUKOWCY - Z DRUGIEJ STRONY, ZROBIENIE TEGO WBREW OPINII "ŚRODOWISKA" NA POZIOMIE MNISW TO WYPOWIEDZENIE WOJNY I KWESTIONOWANIE LEGITYMACJI TEGO RODZAJU ORGANU PRZEZ KADRĘ NAUKOWĄ WYŻSZEGO SZCZEBLA
- Normalizacja stosunków implikowałaby brak potrzeby powoływania takiego stanowiska.
ukryj odpowiedzi





5. Otwarte i jawne postępowania konkursowe na stanowisko rektora, dziekana i stanowiska akademickie   czytaj więcej

Obecnie rektorzy i dziekani wybierani są spośród pracowników danej uczelni. Natomiast rekrutacja pracowników na stanowiska akademickie w uczelniach państwowych odbywa się na podstawie otwartych konkursów. Zarówno jedna jak i druga forma konkursów nie spełnia kryteriów obiektywności.

Rektorzy i dziekani wybierani są spośród wąskiego grona naukowców należących do pewnych frakcji polityczno-koleżeńskich. Natomiast konkursy na wolne stanowiska akademickie są najczęściej formą zatrudniania osób z góry ustalonych. Są również sposobem na przedłużenie umów pracownikom, którym kończy się okres zatrudnienia. Ponadto obecną drogą konkursową zatrudniane są bardzo często osoby powiązane rodzinnie i towarzysko z władzami i pracownikami wydziałów, a nie osoby najlepiej przygotowane merytorycznie. Wprowadzony obowiązek publikowania na stronie internetowej MNiSW ogłoszeń konkursowych nie wystarcza aby uznać, że konkursy są jawne.

Zmiana powinna dotyczyć możliwości przystąpienia do konkursu na stanowisko rektora czy dziekana osób spoza uczelni. Ponadto wszystkie konkursy (na stanowisko rektora, dziekana i stanowiska akademickie) powinna cechować transparentność, która powinna obejmować:

  • publiczne ogłoszenie konkursu,
  • podanie konkretnych kryteriów kwalifikujących kandydata na dane stanowisko,
  • decyzję wraz z uzasadnieniem komisji konkursowej o wyborze danego kandydata,
  • w przypadku odwołania kandydata od decyzji komisji konkursowej – publikacja dokumentów odwoławczych.
mniej

Czy jest Pani/Pan za otwartymi i w pełni jawnymi procedurami konkursowymi na stanowiska rektorów i dziekanów oraz na wolne stanowiska akademickie?

1741 GŁOSÓW
82,71%
 
152 GŁOSY
7,22%
 
116 GŁOSÓW
5,51%
 
96 GŁOSÓW
4,56%
 
TAK NIE NIE MAM ZDANIA INNE
pokaż odpowiedzi
- W konkursie ktoś musi wybierać, sądzę, że lepiej jak wybiera społeczność, niż wąskie grono wybranych (jak?) osób. Boję się, że w przypadku PL np. konkurs na rektora będzie oznaczać, że decyzje będzie podejmować Minister. A to by było bardzo niebezpieczne. Ponadto nie ma żadnej gwarancji, że władza wybrana przez zewnętrzne ciało będzie lepiej dbać o instytucję, może być wręcz przeciwnie.
- Co to znaczy otwarte? Otwarte dla kandydatów spoza uczelni? Jeśli tak, to prosta droga do kandydatów z mianowania politycznego, co ma miejsce we wszystkich instytucjach państwowych i spółkach skarby państwa. Jestem zdecydowanie na NIE. Jeśli otwarte znaczy otwarte dla wszystkich chętnych pracowników naukowo-dydaktycznych pracujących na danym wydziale uczelni - to oczywiście tak, na mojej uczelni tak jest.
- już taka procedura jest
- W tej chwili funkcjonuje system demokratycznych wyborów na te stanowiska, uważam go za lepszy, niż konkurs rozstrzygany przez wąskie gremium
- Wybory na stanowisko rektora i dziekana są jawne i demokratyczne - nie widzę powodów, by robić konkursy na te stanowiska. Przy konkursach na inne stanowiska, pełna jawność jest zbędna - osoby postronne i tak nie będą wstanie ocenić takiego postępowania.
- vide pyt. 1
- Wybór rektorów i dziekanów przez komisje konkursowe a nie przez wybory, to likwidacja samorządności uczelni i szybka droga do ich podporządkowaniu władzom politycznym. Zdecydowanie szkodliwy pomysł.
- Uważam, że na wolne stanowiska akademickie muszą obowiązywać konkursy. Ale nie na stanowisko rektora ta ważna funkcje powinna pozostać obieralna, podobnie jak funkcja dziekana.
- Nie jestem za "konkursami" na stanowisko rektora i dziekana. Wybór przez społeczność jest wystarczającym mandatem.
- są jawne i przejrzyste
- Dla rektorów i dziekanów tak, natomiast oprócz konkursów na wolne stanowiska akademickie powinna być wprowadzona procedura awansowania pracującej już w danym miejscu osoby.
- wybory
- otwartymi i w pełni jawnymi - tak; konkurs - nie; utrzymać wybory
- chciejstwo
- tak jest na mojej uczelni
- Postępowanie(!) konkursowe z komisją konkursową odpowiednio dobraną przez "wpływowych" zamiast wyborów(!) to wstęp do całkowitego i powszechnego kumoterstwa na uczelniach. Czy "otwarte" i "jawne" znaczy pod presją opinii publicznej i mediów?
- Generalnie jestem na "tak", ale nie wierzę w skuteczność procedur. Skoro można obchodzić przetargi, to znajdzie się sposób, by można było przepchnąć kogoś znajomego. Zresztą nie ma w tym nic złego, że grupa pracowników umawia się, iż będzie głosować na kandydata tego, a nie innego. U mnie już jeden dziekan-idiota tak wyleciał.
- Rektora i dziekana już tak się wybiera, o jakie inne "stanowiska" chodzi?
- U nas konkursy są jawne.
- O przeprowadzeniu otwartych konkursów na ww. stanowiska powinien decydować Senat uczelni.
- Uważam, że osoby, które nie są zatrudnione na danej uczelni, nie dysponują wystarczającą wiedzą na temat jej funkcjonowania, by przystępować do konkursu. Jestem za jawnością konkursów na stanowiska akademickie.
- a nie są jawne?
- to powinno byc w gestii uczelni
- Zasadniczo jestem za, lecz moje obserwacje absurdalnie szczegółowo ustalanych z góry kryteriów na stanowiska akademickie (tak, żeby dostała się tylko wybrana osoba) wskazują, że nawet bardzo jasne procedury nie zapobiegają nepotyzmowi.
- Jesli wladze uznaja, ze prezydenta RP i premiera tez trzeba wylonic w konkursie otwartym uznam, ze demokratyczny wybor rektora czy dziekana mozna zastapic otwartym konkursem. Inne konkursy maja juz podane zasady, co jak widac niezbyt pomoglo w wyeliminowaniu patologii.
- tak, ale takie procedury juz sa - nie sa przestrzegane
- Rektorzy i dziekani nie są wybierani z konkursów, lecz z wyborów. Wszelkie inne stanowiska akademickie powinny podlegać jawnym konkursom.
- Tak, natomiast nie jestem za organizowaniem konkursów w ramach awansu zawodowego - np z asystenta na stanowisko adiunkta po uzyskaniu stopnia dr
- W moim przekonaniu procedury wyborcze na stanowiska rektorów i dziekanów są przejrzyste.
- Uważam że konkursy powinny być jawne, ale według mnie lepiej zarządzać będą pracownicy danej uczelni a nie osoby z zewnątrz. W innym przypadku może dojść do patologii że dobrzy profesorzy spełniający kryteria będą szukać miejsc pracy w całej Polsce, a osoby ze słabszych uczelni (z mniejszym dofinansowaniem) nigdy nie będą mogły awansować i dbać o swoją uczelnie. Niestety-ale potencjał intelektualny mamy ten sam, zaś finanse inne a to finanse decydują o sukcesie w większym stopniu, tzn. sam intelekt nie wystarcza. Profesorzy wykształceni przez inne uczelnie mogą też mieć sprzeczne interesy ze wzrostem potencjału uczelni na której chcieliby pracować.
- Niby ok, ale kto miałby być w komisji decydującej o wyborze? Władze uczelni? - wybiorą jak teraz. Minister? - wybierze znajomego polityka. Może pracujmy lepiej nad sobą i sami z czasem doprowadźmy do normalności pozostawiając obecne przepisy bez zmian. Już dziś można zgłosić kandydata z zewnątrz. Jak my będziemy o tym decydować, to po prostu to zróbmy. Nie odbierajmy uczelniom autonomii, bo to się skończy jeszcze gorszym scenariuszem niż obecnie.
- Wszystkie założenia na tak poza wyborem rektora/dziekana spoza jednostki. Natomiast pełna otwartość postępowania konkursowego jak najbardziej.
- Moim zdaniem obecne procedury są wystarczająco jawne i demokratyczne.
- przecież postępowania są takie, więc pytanie jest bezzasadne
- Dziekan powinien być pracownikiem wydziału, rektor - pracownikiem uczelni. Zmiana powinna dotyczyć trybu wyboru - demokracja bezpośrednia, bez pośrednictwa elektorów.
- Wybór do władz uczelni osób związanych zawodowo z uczelnia a więc znających jej specyfikę uważam za słuszny. Osoby z zewnątrz prezentujące "menadżerskie" podejście mogą spowodować niepotrzebne napięcia i zniechęcenie wśród kadry.
- NIE - do konkursu na stanowisko rektora czy dziekana nie powinna mieć możliwości przystąpienia osoba spoza uczelni. Niemniej jednak Osoba przystępująca do konkursu musi posiadać potwierdzone kwalifikacje i umiejętności zarządzania, predysponujące do objęcia stanowiska kierowniczego w danej uczelniami. TAK - konkursy powinna cechować transparentność.
- Są jasne
- Nie bardzo rozumiem jak kandydat z zewnątrz ma rozwiązać problem. Kandydują Ci, którzy wiedzą, że mogą liczyć na poparcie. Ktoś z zewnątrz raczej nie może na nie liczyć. Konkursy są także publikowane na stronie uczelni wraz z kryteriami. Coraz częściej pojawiają się publikacje oferowanych stanowisk w gazetach, więc argument o słabej transparentności nie do końca trafiony. Na naszym wydziale znam dwa zatrudnione małżeństwa. ale oba akurat odnoszą sukcesy na skalę co najmniej krajową. NIE (bo chyba nie tędy droga).
- Tak. Można posunąć się nawet dalej i wymagać, aby rektorem nie mogła być osoba związana z daną uczelnią przez więcej niż 8 lat. Wypromuje to albo osoby młode na to ważne stanowisko, albo osoby z zewnątrz które będą mogły tchnąć w uczelnię nowe życie.
- niestety to bardzo zależy od struktury uczelni i nie sądzę, że warto robić zupełnie otwarty konkurs jako ogólne rozwiązanie dla wszystkich
- Rektorów powinni wybierać wszyscy pracownicy uczelni (każdy powinien mieć jeden głos), a nie jak obecnie elektorzy. To samo dotyczy dziekanów - powinni być wybierani przez wszystkich pracowników wydziału. Konkursy na określone stanowiska powinni prowadzić specjalne komisje państwowe nie związane z uczelnią i wydziałem.
- Tak, ale te postępowania są jawne, przynajmniej na AGH w Krakowie.
- Obecne procedury uważam za właściwe
- Tak, poza możliwości przystąpienia do konkursu na stanowisko rektora czy dziekana osób spoza uczelni
- Błędne założenie pytania!!! Takie samo można zadać w odniesieniu do władz politycznych!
- Otwarte konkursy są potrzebne, jednak należy też wprowadzić możliwość zwykłego awansowania pracownika bez potrzeby zwalniania go i przeprowadzania nowego konkursu
- Zasadniczo tak, tyle że teoretycznie tak jest i teraz. Postulat zatem formalnie jest cokolwiek bez sensu.
- rektor i dziekan to menadżer - te stanowiska wyłączają z działalności naukowej i dydaktycznej. Stanowiska naukowe i dydaktyczne - tak - konkurs ale nie zawsze kryteria są łatwe do określenia. Oprócz wiedzy trzeba też umieć i chcieć ją przekazać.
- Nie wydaje mi się, że pojawienie się rektora z zewnątrz uczelni jest dobrym rozwiązaniem
- Można narzekać na kolesiostwo przy zatrudnianiu, ale innego wyjścia nie ma: magister, który jest asystentem i obroni doktorat, może zostać adiunktem tylko w ten sposób. Choć może być dobry i napisać dobrą pracę, zawsze może znaleźć się lepszy obcy i go wygryźć. Gdyby było automatyczne zatrudnienie na wyższym stanowisku po obronie doktoratu albo habilitacji (awans za wykonaną potężną pracę! - jak w firmach komercyjnych) - to inna rozmowa.
- Złe zapytanie. "Jawność" konkursowa już jest. Jednak problem nadal tkwi w tym, by nie jak, ale kogo wybierać. Niestety tego żadna reforma nie zmieni.
- Tak ale tylko na stanowiska rektorow i dziekanow
- A nie jest?
- Z jednej strony tak, ale z drugiej - takie otwarte procedury bardzo utrudniają zatrudnienie osoby, z którą się współpracuje dłuższy czas (np. jest to student magistrant, a potem doktorant) i jest to osoba sprawdzona, a na przykład posiada gorszy dorobek, czy nie ma tylu szkoleń i certyfikatów co inna osoba składająca ofertę. Ciężko sprawdzić czyjeś umiejętności techniczne w procedurze konkursowej... Nie mam zdania jeśli chodzi o wyższe stanowiska, tj. rektorów i dziekanów.
- Teoretycznie już teraz nie są to tajne procedury. Musiałabym wiedzieć, na czym miałoby polegać nowa procedura.
- Takie właśnie procedury sa
- Nie, bo to prostacka metoda narzucenia kandydatów z zewnątrz - związanych z grupą aktualnie sprawująca władzę
- W UŁ od wielu lat konkursy przeprowadzane są prawidłowo i nie ma potrzeby zmian
- Wybory przez pracowników chyba spełniają wymogi transparencji
- Są otwarte i jawne, teoretycznie.
- "na stanowisko" rektora i dziekana - to chyba są wybory a nie konkursy???
- A może system taki jaki zaproponował Kazimierz Wielki?
- Obecnie kryteria wyboru rektora i dziekana są dla mnie jako młodego pracownika przejrzyste i jasne.
- Przecież takie jest obecnie
- procedury tak powinny być jawne ale i są obecnie jawne, ale zawsze można ustawić kryteria aby niewygodne osoby odrzucić.
- Czy kolegia elektorskie to złe rozwiązanie? Z konkursem też może być różnie w zależności od wyboru komisji konkursowej.
- Są otwarte wybory!
- Jestem za tym aby pensje pracowników uczelni były jawne oraz były takie same dla zajmowanych stanowisk. Często jest tak , że np. adiunkt zarabia nawet dwukrotnie więcej od innego adiunkta z takim samym stażem pracy i dorobkiem naukowy.
- W wielu uczelniach tak jest. Wybory są powszechne wszyscy wybierają albo bardzo duża reprezentacja pracowników i studentów i frekwencja sięga 95% proszę zbadać jak jest na różnych uczelniach w Polsce i zbadać jak się ten system sprawdza.
- tak, powinno być głosowanie bezpośrednie
- tak pod warunkiem, że będą to funkcje administracyjno-menadżerskie. Jakby był to na obecnych zasadach, to zatrudnienie rektora lub dziekana z zewnątrz, wiązałoby się z koniecznością znalezienia dla niego godzin dydaktycznych i musiałby prowadzić jakąś aktywność naukową, aby przejść pozytywnie ocenę okresową. Wtedy mogłoby to doprowadzić to patologii, że osoba będąca u władzy korzystała by z niej aby sobie zorganizować zaplecze naukowe.
- To jest już utopia... Skąd się niby ci ludzie mieli brać? Z Chin? W lepszych uczelniach zawsze są to otwarte konkursy, a wygrywa zawsze najsilniejszy - czyli taki, który zapewnia interesy największej grupy pracowników - często tych których sam wypromował bo był skuteczny produkowaniu dorobku swojego i innych.
- Tak, z wykluczeniem od tej rewolucji jednostek niepublicznych
- Wystarczą wolne media.
- Nie rozumiem problemu, na naszej uczelni wszystko jest jawne
- Jestem za pozostawieniem wyborów dziekanówi rektorów w obecnej wersji. Reszta na tak.
- Rektorów należy wybierać, ale wyłącznie w sprawach reprezentacji i rozwoju naukowego. Zatrudnienia, finanse i administrację powinni prowadzić wyłonieni w konkursach otwartrych specjaliści z zakresu zarządzania, tak jak jest w USA
- przecież są, nawet tam gdzie nie powiny być (np. przy awansie na wyższe stanowisko po doktoracie czy habilitacji)
- są otwarte i jawne
- rektora i dziekana tak, wolne stanowiska nie zawsze
- tylko na wolne stanowiska akademicke
- Uważam, że system konkursów na stanowiska uczelniane (nauczyciele akademiccy) jest w porządku - te ogłoszenia są publikowane na stronach internetowych, w gablotach itd. Jeżeli ktoś chce się zainteresować, to nic nie stoi na przeszkodzie. W kwestii wyborów władz (rektorskich i dziekańskich) - trudno się zgodzić na taki układ, żeby rektorem/dziekanem jakieś uczelni publicznej (np. w Warszawie) został np. człowiek z Wrocławia, który nie ma z nią nic wspólnego, ale "wygrał" konkurs. Brak znajomości środowiska sprawi, że nie będzie mógł nią sprawnie zarządzać. Będzie się uczył środowiska przez połowę kadencji. Jeżeli tak, to niech taka osoba najpierw zatrudni się w danej uczelni, a potem startuje w wyborach do władz.
- To istnieje już od dawna
- Przecież tak jest! Jeśli nie - bo nie aspirowałem i szczegółów nie znam - to tak. Tylko co to oznacza?
- Ależ wszystko jest jawne, tyle że za kulisami ustawine!
- To już istnieje
- NIE. Konkursy już obecnie są jawne. Skład proponowanej komisji konkursowej też byłby wynikiem kompromisu "frakcji polityczno-koleżeńskich" więc jej decyzja nie różniłaby się od obecnego rozwiązania. Poza tym, na tym właśnie polega demokracja.
- Źle sformułowane pytanie. Bo czy ktoś może być przeciw "otwartym i w pełni jawnym" procedurom! Lecz rzecz jasna jestem za istnieniem takich procedur.
- Pytanie tendencyjne, za dużo problemów zostało zawartych w jednym pytaniu. Kandydaci na dziekana i rektora powinni dobrze znać organizację (i ludzi), którą chcą kierować. Rektor i dziekan spoza uczelni to nie jest dobre rozwiązanie.
- wybory stanowią jawną procedurę
- Popieram jawność procedur, ale dopuszczenie do kandydowania na stanowisko rektora/dziekana osoby spoza uczelni może otworzyć pole dla działań nieuczciwej konkurencji.
- Jestem przeciwny konkursom na stanowiska akademickie dla pracowników uczelni. W każdej normalnej firmie, osoba o odpowiednich kwalifikacjach może po prostu awansować na wyższe stanowisko, na uczelni nie ma normalnej drogi awansu, stąd urządzanie sztucznych konkursów "pod pracownika". Takie działania to nie skłonność do oszustw, ale efekt wypaczonych obowiązujących procedur.
- Tak, ale: Oczywiście pełna jawność powinna być zachowana. Wyrażam natomiast wątpliwość, czy osoby z ?zewnątrz? na najważniejszych stanowiskach decyzyjnych to dobry pomysł. Obserwując jak trudny bywa proces demokratyczny na uczelni, śmiem twierdzić, że ktoś nie znając realiów panujących w danej jednostce nie byłby dobrym szefem. Trzeba też zauważyć, że władze wybieraną większością głosów wszystkich grup pracowników na uczelni.
- wybór rektora i dziekana; inne w drodze konkursów
ukryj odpowiedzi





6. Dekomunizacja na uczelniach   czytaj więcej

Obecnie w szkolnictwie wyższym jest wiele osób zajmujących najwyższe stanowiska, które w czasach PRL-u współpracowały ze Służbą Bezpieczeństwa. Osoby te często zajmują stanowiska rektorów czy dziekanów, a także zasiadają w najwyższych gremiach nadających stopnie i tytuły naukowe, w komisjach przyznających granty i stypendia. W dalszym ciągu decydują o losach młodych naukowców.

Jak wiadomo, środowisko naukowców bardzo skutecznie oparło się lustracji w latach 2005-2007.

Niewątpliwie społeczność akademicka chciałaby znać osoby ze swojego środowiska, które złamały podstawowe zasady moralne mające charakteryzować każdego naukowca.

Zmiana powinna polegać na ujawnieniu nazwisk osób, które współpracowały ze Służbą Bezpieczeństwa. Niedopuszczalne jest, aby w dalszym ciągu decydowały o najistotniejszych sprawach w nauce.

mniej

Czy jest Pani/Pan za ujawnieniem nazwisk osób zajmujących obecnie stanowiska naukowe, które w przeszłości współpracowały ze służbami specjalnymi PRL?

1112 GŁOSÓW
52,83%
 
472 GŁOSY
22,42%
 
418 GŁOSÓW
19,86%
 
103 GŁOSY
4,89%
 
TAK NIE NIE MAM ZDANIA INNE
pokaż odpowiedzi
- Absolutnie nie powinniśmy prowadzić polowań na czarownice w świecie naukowym. Dorobek naukowy nie ma nic wspólnego z postawami moralnymi z czasów PRL. Z resztą, te osoby są w wieku przedemerytalnym lub emerytalnym.
- Jestem młody, PRL pamiętam ze wczesnego dzieciństwa. Zupełnie mnie to nie interesuje. Skończmy z tym babraniem. A jeśli już, to chciałbym wiedzieć nie tylko kto był w partii, ale też kto pochodzi z rodziny wyzyskującej chłopów pańszczyźnianych.
- Jest już za późno, trzeba było to robić 25 lat temu.
- NIE. Dekomunizacja w Polsce zakończyła się zupełną patologią (w przeciwieństwie do np. Niemiec czy Czech). Jakie znaczenie ma mieć dla mnie fakt, że np. szef instytutu ichtiologii (nazwę właśnie zmyśliłem) po szantażu nieprzyznaniem paszportu zobowiązał się 40 lat temu do współpracy? Znaczenie ma mieć to, jak zarządzał tą ichtiologią przez swoją kadencję.
- Pora skończyć polowanie na czarownice.
- Tak, jeśli nie będzie się to wiązało z szykanami
- Obecnie osoby obejmujące stanowiska rektora, dziekana i dyrektora instytutu muszą złożyć oświadczenie lustracyjne. nie wydaje mi się, żeby to był potrzebne w szerszym kręgu.
- Tak. Oraz aby ten wymóg dotyczył również albo przede wszystkim kadry administracyjnej na uczelniach, często tzw. administracja uczelni stanowi państw w państwie i wszyscy pracownicy naukowi od rektora po asystenta muszą się liczyć z układami z administracją i jej przychylnością.
- liczy się poziom naukowy a nie upolitycznianie nauki
- Gruba kreska Mazowieckiego. Z SB-kami ewetualnie tak, ale wszelkie inne - dać spokój święty sobie i innym
- Na to jest chyba trochę za póżno. A jako z tego będzie zysk (polityczny) i dla kogo?
- Nie jestem fanem ubeków, ale nie sądzę by mieli wpływ na obecną sytuację. Minęło już dużo czasu, poza tym rzeczywistość jest wieloczynnikowa, a przeszłość związana z SB jest tylko jednym z tych czynników.
- Absolutnie nie. Skończmy z polityką na uczelniach. Albo ktoś na stanowisko zasługuje z powodów naukowych albo nie i wtedy z powodów NAUKOWYCH trzeba go tego stanowiska pozbawić.
- Bez sensu. Tych trzech? Biologia resztę załatwi.
- To jest bardzo trudny temat. To, że ktoś pod presją podpisał jakiś papier nie oznacza, że był współpracownikiem służb.
- Raczej nie, gdyż coraz większy wpływ na życie akademickie mają osoby urodzone po roku 1970.
- Uważam, że dekomunizacja przeprowadzona obecnie byłaby działaniem wyłącznie szkodliwym, niezależnie od tego jaka formacja będzie u władzy. Dekomunizacja miała sens bezpośrednio po roku 1989 gdy pamięć była świeża, żyli świadkowie a krótki okres czasu uniemożliwiał zniszczenia oraz fałszowania akt SB na masową skalę. Teraz posłużyłaby przede wszystkim do usunięcia profesorów niewyznających obecnie obowiązującego światopoglądu narodowo-katolickiego. Obecna władza bardziej wierzy zapewnieniom byłego SB-ka twierdzącego, że X był TW niż świadectwu uczciwych ludzi. Niestety można przypuszczać, że nawet przy zmianie władzy taki wygodny instrument usuwania niewygodnych ludzi pozostanie.
- Nie, nie jestem za ujawnianiem nazwisk osób współpracujących w przeszłości ze służbami specjalnymi PRL. Od tego są sądy i IPN. Poza tym mogą to być osoby rzetelnie pracujące naukowo i żałujące swojej współpracy. Nie jestem za polowaniem na czarownice.
- Koniecznie i to natychmiast!
- Zależy, jak pojmujemy ową "współpracę". Swego czasu pojawiały się gorszące, moim zdaniem, wypowiedzi o rzekomej współpracy prof. Miodka.
- To trzeba bylo zrobic 20-30 lat temu teraz wiekszosc osob jest juz na emeryturze.. Wiele uczelni powolalo specjalne Komisje, ktore czesciowo sprawe upublicznienia informacji rozwiazaly same.
- brak rzetelnej możliwości weryfikacji współpracy, zbyt duże pole do nadużyć i opieranie się na dokumentacji oprawcy (a wiadomo było w tamtym okresie, że papier wszystko wytrzyma) poza tym jeśli ktoś w roku 1970 miał 20 lat to dziś ma 66 czy powoli czas na emeryturę, więc lepiej wprowadzić konsekwentnie i bez wyjątku wiek emerytalny i ani roku dłużej w pracy...
- nie powinno to mieć znaczenia
- PO tylu latach powinniśmy już przestać wywoływać "duchy".
- Tak, ale to musiałoby być połączone z pełną informacją o skutkach współpracy - bywało wszak różnie.
- To naprawdę jest dla Pani problemem, kto był komuchem, a kto nie? Prawdę mówiąc odechciało mi się dalszego wypełniania tej ankiety.
- Na najważniejszych stanowiskach (rektorzy, dziekani, dyrektorzy jednostek)
- W ćwierć wieku po upadku komuny, głupotą już jest samo stawianie takiego pytania
- NIE. Dość już lustracji, dekomunizacji, itp.
- W okresie PRLu podjęcie współpracy z SB warunkowało m.in. możliwość rozwoju za granicą. W przeciwnym razie praktycznie brak możliwości rozwoju. Osobiście znam osoby, które podpisały współpracę z SB ale nie dostarczały żadnych przydatnych im informacji a do tego są wspaniałymi wykładowcami i naukowcami. W tym przypadku jestem daleki od ich stygmatyzacji. W przypadku osób współpracujących i szkodzących środowisku naukowego nazwiska tych osób powinny być ujawnione a osoby te zwolnione z uczelni. Jest to jednak problem bardziej złożony gdyż "teczki SB" mogły być też fałszowane zarówno na szkodę jak i na pożytek TW.
- Grzebanie w przeszłości powoduje tylko większy zamęt.
- Nauczyciel akademicki powinien być człowiekiem prawym i oczywiście kompetentnym w swojej dziedzinie. Każda nieprawość powinna go dyskwalifikować. Dlaczego wybraliście tylko jeden element? Można być niegodziwym na wiele sposobów! Do głosu dochodzą dzisiaj młodzi ludzie słabo pamiętający PRL (ich lustracja nie dotyczy), ale już znający niegodziwe ścieżki kariery. Co z nimi chcecie zrobić?
- Ludzie PRL skończył się prawie 30 lat temu, czyli nawet asystent z tamtego okresu jest teraz albo emerytem, albo w wieku przed emerytalnym... "z żywymi naprzód iść i szczyty zdobywać nowe"
- tak, jeśli to typowy karierowicz a nie prawdziwy człowiek nauki.
- Kto będzie ustalał czy dana osoba współpracowała i w jakim charakterze? Diabeł tkwi w szczegółach, można zrobić sporo złego, a sprawa wydaje się z każdym rokiem mieć coraz bardziej marginalne znaczenie.
- Jasne, tylko, że prawie każdy (słyszałem to z ust co najmniej kilku profesorów) kto kiedyś chciał wyjechać za granicę i prowadzić badania pewne dokumenty musiał podpisać, więc na jakiej podstawie zapadnie decyzja o tym, że dana osoba współpracowała z SB? Temat może przynieść więcej strat niż korzyści, więc NIE.
- Uporządkowanie spraw oceny pracy naukowej i konkursów na stanowiska powinno ułatwić ewentualne odsunięcie osób, które były kiedyś powiązane ze służbami specjalnymi i ich dzisiejsze osiągnięcia są nikłe. Uważam, że pewnie jest wiele osób mających w swoim pełnym CV taką współpracę ale ich praca w ostatnich dziesięcioleciach jest sensowna i ujawnienie tej przeszłości mogło by spowodować zbyt wiele zamieszania, wyjaśnień, które by oderwały tych ludzi i środowiska z nimi związane od normalnej, naukowej pracy. Czas w tym przypadku zrobi swoje.
- NIE - to nie ma teraz znaczenia. Nie żyjmy wiecznie przeszłością, tylko patrzmy w przyszłość!!!
- Ujawnić i zwolnić z uczelni osoby współpracujące w przeszłości ze służbami PRL w trybie natychmiastowym
- Tak ale, jeśli takie osoby sprawdzają się w swojej obecnej roli nie powinny z powodu takiej współpracy być szykanowane.
- Jest to nieistotne dla pracy naukowej
- uważam to za "temat zastępczy"
- Nie widzę związku z tematem. Jak dla mnie dziwne pytanie.
- Stanowiska powinny być obsadzane ludźmi kompetentnymi. Co za różnica czy ktoś działał w jakichkolwiek służbach czy nie, jeśli dobrze się sprawdza na swoim stanowisku. Współpraca w tamtych czasach często wynikała z zupełnie innych powodów niż z "chęci współpracy". Ujawnienie takich informacji spowodowało by zupełnie niepotrzebne narastanie konfliktów i nieuzasadnioną niechęć do osoby dobrze sprawdzającej się na swoim stanowisku. Poza tym istnieje możliwość manipulacji, mataczenia i wykorzystywania takich informacji do zupełnie innych celów niż zakłada pomysł twórców.
- Tak, jestem za i co z tego. Piękny postulat ale całkowicie nie do zrealizowania, o ile dekomunizacja nie objęła by nie tylko szkolnictwa ale również i inne dziedziny życia
- oni już wymarli i szkoda TERAZ się za to brać, to tylko zgliszcza
- uczelnia powinna być wolna od polityki!!! Konsekwencje jakiegoś postępowania mającego na celu ujawnienie współpracy dawniej - mogłoby aktualnie przyjąć formę polowania na czarownice i należy się temu sprzeciwić. Natomiast wystarczy nie popierać osób jakkolwiek skompromitowanych.
- tacy są już na emeryturze
- Lustracja i zwolnienie tych osób z uczelni
- Jeż raz podpisywałem oświadczenie, że nie współpracowałem ze służbami specjalnymi. Potem kazano mi je odebrać, a ponieważ tego nie zrobiłem, odesłano mi je do sekretariatu i mogę sobie powiesić na ścianie. Kolejna taka akcja byłaby żenująca.
- Nie, bo jest to tylko i wyłącznie broń w rękach polityków, a poza tym nie można ciągle rozpamiętywać przeszłości i grzechów młodości zwłaszcza po tylu latach.
- Zależy, czy był świnią, czy nie. Wielu SB zmuszała do współpracy, bo inaczej często nie dało się np. wyjechać na staż, ale ta współpraca nie musiała przynosić owoców. Ujawnienie nazwisk oznaczałoby automatyczne domysły, że "świnią jednak był" - i ostracyzm: a kto się dowie, jak było naprawdę? Jeśli ujawniać, to tylko tych, którzy szkodzili.
- Nie tylko również i tych którzy byli w pzpr zms etc. co "ułatwiało" im karierę naukową a dzisiaj "decydują" w sprawach innych
- po 28 latach najwyższy czas aby zakopać topory wojenne
- Czy to przyniesie coś dobrego? Moim zdaniem nie, tylko zrobi zamieszanie i może przy okazji skrzywdzić niewinne osoby.
- Teraz to już nie ma najmniejszego sensu. Oni albo już poszli na emeryturę albo właśnie odchodzą!
- Moim zdaniem, nie ma to żadnego znaczenia w stosunku do proponowanych zmian w szkolnictwie wyższym.
- Jest to problem moralny. Uczestnictwo naukowców w polityce, czy innych służbach jest kwestią moralną. Ujawnianie nazwisk jest jedynie grą polityczną dla kolejnego pokolenia aktywistów politycznych na uczelniach.
- W sumie każdy kto wyjeżdżał za granicę przed 1989 jakąś lojalkę musiał podpisać. To sporo osób poleci, może i dobrze. TAK!
- I co z tego jeśli współpracowały. Jeśli popełnili przestępstwa to powinni być osądzeni i ukarani. A jeśli dzisiaj pracownik naukowy współpracuje ze służbami specjalnymi to co? będzie osądzany przy zmianie ekipy rządzącej?
- Nie, Mam wątpliwości, czy czasem nie chodzi o udział w działalności "postkomunistycznej" po 1989 roku?, bo kadra sięgająca PRL-u jest już niemal na wymarciu. Niepotrzebne koszty i emocje. Ale mścić można się nawet na staruszkach.
- To nie ma w obecnym czasie (2016) żadnego sensu. Nie ma też sensu ze względów merytorycznych.
- Tak, szczególnie w przypadku, jeśli stanowisko naukowe zostało przyznane w sposób "budzący wątpliwości" - jak najbardziej.
- ci ludzie są już na emeryturach!!!
- Czas zacząć myśleć wreszcie o nauce i zapomnieć o tej niechlubnej przeszłości. Jestem (relatywnie) młody i uważam, że czas o tym wszystkim zapomnieć. Róbmy swoje, nie rozdrapujmy starych ran.
- To Pani chce odebrać wszystkie stopnie i tytuły naukowe zdobyte przed 1989 rokiem?
- Zdecydowanie TAK, to mafia która rozkrada niewielkie środki finansowe przeznaczone na naukę.
- Już były oświadczenia w tej sprawie i kadry mają taką wiedzę.
- To nie jest w tym momencie poważny problem.
- To nie ma najmniejszego sensu, wśród osób które nie współpracowały nigdy ze służbami specjalnymi PRL można wielokrotnie wskazać po stokroć większe "szuje" - przepraszam za dosadne stwierdzenie. I na odwrót. Na dekomunizację był czas w przeszłości, nie zrobiono tego pewnie z różnych powodów, dzisiaj trudno o tym dyskutować. I nie warto wracać - zajmijmy się przyszłością.
- Po co? Składa się oświadczenia. Było wcześniej, że bezpartyjny nie może wychowywać młodzieży.
- To jest zbędne najwięksi szkodnicy już odeszli, w mojej opinii, reszta wymiera a raczej to będzie mechanizm do wycinki niewinnych.
- szczerze - nie obchodzi mnie to. Ważne jest to co ta osoba reprezentuje naukowo i dydaktycznie teraz. Wszak od końca "komuny" mija własnie 27 lat
- lustracja osób zajmujących stanowiska kierownicze na uczelniach wydaje się wystarczającym rozwiązaniem
- sformułowanie "współpracowały" wymagałoby uścislenia
- Nie, gdyż jest to wykorzystywane jako narzędzie do "polowania na czarownice". Osoba oskarżona ma małe możliwości obony, a postępowanie jest długotrwałe i może prowadzić do krzywdy osób, które takimi współpracownikami nie były. Uważam, że zjawisko występowania dawnych komunistów we władzach jest marginalne a nadgorliwość w tym zakresie może doprowadzić do poważnych szkód osobowych. Osoby trzeba eliminować na postawie braku kompetencji.
- A co jeśli dokumenty zostały usunięte?
- Skończmy z tym polowaniem na czarownice - to przynosi jedynie donosicielstwo i szarpanie osób zupełnie niezaangażowanych.
- Ten postulat powinien zostać rozszerzony. Jestem także za dekomunizacją w gronie pracowników administracyjnych uczelni, którzy rozpoczęli pracę w czasach słusznie minionych nierzadko bez jakichkolwiek kwalifikacji. A dzisiaj konserwują patologię zatrudniając pół rodziny. Nepotyzm i kumoterstwo.
- Dekomunizacja i odpartyjnienie na stanowiskach kierowniczych.
- Lepiej wynagrodzić tych którzy nie współpracowali.
- Ludzi dajcie juz z tym spokoj niech bedzie z pzpr byle madry !
- Najpierw należy napiętnować byłych członków PZPR, potem funkcjonariuszy SB i innych służb PRL, którzy jawnie i z własnej nieprzymuszonej woli kolaborowali z komunistyczną władzą a następnie ściśle sprecyzować jaki rodzaj współpracy podlega penalizacji. Np. czy konieczne w pewnym czasie złożenie sprawozdania z pobytu za granicą (kierowane przecież za PRL do SB) to jest współpraca na równi z donoszeniem na kolegów i szkodzeniem opozycji. W naszym kraju ogólne pojęcie współpracy nie zawiera takich wyróżnień.
- Nie widzę związku z dobrem nauki (to czysto polityczny i nagonkowy postulat i próba eliminacji z nauki osób na podstawie kryteriów niezwiązanych z dorobkiem naukowym). Pozytywna odpowiedź w tym punkcie boleśnie kłóciłaby się z odpowiedzią TAK w punkcie 1.
- po co? większość już odeszła albo odejdzie w ciągu paru lat. Trzeba było to zrobić 25 lat temu. Teraz ewentualnie powinno się ujawnić wszystkich, łącznie z emerytowanymi, bardziej jako "nauczka" i wzór dla młodszych, niż jako sposób na uzdrowienie sytuacji. Starzy "agenci" już sobie wykształcili "zdolnych" następców.
- to już historia, dekomunizacja tak, ale także weryfikacja obecnych agentów i donosicieli
- to już było, jestem przeciw obowiązkowej lustracji
- O TAAAK!!!!! To powinno być podstawą nowych zmian! Przykład demoralizacji profesorskiej - prof. Fisiak z UAM w Poznaniu, a jego pożegnanie w filharmonii przez rektorów i profesorów mówi samo za siebie!!!
- problem sam się rozwiązuje
- W jakim celu ? Zacznij żyć przyszłością
- Jakie to ma dzisiaj znaczenie dla pozycji polskiej nauki, a przecież takich jest cel tej ankiety i działania przez nią awizowanego
- 27 LAT PO UPADKU KOMUNY TRACI TO NA ZNACZENIU, WIĘKSZOŚĆ TYCH LUDZI ODESZŁA BĄDŹ LADA MOMENT ODEJDZIE Z RYNKU PRACY. WALKA Z KOMUNĄ TO NIE WYZWANIE DLA POLSKIEJ NAUKI W XXI WIEKU
- tak, choć boję się, że lustracja zostałaby wykorzystana nie dla dobra środowiska naukowego, ale w rozgrywkach personalnych.
- Osoby, które dotyczył ten problem składały oświadczenia lustracyjne. Ten problem miał znaczenie w przeszłości ale nie teraz po tylu latach od przemian.
- Jestem zwolennikiem jedynie ujawnienia personaliów takich osób. Ujawnienie to nie powinno być równoznaczne z odsunięciem od zajmowanego stanowiska.
- Jest mi to całkowicie obojętne. Pracownik naukowy uczelni wyższej powinien być oceniany przede wszystkim przez pryzmat swoich osiągnięć naukowych i dydaktycznych. Nie interesuje mnie kto jakie miał i jakie ma poglądy polityczne.
- NIE, Nie zgadzam się ze stwierdzeniem: "Niewątpliwie społeczność akademicka chciałaby znać osoby ze swojego środowiska, które złamały podstawowe zasady moralne mające charakteryzować każdego naukowca." moim zdaniem jest to wątpliwe. O zajmowaniu stanowisk naukowych powinno decydować przygotowanie merytoryczne, a nie poglądy polityczne. Kim chcemy być żeby ocenić zachowania ludzi zmuszanych przez opresyjny system do zachowań, których być może żałują. Nie ma wiarygodnych źródeł o zakresie współpracy z SB, a to powinno być podstawą do lustracji pracowników naukowych. Niestety nie da się podjąć słusznej decyzji w oparciu o dostępne materiały, dlatego biorąc pod uwagę że upłynęło wiele lat od upadku komunizmu oraz to liczba osób, których może dotyczyć ten punkt jest coraz mniejsza, uważam, że szkoda czasu na te rozważania.
- Pod warunkiem ujawnienia wszystkich osób donoszących na inne osoby np. do hierarchii kościelnej
ukryj odpowiedzi





7. Odbieranie stopnia naukowego w przypadku plagiatu   czytaj więcej

Obecnie opracowane przepisy dotyczące wszczęcia postępowania dyscyplinarnego, w przypadku naruszenia praw autorskich opisane w Ustawie o szkolnictwie wyższym (Art. 144) jasno określają zakres takiego postępowania. Ponadto przepisy dotyczące własności intelektualnej i odpowiedzialności karnej reguluje Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych (zob. Art. 115). Osoba, której prawa autorskie zostały naruszone, może złożyć zawiadomienie do rzecznika dyscyplinarnego, do prokuratury albo złożyć pozew do sądu cywilnego.

W rzeczywistości niezwykle rzadko dochodzi do wszczęcia postępowania dyscyplinarnego na uczelniach. Jeszcze rzadziej sprawy znajdują swój finał w sądzie.

Okazuje się, że niestety w wielu przypadkach plagiatorzy są chronieni przez władze uczelni a najbardziej szykanowane (łącznie ze zwolnieniem z pracy) są osoby, które ujawniają nieprawidłowości.

Zmiana musi polegać na bezwzględnym egzekwowaniu prawa i eliminowaniu z nauki osób, które dopuściły się do naruszenia prawa autorskiego oraz dożywotnie odebranie stopnia naukowego, który uzyskano na podstawie plagiatu.

mniej

Czy jest Pani/Pan za odbieraniem stopnia naukowego w przypadku udowodnienia plagiatu?

1799 GŁOSÓW
85,46%
 
59 GŁOSÓW
2,8%
 
133 GŁOSY
6,32%
 
114 GŁOSÓW
5,42%
 
TAK NIE NIE MAM ZDANIA INNE
pokaż odpowiedzi
- Nie wykrycia ale udowodnienia (bo pomówić i nie ponosić konsekwencji jest łatwo, np. jak się jest członkiem CK - jest się bogiem) i nie w każdym przypadku (tylko wtedy, jeśli praca była częścią procedury awansowej - zbyt trudno się wybronić od zarzutów o plagiat - trwa to latami...
- Tak, ale jeśli rzeczywiście ktoś spisał np. całą pracę doktorską, habilitacyjną czy profesorską, a nie za jakiś pojedynczy artykuł czy autoplagiat, bo to można by pewnie u każdego znaleźć
- Kiedy i jak, na jakich zasadach.
- zwolnienie z pracy
- Raczej tak, ale decyzja powinna być pojmowana dla każdego przypadku oddzielnie.
- Jestem za tępieniem plagiatu przy każdym naruszeniu praw autorskich, ale nie przez bezwzględne egzekwowanie prawa i eliminowanie z nauki osób, które dopuściły się do naruszenia prawa autorskiego oraz dożywotnie odebranie stopnia naukowego, który uzyskano na podstawie plagiatu.
- Tylko w przypadku ewidentnego i istotnego naruszenia praw autorskich w opracowaniach będących podstawą nadania stopnia lub tytułu naukowego.
- - Raczej nie, bo np. plagiat może dotyczyć np osiągnięcia nie zgłoszonego w postepowaniu hab.
- Jeśli stopień naukowy został przyznany na podstawie plagiatu, to tak. W innym przypadku nie.
- Jeżeli plagiat nie dotyczył dorobku to nie.
- to zależy od stopnia plagiatu i może dotyczyć tylko plagiatu dotyczącego pracy napisanej w celu otrzymania danego stopnia
- w oczywistych sytuacjach to jasne, ale zazwyczaj sprawy są bardziej złożone
- Pytanie bez sensu, ponieważ jeszcze obowiązują w tym zakresie jednoznaczne przepisy prawne.
- Tak w sytuacji, gdy stopień został nadany na podstawie prac mających znamiona plagiatu.
- Tak w przypadku plagiatu w pracy/pracach będących podstawą awansu. Inne plagiaty powinny być karane w sposób zróżnicowany, zależnie od winy i skutków.
- Tak, jeśli na podstawie plagiatu uzyskał stopień naukowy.
- Tak, jeżeli dzieło będące plagiatem było podstawą nadania stopnia naukowego.
- Tak, ale z wyjątkiem cząstkowego autoplagiatu, jak powtarzające się sformułowania
- Tylko wtedy, gdy plagiat dotyczy pracy "na stopień".
- Tak, ale z możliwością zrobienia stopnia na nowo samodzielnie, zgodnie ze standardami etycznymi
- nagana
- Tak, ale trzeba zdefiniować pojęcie plagiatu, bo obecna formuła jest nieadekwatna. Dodatkowo, każdy taki przypadek powinien być rozpatrywany indywidualnie przez odpowiednią komisję.
- Plagiat może dotyczyć publikacji nie mającej wpływu na osiągnięcia, które uwzględniano przy awansie naukowym. Skutki udowodnienia plagiatu winne być ograniczone do kar finansowych. Dla przykładu, zakaz (czasowy) korzystania z funduszy publicznych przeznaczonych na prowadzenie badań naukowych, w tym części wynagrodzenia otrzymywanego w przypadku zatrudnienia na etacie naukowo-badawczym.
- W moim przekonaniu, to sądy powinny rozpatrywać takie sprawy. Pytaniem może być tylko to, czy takie postępowania powinny być uruchamiane z urzędu, czy z powództwa cywilnego.
- Tak tylko, żeby nie było to narzędzie wykorzystywane do pozbywania się osób niewygodnych. Myślę, że już istnieją przepisy pozwalające na odebranie stopni naukowych po udowodnieniu plagiatu (Ustawa o Stopniach i Tytułach Naukowych). Organem do tego upoważnionym jest odpowiedni Sąd Powszechny.
- Tak, za plagiat zwolnienie a odebranie tytułu tylko jeśli był zdobyty na podstawie plagiatu. Jeśli np. profesor popełni plagiat artykułu to zwolnienie, ale nie odebranie tytułu jeśli jego dorobek zdobyty był uczciwie. Mimo wszystko zostawiłabym szansę na pracę w innym miejscu-jak gdzieś to chcą dalej to ok.
- Wszystko ok, byleby prawo nie działało wstecz. Oceniajmy ludzi i odbierajmy im stopnie/tytuły/awanse w ramach prawa obowiązującego w chwili ich uzyskania.
- W zależności od "rangi" danego plagiatu. Nie może dojść do sytuacji, kiedy niewygodną osobę usunie się wynajdując jej przepisane trzy zdania.
- O tym musi decydować niezależna komisja ekspertów.
- Pytanie jest nieprecyzyjne. Czy chodzi o plagiat w pracy związanej z uzyskaniem tego stopnia, czy o plagiat w dowolnej pracy po jego uzyskaniu? W pierwszym przypadku odpowiadam TAK a w drugim NIE.
- W przypadku plagiatu w pracy na ten stopień - tak. W przypadku innej publikacji - nie, gdyż w przypadku prac wieloautorskich konkretny autor (np. dziewiąty, robiący analizy) może mieć mały wpływ na jej ostateczny kształt i sformułowania.
- NIE. Uważam, że formą lepszą byłby sprawny system nagan, które skutkowałyby wyraźnym zmniejszeniem uposażenia, do rozwiązania stosunku pracy włącznie. W przypadku ubiegania się np. o stopień dr hab., może się zdarzyć (choć nie powinno!), że plagiat wystąpi jako akt "twórczy", który zaistniał tylko (i aż! - wiadomo) jednorazowo, tzn. w jednej z wielu publikacji, składających się na cykl. Niejednokrotnie bywa, że kwestie plagiatowania są bardzo sporne. Uważam więc dożywotnie odbieranie stopni naukowych za propozycję nie do końca przemyślaną, która może skutkować pochopnymi decyzjami i nierozsądnymi rozstrzygnięciami. Czy jesteśmy w stanie wykluczyć tzw. "wycieczki personalne" w obrębie pewnego układu towarzyskiego, bądź też politycznego? Uważam, że NIE.
- ale musi to byc "istotny plagiat"
- Tak, ale tylko prawomocnym wyrokiem niezawisłego sądu powszechnego.
- TYLKO GDY WYKAZE TO POSTEPOWANIE SADOWE
- tak, ale tylko w przypadku gdy plagiat związany był z uzyskaniem stopnia naukowego. W innych przypadkach postępowanie dyscyplinarne i odszkodowanie na rzecz pokrzywdzonego
- Jestem za odebraniem stopnia naukowego wraz z konsekwencjami karnymi. Nie może być tak, że przestępstwo popełnienia plagiatu po 5 latach się przedawnia - to skandal, który kompromituje państwo polskie.
- TAK, jeżeli plagiat dotyczyłby doktoratu lub habilitacji, w przypadku innych prac można zastosować mniej rygorystyczne środki
- Jak w 100% udowodnić plagiat? W dzisiejszych czasach we wszystkich niemal dziedzinach nauki naukowcy pracują nad podobnymi rzeczami. Już niemal przed stu laty zdarzały się niejasności co do przypisania zasług odkryć - jak chociażby cement, żarówka czy wiele innych. Uważam, że można zastanawiać się nad uznaniem bądź nie uznaniem pracy naukowej budzącej wątpliwości jednak nie powinno to skutkować odebrania stopnia naukowego. Chyba, że ktoś przedstawi metodę pozwalającą w 100% stwierdzić plagiat.
- Tak, ale o ile wiem zasadniczo tak się dzieje i teraz
- Tak, ale myślę że to może być bardzo trudne do przeprowadzenia
- Tak ale nie dożywotnie i tylko warunkowo po dokładnym przeanalizowaniu każdego przypadku. Zdarza się, że promotor pracy magisterskiej jest oskarżany o plagiat przez swojego podopiecznego-magistranta, nikt natomiast nie zastanawia się nad tym jaki wkład w powstanie pracy magisterskiej ma promotor. W dzisiejszych czasach dość często promotor pracy magisterskiej ma bardzo duży wkład w powstającą pracę. Zdarzają się m.in. przypadki dosłownego wykorzystania słów promotora z konsultacji lub recenzji (przykład z autopsji - dokładna kopia recenzji wysłanej e-mailem).
- plagiat jest kwestią komisji dyscyplinarnej i sądu
- tylko po zapadnięciu prawomocnego wyroku sądu
- Tak, pod warunkiem wprowadzenia definicji plagiatu i autoplagiatu.
- Wydaje mi się to nadal bardzo trudne do zweryfikowania...może być innym narzędziem do walki z "niewygodnym współpracownikiem"
- plagiaty to problem bardzo złożonya nie statystyczny
- Nie bo ostracyzm środowiska naukowego jest wystarczającą karą. Poza tym udowodnienie plagiatu nigdy nie będzie jednoznaczne i może stanowić broń polityczną.
- To zalezy od stopnia plagiatu każdy przypadek powinien byc rozpatrywany indywidualnie
- Tak, ale może nie od razu. W zależności od wagi problemu - przy lżejszym (np. plagiat w artykule w czasopiśmie naukowym) może najpierw "żółta kartka" w postaci np. publicznego ogłoszenia faktu plagiatu, a dopiero za drugim razem odbieranie tytułu. I skutecznie - a nie "niezwykle rzadko".
- Tylko w wypadku jeżeli plagiat był związany z uzyskaniem stopnia naukowego!
- chyba tylko jak większość dorobku to plagiat
- absolutnie odbieranie stopnia, ale nie dożywotnio
- Czy również "autoplagiatu"? ;)
- Tak. Ale konieczne jest podjęcie próby konfrontacji między plagiatowanym a plagiatującym, może sie okazać że istnieje szansa na polubowne wyjaśnienie. Niektóre plagiaty popularyzują mniej dostrzeżone osiągniecia mało znanych naukowców.
- Tak, pod warunkiem, że plagiat będzie ewidentny a procedura postępowania w takich sprawach będzie rozsądna.
- Sprawa ta musi być rozpatrywana indywidualnie.
- Tak, pod warunkiem, że będzie niezależny jeden organ, który obiektywnie (na tych samych zasadach dla wszystkich) będzie oceniał, czy praca jest plagiatem, czy nie jest. Również przepisy prawa powinny jasno (bez możliwości dobrowolnej interpretacji) określać kryteria zaliczenia określonej pracy do plagiatu. Obecnie interpretacje i wykładnie prawnicze są często sprzeczne
- Zdecydowanie tak
- Generalnie "tak", ale "nie" w przypadku, gdyby prawo miało działać wstecz, a zdaje się, że inicjatorom zmian właśnie o to chodzi. Powoływanie się na na argumenty etyczne jest w tym przypadku mało etyczne
- TAK, ale nie bez okresu przedawnienia.
- należałby sprecyzować co oznacza "plagiat" czy przepisanie akapitu, czy rozdziału, nieuwzględnienie pozycji w spisie z której sparafrazowano pewne stwierdzenia lub fakty. tzn. trzeba by ocenić w jakiej formie i w jakim stopniu dana osoba dopuściła się plagiatu i kara powinna być, ale adekwatna do popełnionego czynu. To niej jest proste zadanie, bo prace naukowe powinny być sprawdzane pod tym kątem nie tak jak prace dyplomowe studentów przez program komputery - to oczywiście mogłoby być wstępem, ale resztę powinien robić jakiś zespół ludzi i na pewno nie da się tego zrobić szybko.
- Tak, ale program antyplagiatowy nie może działać tak jak teraz. Zestawienie kilku słów, które szalenie często są i będą używane przez przypadkowe osoby omawiające zbliżone zagadnienie czy definicję (bez jakichkolwiek wzajemnych powiązań) nie może być uznawany za istotny procent plagiatu!!!
- Zależy od rodzaju plagiatu.
- odbieranie stopnia w przypadku naruszenia prawa autorskiego w pracach awansowych. W przypadku innych - w zależności od stopnia i szkodliwości powinny być wyciągane inne konsekwencje służbowe
- Może dożywotnio to nie, nawet pijakom prawo jazdy jest odbierane dożywotnio dopiero po umyślnym spowodowaniu śmierci w wypadku, ale tu przydała by się zmiana.
- Nie w sposób automatyczny a poprzez np. opinię Komisji Etyki lub podobnego niezależnego akademickiego ciała.
- o tym powinien decydować sąd
- wymaga to indywidualnego postepowania.
- Należy usunąć z pracy. Stopień można odebrać tylko w przypadku plagiatu pracy lub publikacji, na podstawie której stopień uzyskano.
- Po orzeczeniu wyroku sądowego nie wnoszącego zastrzeżeń odnośnie plagiatu. W pracach naukowych (twórczość nie pozostaje bez związku z odnoszeniem się do istniejącego stanu rzeczy, nie jest artystyczną kreacją). W innym przypadku poddajemy kolejne narzędzie do szykanowania, zastraszania.
- Tak, ale w obecnych warunkach (czyli z koniecznością stworzenia monografii aby uzyskać stopień dra lub dra hab.) tylko w odniesieniu do plagiatu związanego z publikacjami stanowiącymi podstawę uzyskania danego stopnia. W przypadku plagiatów związanych z publikacjami niezwiązanymi z uzyskiwaniem stopni - wpis do akt, degradacja zajmowanego stanowiska, publiczne oświadczenie o dokonaniu plagiatu (na Wydziale lub uczelni) itp.
- Czy tylko plagiat jest przestępstwem możliwym do popełnienia?
- TAK, ale w przypadku udowodnienia plagiatu pracy składającej się na dany stopień
- To zalezy od stopnia popelnienia. Czasem jakies zdanie moze brzmiec identycznie, bez widzy piszacego.
- plagiat należy bardzo rzetelnie sprawdzić przed nadaniem stopnia a nie po
- taka sytuacja wymaga każdorazowo odrębnego postępowania. czym innym jest plagiat, czym innym, autoplagiat...
- To powinno być rozstzygane również przez powołanych ekspertów nie da się tego robić z automatu
- Tak, ale tylko jeśli dotyczy prac, które posłużyły do uzyskania stopnia.
- Jak najbardziej. Tylko czasem recenzenci boją się (mając twarde dowody w postaci zbieżnych stron, nie tylko akapitów, w książce hab. i w pracach opublikowanych innych autorów) tzw "ciągania po sądach....i nie używają słowa "plagiat', tylko różnego typu eufemizmów.
- spotkałem sie z "autoplagiatem" skoro ktoś zajmuje się daną tematyką trudno aby nagle pisał coś z innej dziedziny czyli coś co nazywane jest "autoplagiatem"i tak jest jego autorstwa.
- Odebranie wszelakich stopni naukowych i zawodowych.
- Powinna istnieć niezależna komisja/komisje złożona, np. z prawników, emerytowanych naukowców,itp. która na podstawie zlecanych opinii wyrokowałaby o plagiacie i kierowała wnioski do prokuratury. Opinie jawne i publikowane w Internecie.
- tak, jeśli stopień uzyskano dzięki plagiatowi
- Wprowadzenie kar
- Wprowadzenie kar
- ale obecnie tak własnie jest - jeżeli udowodni się plagiat podstawy stanowiącej przyznanie stopnia dr hab, to odbierany jest tytuł; ponadto to nie są takie oczywiste sprawy - bywa, że recenzent chcąc jednym mocnym uderzeniem zniszczyć habilitanta oskarża go fałszywie, a rzecznik dyscyplinarny tak długo przedłuża postępowanie wyjaśniające aż habilitantowi kończy się umowa o pracę i wtedy wszyscy umywają ręce na zasadzie "nie ma człowieka - nie ma problemu";
- odbieranie stopnia naukowego jest zbyt surowe - skala plagiatu i możliwe "pomyłki". Sugeruję łagodniejsze konsekwencje.
- Niekoniecznie
- To chyba oczywiste. Aż dziwne, że takie pytania nadal w Polsce są stawiane....
- Zależy od skali,
- Tak, w przypadku skopiowania całego dzieła. Można dostrzec niedoskonałość systemów antyplagiatowych.
- TAKIE RZECZY SIĘ ZDARZAJĄ I TYTUŁY SĄ ODBIERANE, ALE ZWAŻYWSZY NA FAKT, IŻ KULTURA PRAWNA POZOSTAWIA W POLSCE WIELE DO ŻYCZENIA, JEST SPORA SZANSA NA MASOWE POZBAWIENIE TYTUŁÓW SZEROKIEGO GRONA, CZĘSTO DYSTYNGOWANYCH W ŚRODOWISKU OSÓB - DAJMY LUDZIOM KIJE TO SIĘ NIMI ZATŁUKĄ, CZEMU NIE
- Tak, ale musiałyby być bardzo przejrzyste zasady udowadniające plagiat. Obecny system chyba nie do końca się sprawdza.
- Tylko gdy plagiat dotyczy dzieła wykorzystanego w postępowaniu awansowym. W innych przypadkach postępowanie dyscyplinarne.
- to zależy od skali
- to jest zbyt radykalny krok - jeśli plagiatem jest praca habilitacyjna, to tak, jeśli inne prace to najpierw formuła ostrzeżenia
- Nie, ponieważ plagiat powinien być sprawdzany przed a nie po przyznaniu takiego stopnia
- Nie. Plagiat powinien zostać wykryty już przed nadaniem stopnia. Potem to już "musztarda po obiedzie". Jeśli ktoś splagiatował pracę licencjacką, a potem złożył rozprawę habilitacyjną (oryginalną), to jak należy go potraktować? Na wszystko jest odpowiedni czas i plagiaty należy wykrywać skutecznie, zawczasu. I dbać o edukację etyczną oraz wysoki poziom intelektualny studentów/pracowników naukowych, żeby usuwać przyczyny, a nie skutki problemu.
- Szczegółowe postępowanie powinno prowadzić do podjęcia takiej decyzji w zależności od zakresu plagiatu
- Zależy od wagi plagiatowanej pracy. Jeżeli plagiat dotyczy rozprawy naukowej koniecznej do uzyskania stopnia naukowego, to TAK. Jeżeli jest to plagiat pojedynczej publikacji, możliwe są inne konsekwencje.
- Wszystko zależy od stopnia przewinienia.
- Zdecydowanie NIE sprawy plagiatu można dochodzić przed sądem i wyegzekwować indywidualnie dla naukowca. Wprowadzenie tej zmiany spowoduje, że ktoś powie, że jedno zdanie jest plagiatem w jednym artykule i wówczas będą wyciągnięte konsekwencje zbyt duże do popełnionego czynu. Daje to pole do nadużyć i mszczenia się na naukowcach.
- Tak, jeśli plagiat został popełniony w osiągnięciu, na podstawie oceny którego został przyznany stopień naukowy. W wypadku plagiatu w innym dziele powinno się wprowadzić inne środki restrykcyjne, np. zakaz uprawiana zawodu lub tym podobne.
- Niezbędne będzie wnikliwe przeanalizowanie źródeł i augorstwa
- w zależności od tego, czy to był plagiat zamierzony, czy przypadkowy
- w zależności od sytuacji
- Należy bardzo ściśle określić co należy rozumieć jako plagiat? W obecnym kształcie definicji nie.
- Kara tak. Odbieranie stopnia naukowego jako ostateczność w szczególnych przypadkach (rozpatrywanych indywidualnie)
ukryj odpowiedzi





8. Zmiana w zarządzaniu uczelniami   czytaj więcej

Obecnie osobami zarządzającymi uczelniami/wydziałami są rektorzy i dziekani. Rektorem/dziekanem może zostać każdy pracownik uczelni posiadający co najmniej stopień doktora. Osoby te sprawują nadzór nad budżetem, infrastrukturą, nieruchomościami, ludźmi, badaniami, grantami itd. Rektorami i dziekanami mogą być filologowie czy fizycy. Nieprofesjonalne zarządzanie uczelniami powoduje zadłużanie uczelni, podejmowanie niewłaściwych decyzji w związku z organizacją i zarządzeniem. Należy pamiętać, że uczelnie wyższe to często ogromne zakłady pracy zatrudniające kilka tysięcy osób. Łącznie ze studentami ich liczba rośnie do kilkudziesięciu tysięcy (np. Uniwersytet Śląski liczy około 40 tys.).

Skoro w małej placówce oświatowej (np. w przedszkolu) stanowisko dyrektora może piastować osoba mająca odpowiednie przygotowanie (studia z zakresu zarządzania), to dlaczego ta zasada nie obowiązuje w ogromnych zakładach pracy jakimi są uczelnie, zatrudniające kilka tysięcy osób?

Zmiana w zarządzaniu uczelniami (budżetem, infrastrukturą, nieruchomościami itd.) powinna polegać na objęciu stanowisk kierowniczych przez menedżerów mających przygotowanie do zarządzania tak dużymi zakładami pracy, jakimi są państwowe uczelnie. Zadaniem kadry zarządzającej powinno być m.in. organizownie kierunków studiów, nawiązywanie współpracy międzynarodowej, nawiązywanie współpracy z gospodarką i społeczeństwem, organizacja i rozliczanie grantów, itd. Wszystkie finanse związane z funkcjonowaniem uczelni (zakupy aparatury, nieruchomości, granty, badania statutowe itd.) powinny być jawne.

mniej

Czy jest Pani/Pan za zmianą w kierownictwie uczelni na rzecz osób posiadających kompetencje w zakresie zarządzania?

1238 GŁOSÓW
58,81%
 
403 GŁOSY
19,14%
 
323 GŁOSY
15,34%
 
141 GŁOSÓW
6,7%
 
TAK NIE NIE MAM ZDANIA INNE
pokaż odpowiedzi
- Pracuję na Wydziale Zarządzania. Wszyscy pracownicy mają więc kompetencje zarządcze.
- Największym osiągnięciem menageryzacji są wysokie pensie menagerów. Nie idźmy tą drogą.
- ZDECYDOWANIE NIE!!! Uzasadnienie jak w 5, doprowadzi to do całkowitego upolitycznienia uczelni. Poza tym uczelnia to nie przedsiębiorstwo produkcyjne i zarządzanie uczelni wymaga wcześniejszego doświadczenia w pracy badawczej oraz dydaktycznej.
- Każda osoba posiada *jakieś* kompetencje w zakresie zarządzania.
- wspomaganie Dziekana, etc. a nie zastępowania ich
- Raczej nie, choć osoba posiadająca kompetencje w zakresie zarządzania winna znaleźć się wśród władz uczelni bądź wśród najbliższych współpracowników
- Nie, ponieważ dobry menedżer dba o zyskowność swojej firmy, nie zrozumie specyfiki nauki, w której zyskowność jest tylko jednym z celów, i to zdecydowanie nie najważniejszym.
- NIE. Rektorem Harvarda jest historyk, Princeton jest fizyk, a Sorbony historyk sztuki. "Profesjonaliści" od zarządzania mogą kierować korporacjami (gdzie ich wyniki są dyskusyjne, patrz ostatni kryzys), ale profesjonalizacja akademii najprawdopodobniej skończyć się jakimś kretyńskim neoliberalizmem.
- Odpowiedź może zostać udzielona po wskazaniu jakie konkretnie kompetencje (wykształcenie, doświadczenie) powinien posiadać członek kierownictwa uczelni.
- Hasło, które świetnie brzmi teoretycznie a w praktyce jest przepisem na katastrofalne podporządkowanie społeczności akademickiej biurokratom. Zdecydowanie nie.
- Sądzę, że powinien powstać pion/dział odpowiedzialny za zarządzanie, ale NIE MOŻE mieć głosu decydującego, podobnie też rektorzy muszą powchodzić ze środowiska badaczy. UNIWERSYTET TO NIE FIRMA.
- Menedżer bez znajomości specyfiki uczelni oraz specyfiki przynależących do danej uczelni jednostek nie będzie w stanie podejmować decyzji, które będą uwzględniały realną sytuację danej jednostki, mającą na uwadze zarówno aspekty administracyjne jak i ich przełożenie na prowadzoną przez jednostki dydaktykę. Zarządzanie "menedżaerskie" będzie zarządzaniem "od linijki". Lepszą drogą są studia/kursy dokształcające dla osób ze środowiska akademickiego, które na takie stanowiska są desygnowane. Osoby z konkretnym wykształceniem administracyjnym, ekonomicznym czy też finansowym powinny zajmować stanowiska doradcze wobec dziekana/rektora, ale z całą pewnością nie stanowiska najwyższe.
- Jestem za wzmocnieniem roli administracyjnej kanclerzy, natomiast oddanie zarządzania uczelniami menedżerom bardzo szybko doprowadzi do wyeliminowania nierentownych kierunków, bez względu na ich znaczenie dla poziomu cywilizacyjnego Polski. Co więcej, wiele z nich stoi naukowo na bardzo wysokim poziomie, to jednak menedżerów nie będzie interesowało, chyba że zmieni się znacząco sposób finansowania wyższych uczelni. Bez tego w ogóle nie warto robić żadnych zmian, bo to tylko przekładanie tych samych klocków. proszę zauważyć, że spadek uczelni w rankingu szanghajskim nastąpił po wprowadzeniu reformy, której sprzeciwiała się większość środowiska, więc nie warto robić ruchów pozornych, które jedynie szkodzą.
- tak, ale jako doradcy/część zespołu zarządzającego
- ogólnie tak, jednak powinna istnieć jakaś forma łącząca objęcie stanowiska rektora czy dziekana przez osobę odpowiednio wykształconą z zakresu zarządzania - menedżera z drugą osobą będącą przedstawicielem uczelni, gdyż dałoby to możliwość dyskusji zmian widziane ze strony zarządzania jak i specyfiki pracy na uczelni. W moim odczuciu uczelnie jest bardzo specyficznym, skomplikowanym i działającym wielopoziomowo tworem.
- w pewnym stopniu takie zmiany można by przeprowadzić
- są wybory demokratyczne, chyba że nie ma, ale to trzeba pilnować komisje wyborczą
- Tak, ale tylko na poziomie uczelnianym.
- Nie wierzę w urzędowe kompetencje do zarządzania. Aby zarządzać dobrze trzeba mieć intelekt (co jest wrodzone) i kulturę (co wynosi się z domu). Tego nie można się nauczyć, czy mieć na to cetryfikatu.
- Główny rektor to powinien być wybitny naukowiec i dydaktyk, profesor tytularny. prorektorzy na pewno powinni mieć przygotowanie do zarządzania.
- Kierownictwo powinno być "hybrydowe" i stopniowo, coraz częściej, jest (stanowisko kanclerza). Nie może być tak, że całość władzy nad uczelnią przejmują osoby nie znające specyfiki pracy naukowej i dydaktycznej, lub przedkładające wynik finansowy lub sprawność administracyjną nad CEL jak przyświeca każdej uczelni - a jest nią tworzenie nowej wiedzy i przekazywanie jej kolejnym pokoleniom
- Od tego jest kanclerz; w tym przypadku - tak
- Kierowanie uczelnią przez zespół osób posiadających kompetencje zarówno w zakresie zarządzania jak i działalności naukowej.
- Tak ale uważam, że jednocześnie taka osoba powinna być naukowcem. Uczelnia nie jest przedsiębiorstwem i powinna być nastawiona przede wszystkim na tworzenie nauki (która nie daje od razu wymiernych efektów gospodarczych) i kształcenie na dobrym poziomie. Obecnie algorytm dotacji na działalność statutową jest nastawiony na liczbę studentów - znowu maksymalizacja zysku. Przy takim nastawieniu jakość kształcenia schodzi na plan dalszy.
- Zgadzam się w kwestii jawności finansów związanych z funkcjonowaniem uczelni, jednak nie jestem przekonana, czy menedżerowie posiadają wystarczającą wiedzę, by zarządzać uczelnią przy uwzględnieniu jej naukowego charakteru. Jestem raczej za kursami dokształcającymi dla osób na stanowiskach kierowniczych niż za powoływaniem osób nie związanych bezpośrednio z nauką.
- Nie, to pytanie jest sformułowane stronniczo. Obecny system Rektor / Kanclerz zakłada, że takie kompetencje powinien posiadać Kanclerz. Z reguły osoby posiadające kompetencje w zakresie zarządzania są najgorszymi rektorami, skupiają się bowiem na budownictwie i ściąganiu opłat za wszystko, co się da. Na mojej uczelni rektor-ekonomista każe płacić za powieszenie ogłoszenia o wykładzie naukowym.
- Chociaż osoba mająca kompetencje w zakresie zarządzania mogłaby przyczynić się do znacznie lepszego obrotu finansami, obawiałabym się całkowitego niezrozumienia tej osoby dla specyfiki uniwersytetu, który nie powinien być ukierunkowany na zysk materialny. Czasami konieczne jest finansowanie niedochodowych, lecz prestiżowych kierunków i badań.
- Trzeba byloby wzmocnic pozycje Kanclerza i to Kanclerz powinien moim zdaniem odpowiadac za finanse uczelni i wiekszosc spraw zwiazanych z jej funkcjonowaniem, poza sprawami nauki i dydaktyki.
- kometencje w zakresie zarzadzania nauka? Nastepny kierunek?
- Z jednej strony niby racja z tą zmianą, ale z drugiej strony uzyskanie dyplomu z zakresu zarządzania wcale nie gwarantuje posiadania umiejętności w tym zakresie. Ubieganie się o stanowisko rektora czy dziekana powinno być mierzone doświadczeniem i sukcesami w zakresie zarządzania. Ponadto kandydaci powinni być mimo wszystko naukowcami z solidnym, międzynarodowo uznanym dorobkiem, a nie osobami spoza uczelni.
- Rektor/prorektor powinien pełnić funkcje organizatora nauki i dydaktyki. Wszelkie działania ekonomiczne powinny leżeć w gestii dyrektora administracyjnego (dziś: kanclerz) o odpowiednim przygotowaniu merytorycznym, wybranym na drodze otwartego konkursu.
- Byłbym za zarządzaniem uczelnią przez menadżera, gdybym miał pewność, że taka osoba będzie wybrana obiektywnie, a nie z nadania partyjnego tej czy innej, rządzącej w danej chwili partii. Jestem jednak przekonany, że wprowadzenie postulowanej zmiany skończy się wyłącznie w ten sposób, że pojawiłby się nowy "stołek" do obsadzenia przez partię, która w danym momencie będzie u władzy.
- Taka osoba musi jednocześnie być pracownikiem naukowo-dydaktycznym w przeszłości, by znać specyfikę i problemy środowiska.
- to źle sformułowane pytanie , takie kompetencje powinien mieć pracownik naukowy, lecz nie powinien być to specjalista tylko od zarządzania, to nie fabryka
- Nie, uczelnia to nie fabryka!
- Tak, jednak by taka osoba nie zmieniała Uczelni w korporację bo niestety obecnie powstające przepisy i praktyka do tego prowadzi.
- Zarządzanie i kierowanie placówką naukową do dwie różne sprawy. Rektor-naukowiec powinien mieć zastępcę, specjalistę od zarządzania.
- Kurs,podyplomowówka z zarządzania byłaby wystarczająca. A Rektorzy/Dziekani powinni mieć swoich doradców. Absurdem jest by ktoś kto nie przeszedł szczeblów kariery naukowej zarządzał uczelnią. To raczej profesor powinien się doszkolić w tym obszarze.
- Tylko w przypadku kanclerza.
- No i znów. Mimo, że rektorzy, dziekani, kierownicy katedr nie mają wykształcenia związanego z zarządzaniem, to jednak mają odpowiednich dyrektorów z właściwym wykształceniem. I to tym osobom trzeba dać większe możliwości w kontekście zarządzania uczelnią, jednocześnie czyniąc rektora/dziekanów/kierowników bardziej reprezentantami uczelni niż menadżerami.
- Na wielu uczelniach w ramach wydziałów zatrudnieni są dyrektorzy administracyjni i Ci jak najbardziej powinni posiadać odpowiednie kwalifikacje. Natomiast dziekan musi pochodzić z grona wydziału aby uzyskać zaufanie pracowników. Są przypadki gdzie wspomniany wyżej "fizyk" jest znakomitym menadżerem.
- Tutaj należy postępować ostrożnie. Uniwersytety to nie fabryki i nie można przy ich zarządzaniu kierować się jedynie kryteriami ekonomicznymi.
- Menedżerowie od zarządzania są nastawieni jedynie na maksymalizację zysku. A uczelnie mają inną misję niż nabijanie kabzy menedżerom.
- Najlepsza byłaby chyba rzetelna i dobra współpraca specjalisty od zarządzania z kimś, kto zna specyfikę pracy na uczelniach.
- Generalnie tego typu kompetencje są przydatne jednak prowadzi to czasami do zbytniej biurokratyzacji oraz powoływania w ramach uczelni jednostek, które upraszczając komplikują życie naukowców zwiększając ponadto niepotrzebnie koszty funkcjonowania uczelni.
- Nie ponieważ, praktyka uczy, że powoduje to tylko zwiększoną biurokrację. Osoba nie mająca pojęcia o badaniach naukowych nie jest w stanie pojąć, iż zarządzanie tonie tylko rozporządzenia.
- Minister Kudrycka zrobiła reformę nauki opierając się na świetnej firmie od zarządzania. Środowisko naukowe było poproszone o konsultację, ale ich opinia mało się liczyła, bo spece wiedzą lepiej. Tę reformę oceniam jako niszczycielską dla polskiej nauki. Zatem sama umiejętność zarządzania bez dobrej znajomości materii zarządzanej nie sprawdza się. Oczywiście szeroko pojęte władze uczelni powinny zawierać w swoim składzie specjalistów od zarządzania.
- W przypadku znanych mi uczelni, w których takie osoby doszły do władzy, zrobiło się jeszcze gorzej, tzn. warunki pracy i hierarchia pozostały, a doszedł wyzysk. Taki uczelniany kapitalizm zamiast uczelnianego socjalizmu socjalizmu.
- Część stanowisk na poziomie np. jednego z prorektorów i prodziekanów musi sprawować osoba z zewnątrz.
- Kompetencje w zakresie zarządzania powinny mieć ciała współpracujące z kierownictwem uczelni.
- Powinien zostać wprowadzony podział kompetencji, niektóre z obecnych kompetencji rektora, który powinien pozostać osobą z dorobkiem naukowym, mogą zostać przekazane osobom niekoniecznie posiadającym dorobek naukowy.
- TAK. Uważam jednak, że możliwość objęcia stanowiska kierowniczego uczelni/wydziału powinna dotyczyć wyłącznie osoby wywodzącej się z danego ośrodka naukowego - pracownika danej uczelni/wydziału (posiadającego co najmniej stopień doktora). Oczywiście pod warunkiem spełnienia jasno sprecyzowanych kryteriów i wymogów, stawianych przed osobą ubiegającą się o objęcie funkcji kierowniczej w zakresie zarządzania daną placówką naukową. Mam tu na myśli przede wszystkim potwierdzone kwalifikacje i umiejętności zarządzania, predysponujące do kierowania państwowymi uczelniami. Wespół z bezpośrednią znajomością specyfiki naukowej danej placówki-wydziału, to może być gwarantem sukcesu. Bez tej znajomości, dobry menadżer niekoniecznie spełni swoją rolę.
- To zły kierunek.
- Tak, lecz bez przesady. Uczelnia wyższa jest bowiem firmą największego możliwego ryzyka rozwojowego...
- Kompetencje te powinny wynikać z pkt. 5 dekalogu i obejmować np. doświadczenie i osiągnięcia na na stanowiskach kierowniczych. Nie dyskredytowałbym filologa lub fizyka jako dziekana wydziału.
- UDOWODNIONEGO PRZEZ SĄD
- Powinno utworzyć się stanowisko managera, który zarządzał by uczelnią i miał władzę nad finansami i budżetem nad rektorem uczelni
- Tak w przypadku rektora. Prorektorzy powinni być naukowcami i stanowić gremium doradcze.
- To, że ktoś ma skończone studia, czy kurs w zakresie zarządzania wcale nie świadczy, że potrafi zarządzać uczelnią. Tę cechę się ma, albo nie - sam dyplom tu nic nie znaczy. Często filozof może lepiej zarządzać uczelnią niż ekonomista.
- Propozycja ta jest wysoce szkodliwa. Jednym z walorów naszego systemu szkolnictwa wyższego jest to, że rządzą naukowcy, dla których ważna jest nauka a nie słupki i indeksy ekonomiczne. Wiele razy spotykałem się na zachodzie z absurdami wynikłymi z faktu zarządzania uczelniami przez ludzi nie związanymi z pracą naukową..
- TAK, ale z uzgadnianiem działań z Senatem i Radami Wydziałów
- Nie jest to takie proste, bo osoby nie będące naukowcami, a "posiadające kompetencje w zakresie zarządzania" mogą mieć różne prywatne interesy i zamierzenia, niekoniecznie zbieżne z interesem uczelni i jej pracowników. Najprostsze - to doprowadzić uczelnię na skraj bankructwa, żeby ja potem wykupić za grosze jako bankrutującą.
- Tak ale pod warunkiem kryteriów innych niż zysk
- Generalnie TAK, ale uważam, że kompetencje w zarządzaniu niekoniecznie muszą być sformalizowane. Jest wiele osób, które mają "wrodzoną" umiejętność zarządzania.
- Zdecydowanie NIE! Osoby zajmujące się zarządzaniem zazwyczaj nie są w ogóle zapoznane ze specjalizacjami i wspomniane czynności: organizowanie kierunków studiów, nawiązywanie współpracy międzynarodowej, współpracy z gospodarką itd. by, owszem, należały do ich obowiązków, ale boję się, że polegało by to jedynie na spychaniu tych obowiązków na osoby, które się bardziej znają. Kto mi nie wierzy - niech da "zarządzającym" realizację wszystkich wymogów KRK (np. przy nowym kierunku).
- Jestem za koniecznością podnoszenia kwalifikacji z zakresu zarządzania zasobami ludzkimi, itp. poprzez osoby ubiegające się na stanowiska kierownicze.
- Uczelnią od strony finansowej kieruje dyrektor administracyjny a nie rektor. Jeżeli premier czy minister nie musi mieć takiego przygotowania to nie widzę powodu, żeby wymagać go od rektora czy dziekana
- Nie jestem pewien. Zarządzanie doprowadza do optymalizacji pewnych współczynników. Np. żaden zarządzający nie pozwoliłby działać Banachowi, co dyskwalifikuje takie podejście do nauki.
- jednym jest keirowanie administarcją i finansami, a inna sprawa rozwojem naukowym uczelni
- I tak i nie. Tak bo powinna być to osoba kompetentna a nie zawsze jest, nie bo uczelnia to twór specyficzny i tzw. manager nie posiada odpowiednich kompetencji
- Władze powinny wywodzić się z danego środowiska naukowego. Niemniej powinno się zatrudniać (w ograniczonej ilości) specjalistów od szeroko rozumianego zarządzania, wspomagających kierownictwo uczelni.
- W moim odczuciu za zarządzanie i marketing powinna odpowiadać oddzielna jednostka - rektor powinien mieć głównie funkcję reprezentacyjną.
- Widzę problem kto będzie oceniał "kompetencje" ; ) Takimi osobami są obecnie kanclerze na uczelniach. Jestem za utrzymaniem wyborów demokratycznych rektorów i dziekanów i powołaniem kompetentnego kanclerza.
- Nie jasno sformułowane pytanie, kto będzie oceniał czy dana osoba ma kompetencje czy nie? Może to prowadzić do wielu patologii. Pod hasłem braku kompetencji odbieranie stanowisk, bo komuś ktoś się ktoś nie podoba!!!
- Nie zawsze osób po zarządzaniu znają się na charakterze uczelni/wydziału, dlatego rektor/dziekan ma do pomocy osób znające się na finansach/prawników, itd. dlatego ciężko jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie.
- Uczelnia potrzebuje specjalistów od zarządzania, ale to nie znaczy, że do nich ma należeć cała władza.
- Nie do końca, bo kierownictwo uczelni winno znać specyfikę działalności akademickiej. Natomiast Rektorzy winni posiadać udokumentowane umiejętności menagerskie potwierdzone studiami podyplomowymi w tym zakresie.
- Żeby nie wyszło, jak w niektórych szpitalach, gdzie patrzy się na wynik finansowy, a nie na leczenie ludzi. Kompetencje w zakresie zarządzania są bardzo pożądane, ale nie mogą one spychać na bok kompetencji naukowych.
- oddzielić rektora - ten wybierany jak do tej pory, bez studentów - są kupowani, od kanclerza - menedżera wybieranego na kadencję
- Tak, ale tylko prorektora ds. Rozwoju lub prorektora ds. ogólnych
- Zarządzać powinno gremium mieszane, złożone z pracowników akademickich oraz menedżerów
- Tylko w zakresie finansów, jako zastępca
- Tylko jeżeli dana osoba posiada również kompetencje z zakresu nauk, kierunków studiów prowadzonych na uczelni.
- obawiam się, że wprowadzenie "ekspertów" może skutkować przemianą "uczelni" w "korporację" - co i tak już w pewnych płaszczyznach ma miejsce, a my "naukowcy" staniemy się "korpoludkami"
- Uczelnie powinny być zarządzane przez pracowników danej uczelni, ale powinny powstać stanowiska/jednostki wspierające rektora i prorektorów (ale też dziekanów i prodziekanów) w zakresie zarządzania.
- Oczywiście, o ile będziemy mówić o zarządzaniu zrównoważonym, a nie będziemy oczekiwać zarządzania uczelnią, jak firmą, gdzie celem głównym jest minimalizacja strat/maksymalizacja zysku.
- Osoba posiadająca kompetencje w zarządzaniu - manager, wcale nie musi i nie powinna mieć tytułu profesora (patrz wyżej). To pozwala jej być poza układem i trzeźwo osądzać sytuację, a tym samym sprawnie zarządzać. TAK!
- Wybitny cytolog niekoniecznie musi się sprawdzić jako rektor uniwersytetu medycznego, ale mając kompetentnych współpracowników administracyjnych z ;powodzeniem może takim uniwersytetem, kierować
- Podobnie, jak w punkcie 5 - to jawne uszczuplanie autonomii uniwersytetów
- To zależy, uważam że powinni być dwóch rektorów - naukowy i biznesowy
- Nie można zapominać, że różne kierunki mają specyficzne wymagania. Często pracownicy humanistyczni bywają w pracy tylko kilkanaście godzin w tygodniu, ponieważ większość pracy mogą wykonywać w domu i to robią.Zaś na kierunkach ścisłych to czasem praca od rana do wieczora. Koszty generowane np przez wydziały chemii czy biologii (prąd, WODA itp.) są również nieporównywalnie większe i nie da się tego obejść. Osoba rządząca musi znać te problemy, czyli powinna mieć styczność z pracą w danej jednostce, a nie tylko sprawnie przeliczać tabelki.
- Tak, pod warunkiem, że będą współpracowały z osobą reprezentującą daną dziedzinę naukową - inaczej istnieje prawdopodobieństwo, że zarząd będzie dbał jedynie o finanse redukując fundusze tam, gdzie uzna za opłacalne, nie patrząc na jakość kształcenia.
- Niech wydziałem chemii kieruje chemik z przygotowaniem do zarządzania (stud. podyplomowe czy coś), a wydziałem filozofii, filozof. Osoba z zewnątrz nie pojmie specyfiki pracy w danym wydziale.
- Uważam, że te gremia powinny być mieszane - naukowcy w tych strukturach muszą funkcjonować, ponieważ mają świadomość specyfiki pracy na uczelni.
- Kompetencje w zakresie zarządzania powinny zostać uznane za dodatkowe kryteria kwalifikacyjne. Osoba zarządzająca instytucją naukową powinna jednak znać/rozumieć/szanować/podtrzymywać etos pracy naukowca.
- Wśród osób zarządzających uczelnią powinny znaleźć się osoby posiadające kompetencje w zakresie zarządzania. Uniwersytet, to nie jest przedsiębiorstwo, które nastawione jest na zyski. W kierowaniu uniwersytetem nie chodzi tylko o zarzadzanie.
- Tylko na stanowiskach administracyjnych
- Nie mam do końca sprecyzowanego zdania. Raczej jestem za tym, żeby stanowiska takie zajmowali naukowcy z dodatkowym przeszkoleniem (np. podyplomowym). Osoba nie mająca pojęcia o szkolnictwie wyższym i nauce nie powinna zarządzać uczelnią.
- zdecydowanie NIE. z moich obserwacji w przemyśle wynika, że tzw "menegerowie" patrzą tylko na krótkotrwały zysk, zupełnie nie interesuje ich utrzymanie ruchu zakładu pracy. Takim działaniem prowadzą do szybkiej dekapitalizacji przedsiębiorstw
- Tak, ale tylko jako organu doradczego dla np. dziekana wydziału. Wydziałem nie może w pełni kierować gremium, które nie ma pojęcia o specyfice danego obszaru wiedzy i liczy wyłącznie pieniądze - w praktyce określa, co się opłaca a co nie. To prosta droga do zaprzepaszczenia najwyższej wartości, jaką dla uczelni jest NAUKA.
- Jedynie o ile taka osoba znałaby specyfikę kierunku i jej potrzeby.
- A kto ma takie kompetencje?
- Na poziomie osób kierujących administracją tak Kanclerz kwestor dyrektorzy adinistracji. Rektorem Uczelni powinien być naukowiec o dużym autorytecie.
- Uczelnie czy instytut PAN to nie firma i ze względu na specyfiką musi nią zarządzać osoba związana z nauką Inaczej priorytetem będzie "kryterium ekonoiczne" a nie rozwój naukowy placówki. Oczywiście osoba ta może/powinna mieć wiedzę i umiejętności z tym związane, ale nie może być to ktoś ze środowiska pozanaukowego, bo skutki będą odwrotne do oczekiwanych.
- ZDECYDOWANIE TAK
- Muszą to być ludzie rozumiejący specyfikę takiego kierownictwa ; uczelnia to niekoniecznie to samo, co zakład pracy, zajmujący się produkcją i nastawiony na zyski.
- Pracownik uczelni ubiegający się o stanowisko powinien przejść dodatkowy kurs z zarządzania lub osoba po kursie z zarządzania powinna "od środka" poznać specyfikę pracy na uczelni
- Bez infantylnych jaj... Kierownictwo jest zależne od władz uczelni. Kompetencje są sprawą umowną. Wszelki zakupy są właśnie realizowane przez takich bezmózgich menagerów-urzędasków, którzy zawsze kierują się PRAWEM, a nie interesem naukowca czy uczelni. Polska jest przede wszystkim państwem PRAWA i to właśnie PRAWO jest naszym wspólnym interesem. Dlatego właśnie Polska ma tylko PRAWO do osiągania sukcesów gospodarczych i naukowych na arenie międzynarodowej. Tego "PRAWA" nikt nam nie zabierze!
- Tak, z wykluczeniem od tej rewolucji jednostek niepublicznych
- Po zmianach systemowych.
- Nie, osoba po zarządzaniu nie będzie zarządzać dobrze instytucja, której nie za od podszewki i która nie wie, jakie są realia uczelniane - problemy w publikacjach, problemy w zdobywaniu grantów i w pracy ze studentami.
- Odpowiedziałem w p. 5. Na tak lub nie można się zdecydować po zapoznaniu się z dokładnymi zasadami wyłaniania "kompetentnych"
- stanowiska administracyjne tak
- rozumiem intencje, ale nie byłoby dobrze, gdyby instytutami i uniwersytetami zarządzali ekonomiści, którzy nie mają pojęcia o specyfice funkcjonowania jednostek naukowych i budżetowych; nie przeceniałabym także studiów podyplomowych kształcących dyrektorów - sama na takie uczęszczam; wydaje mi się, że w obecnej sytuacji niezbędne jest wprowadzenie kilku zasad, które zlikwidują w tym systemie to, co jest chore - otwartość, jawność, dialog oraz prawdziwa konkurencja, która zniesie system kolesiostwa; pracownicy - nie sami elektorzy, ale wszyscy!!! - powinni mieć prawo do głosowania na dyrektora; nie może być tak, że wyborami nazywamy imprezy, w których nie ma wyboru, gdyż głosowanie odbywa się na jednego kandydata, który nie musi nic zaprezentować, ani nawet się uśmiechać do swoich wyborców, ponieważ zdążył już ich przygotować do głosowania przed "wyborami"...
- Jeśli obecne "zarządy: nie są kompetentne. To zależy od przypadku.
- to jest dobra incijatywa jednak prowadzi do wpowadzania sposobu zarzadzania jak w korporacji nastawiajac badania na zysk a nie na sama potrzebe prowadzenia badan
- Uważam, że jeżeli dana osoba nie sprawdza się / nie sprawdzi się w roli rektora lub dziekana, to środowisko akademickie tej konkretnej uczelni samo jest w stanie doprowadzić do zmiany. Po prostu ta osoba zapewne nie otrzyma już kredytu zaufania w następnych wyborach. To pytanie jest bardzo enigmatyczne. Wiadomo, że na stanowiskach kierowniczych muszą zasiadać ludzie kompetentni! I tak powinno być wszędzie, nie tylko w uczelniach.
- Kto miałby rozstrzygać o kompetencjach?
- Odpowiedni podział kompetencji pomiędzy rektora i kanclerza z odpowiedzialnością materialną jak w spółkach kapitałowych
- Stanowiska kierownicze powinni piastować przedstawiciele środowiska naukowego, którzy posiadają udowodnione kompetencje w zakresie zarządzania
- Rektor powinien być wybierany wśród pracowników samodzielnych, ale powinien mieć zespół doradczy, wspierający
- Nie rozumiem sensu tego pytania. Każdy jest za kierowaniem Uczelnią przez osoby kompetentne.
- Pod warunkiem, że będzie konkurs na stanowisko, gdzie kandydat na menedżera zaprezentuje swoją wizję rozwoju i zarządzania uczelnią. Traktowałbym, to jako możliwość a nie obowiązek
- Kompetencje w zakresie zarządzania to nie wszystko. Osoba zarządzająca uczelnią, mam tu na myśli np. wydziały powinna być naukowcem z danej dziedziny. Inaczej nie będzie mieć rozeznania do końca jak wydział powinien działać.
- uczelnią powinni zarządzać jej pracownicy; zawsze Rektor może powołać osobę ds. zarządzania nią
- Zarządzanie uczelnią musi łączyć wiedzę managerską z spojrzeniem naukowca ale jak to połączyć nie wiem.
- tak, ale nie może to prowadzić do kompletnej komercjalizacji uniwersytetu
- zarządzanie w tak specyficznym środowisku powinno być powiązane z kompetencjami związanymi z uczelnią To w skrócie-mam nadzieję, że właściwie będę zrozumiana
- Uważam, że zarządzanie uczelnią powinno być kombinacją pracy osób posiadających kompetencje w zakresie zarządzania jak i w zakresie obszarów naukowych danej uczelnie. Zatem w kierownictwie uczelni powinny być, jak do tej pory, osoby związane ściśle z dziedziną, w której dana uczelnia kształci, jak i osoby specjalizujące się w zarządzaniu.
- Jest to możliwe wtedy gdy uczelnie będą finansowane w przynajmniej 55% ze środków poza budżetowych (np. przez fundacje osób fizycznych).
- Kierownictwo powinno posiadać zarówno kwalifikacje w zakresie zarządzania, jak i posiadać szeroką wiedzę na temat specyfikacji środowiska i funkcjonowania uczelni.
- Uważam, że warunkiem kierowania uczelnią powinny być kompetencje w zakresie zarządza i kompetencje w zakresie nauki. Nie wyobrażam sobie żeby kierownictwo uczelni nie posiadało obu tych kompetencji. Jedyną ścieżką do ich osiągnięcia w moim przekonaniu jest sukces na niwie nauki i uzupełnienie (lub zdobycie w trakcie kierowania projektami) kompetencji w zakresie zarządzania.
- Jest to bardzo trudne do określenia, jest wiele przypadków, gdy powierzenie stanowiska kierowniczego managerowi spowodowało pogorszenie sytuacji uczelni. Generalnie uważam, ze kierowanie powinno zostać powierzone osobie z doświadczeniem w zarządzaniu daną jednostką (niekoniecznie potwierdzone "kompetencjami").
- Kompetencje takie są konieczne w przypadku osób kierownictwa działu administracji, podległych rektorowi/dziekanowi.
- Rektorzy i dziekani powinni być wspomagani przez menadżerów, ale menadżerowie nie powinni samodzielnie kierować uczelniami.
- Nie: Po pierwsze należy zauważyć, że na stanowiska kierownicze raczej nie trafiają osoby bez doświadczenia zdobytego w pracy na uczelni (np. w kierowaniu katedrami, prodziekani, prorektorzy, członkowie komisji senackich itp.). Po drugie, wymóg posiadania studiów podyplomowych z zakresu zarządzania jest godny rozważenia. Po trzecie, chyba obecnie trudno o kadrę menadżerów ?od uczelni?, które są jednak bardzo specyficznym zakładem pracy. Po czwarte, zasiadanie we władzach pracowników uczelni nie wyklucza ścisłej współpracy z menadżerami i chyba w tą stronę powinny iść zmiany tj. pojawienia się wokół obecnych władz doradców i ekspertów zewnętrznych.
ukryj odpowiedzi





9. Ocena osiągnięć naukowych przez ekspertów   czytaj więcej

Obecnie oceny pracowników (awansowej czy okresowej) dokonują profesorowie, którzy będąc niewątpliwymi autorytetami w swojej dziedzinie, nie posiadają kompetencji do przeprowadzania postępowań administracyjnych (awansowych).

Często recenzenci nie posiadają dostatecznej wiedzy z zakresu ocenianych przez nich prac. Brak obiektywnych kryteriów oceny osiągnięć osoby ubiegającej się o awans powoduje, że recenzenci oceniają dorobek na podstawie własnego doświadczenia, często dużo mniejszego niż oceniany dorobek.

Zmiana powinna dotyczyć powołania ekspertów uprawnionych do oceny osiągnięć pracowników. Ekspertami powinni być naukowcy (doktorzy, profesorowie) spełniający określone kryteria z danej dziedziny. Powinny to być osoby certyfikowane, po odpowiednim przeszkoleniu w zakresie pisania opinii i oceny pracy, znający przepisy prawa i biorący pełną odpowiedzialność za wydawane przez siebie opinie. Osoby oceniające osiągnięcia innych osób powinny być biegłymi w zakresie wąskiej dyscypliny lub nawet subdyscypliny naukowej.

Lista ekspertów oraz wydawane przez nich opinie powinny być jawne i dostępne w internetowej bazie naukowej. Ponadto bezwzględnie należy umożliwić odpowiedzi na recenzje osób starających się o awans (obecnie odpowiedzi są niedopuszczalne).

mniej

Czy jest Pani/Pan za powołaniem ekspertów uprawnionych do oceny osiągnięć pracownika?

1163 GŁOSY
55,25%
 
461 GŁOSÓW
21,9%
 
317 GŁOSÓW
15,06%
 
164 GŁOSY
7,79%
 
TAK NIE NIE MAM ZDANIA INNE
pokaż odpowiedzi
- Powinna być jakaś określona ilość punktów, po której osiągnięciu występuje się o tytuł czy też uzyskuje się tytuł. Obecna ocena jest mocno subiektywna.
- A kto będzie powoływał ekspertów? A teraz kto ocenia, jak nie eksperci?
- A niby kto ma być ekspertem?
- granty tez oceniają "eksperci" i mamy w decyzjach NCN to, co mamy...
- Pytanie jest niezrozumiałe; obecnie oceny osiągnięć pracownika dokonują eksperci.
- To zależy od trybu wyłaniania tychże ekspertó
- ale jakich ekspertów i do czego ta ocena ma służyć? Jak często będzie organizowana? Czy to będzie kolejna procedura biurokratyczna, których mamy coraz więcej i tak, i zajmujemy się nimi, a nie pracą naukową?
- W większości przypadków szkoda pieniędzy.
- Taaa... Tylko kto chciałby zostać takim ekspertem "biorącym pełną odpowiedzialność" za wydawane przez siebie opinie. Odpowiedzialność kosztuje duże pieniądze (patrz inżynieria).
- W mniejszych dziedzinach nie ma różnicy, bo to i tak ten sam krąg ludzi.
- Wskazanie kompetencji ekspertów i wskazanie cech osiągnięć pracownika. Ze względu na szczegółowość prowadzonych przez pracowników badań postulat jest nierealny.
- Nie ma żadnych innych ekspertów niż sami pracownicy naukowi. Ocena dorobku uczelni/wydziału powinna być dokonywana przez zewnetrznych ekspertów na podstawie obiektywnych kryteriów. Ale tymi recenzentami mogą być wyłącznie inni uczeni - żadnych biurokratów.
- Kim mieliby być ci eksperci? Sam jestem ekspertem w dziedzinie którą się zajmuję (dość mało popularna dziedzina w Polsce). To mogłoby być rzetelne tylko przy każdorazowym indywidualnym doborze ekspertów przy ocenie danego pracownika. Dodam, że właśnie ocena pracy badawczej (lub jej obecny brak) jest według mnie głównym powodem zapaści w polskiej nauce. Uważam, że należy wykonać krok w kierunku stylu korporacyjnego - płacić więcej, ale wymagać więcej i rozliczać z wyników. Problem polega na tym, że nie wiadomo jak oceniać pracę badawczą. Doświadczenie z oceny wniosków grantowych jest takie, że eksperci mają tylko blade pojęcie o pracy osoby ocenianej (co motywuje i promuje bardziej umiejętne redagowanie wniosków niż wysiłek, ambicje i umiejętności badawcze). Być może powinno się ograniczyć finansowanie jednostek, które nie potrafią wykazać solidnej działalności pracowników. Tak zmotywowane jednostki wewnętrznie powinny mieć możliwość oceny indywidualnej pracowników.
- z doświadczenia zespoły ekspertów będą pierwszym ciałem do którego "dobiorą " się "autorytety"
- Oceny osiągnięć naukowych są dokonywane przez ekspertów. Nie widzę powodu do zatrudniania zewnętrznych ekspertów.
- Tak, pod warunkiem, że będą to również eksperci zagraniczni (najlepiej w 50%). Dziś nie ma takiej możliwości, nawet gdy dorobek danego naukowca w całości udokumentowany jest, w postaci publikacji w językach obcych. Oby ci "eksperci" w przyszłości nie okazali się być tymi samymi osobami, które zasiadają dziś w CK.
- Jest to zbyt ogólnikowe stwierdzenie, nie do końca wiadomo, o co chodzi.
- podobnie jak w pierwszym pytaniu - a czy teraz nie ma powołanych "ekspertów"? Kto miałby być?
- Tworzenie kolejnych komisji może spowodować, że pojawią się nowe grupy koleżeńsko-polityczne. Mówi się przecież, że granty zdobywają głównie duże ośrodki naukowe (Warszawa, Kraków). W tym obszarze także może dochodzić do nadużyć.
- Tutaj espert oznacza "sprawiedliwy Bóg ojciec. Trzeba lepiej opisać alternatywę. "Powołanych" gdzie i po co, cóż z tego, że "uprawnionych "- jakie mają być procedury oceny ?
- Na recenzentów powinni być wybierani eksperci/autorytety w danej dziedzinie, dysponujący odpowiednią wiedzą. Przede wszystkim - eksperci zagraniczni. Znaleźć ich łatwo przy pomocy Scopusa, trzeba tylko zaproponować im odpowiednie wynagrodzenie. Certyfikowanie polskich "ekspertów" nie ma sensu - w niektórych dziedzinach po prostu ich w kraju nie znajdziemy.
- Tak, pod warunkiem, że będą to faktycznie eksperci, bo w NCN są tacy eksperci, że płakać się chce (i/lub wiać do normalnego kraju).
- nie wiem kim mieliby być ci mitologiczni eksperci; eksperci to najczęściej my sami, nasi koledzy, koleżanki, albo osoby bez osiągnięć naukowych za to dobrze umocowani
- a kto powoła ekspertów? fikcja
- Nie takich jak teraz gdzie koledzy oceniają kolegów.
- jaka różnica jest między recenzentem a ekspertem? na jedno wychodzi jak się nazywa
- tak już jest
- Generalnie tak, acz nie jest to taka prosta sprawa
- Ci eksperci będą tacy sami jak "eksperci" TVN-u i żydowskiej gazety dla Polaków zwanej Wyborczą. Będą pisali "ekspertyzy" jak im ich centrala każe.
- A kto powołany powołuje ekspertów? W tej chwili osiągnięcia pracownika (nauki?) podlegają ocenie przez naukowców (ekspertów?) z odpowiednim dorobkiem naukowym jako recenzentów
- Co najmniej mieszane uczucia się tu pojawiają. Bo któż miałby powoływać tych ekspertów? MNiSW, składające się w dużej mierze z biurokratów, których poziom i kompetencje są, jakie są? I kto to jest "ekspert"? Pojęcie to jest tyleż rozmyte, co mocno nadużywane, czego przykładem są niektórzy chociażby "eksperci" oceniający wnioski grantowe w NCN.
- Skoro nie istnieją obiektywne kryteria oceny pracownika naukowego, to również nie istnieją obiektywne kryteria oceny, kto może być ekspertem, a kto - nie.
- Recenzenci oceniający publikacje już to robią. Jeśli robią źle to trzeba obniżyć punktacje danego czasopisma.
- Osiągnięcia pracowników powinny być niemal wyłącznie oceniane przez zagranicznych kolegów w systemie tzw. recommendation letters.
- Po co? Dla sztuki? Jakie kryteria?
- Tak, w tym likwidacji nepotyzmu i sekciarstwa i prywaty w przyznawaniu grantów, recenzjach naukowych etc.
- Zależy od tego, kto by ich powoływał i z jakiej puli.
- Trudne do zrealizowania w obecnym systemie. Wymagałoby ustalenia zasad doboru ekspertów.
- Przynajmniej w naukach ścisłych nie ma takiej potrzeby. Weryfikacja powinna być przeprowadzana na podstawie oddźwięku działalności naukowej pracownika (publikacje w czasopismach międzynarodowych, zaproszone wykłady na konferencjach, ekspertyzy), jego zdolności do pozyskiwania środków na badania, współpracy oraz działalności dydaktyczno-wychowawczej. Pracownik jest ciągle poddawany ocenie ekspertów jeżeli cokolwiek publikuje i aplikuje o granty (w obu przypadkach recenzenci są anonimowi) i nie ma potrzeby angażowania ekspertów w jakąś "superocenę".
- Jakich ekspertów??? Kto ma ich wyznaczać, w jakich sytuacjach?? Pytanie ogólne.
- a nie jest tak?
- ekspertami sa rady
- Ogólnie tak. Jednak nie jest to wymierne w Polsce. Kolesiostwo i tak będzie funkcjonować. Widzieliśmy tego jawne przykłady. Niby recenzent jest anonimowy, a jednak... daje się do niego dojść, informacje wyciekają, ręka rękę myje.
- A kto ma oceniać kompetencje tych ekspertów?
- Kim byliby eksperci? Znaczące osiągnięcia obronią się same z siebie. Eksperci - z urzędowymi uprawnieniami - zwykle namaszczają miernoty na "uczonych".
- Tak i nie. Ponieważ jednak tu też istnieje niebezpieczeństwo złego doboru składu komisji. Bez uwzględnienia praw naturalnych (moralności, przyzwoitości, uczciwości) nie jest możliwa żadna dobra zmiana. Myślę, że oceny powinien dokonywać bezpośredni przełożony, kierownik Katedry Zakładu, który powinien znać swoje potrzeby i wkład poszczególnych pracowników w sukces, bądź nie swojego zespołu. Często bardzo trudno ocenić jest osobisty dorobek, ponieważ prowadzi to do patologii i rozbijania zespołu, ponieważ podział pracy prowadzi do podziału osiągnięć co uniemożliwia awans.
- Kto będzie oceniał ekspertów?
- Takie rozwiązanie może byłoby dobre, ale generuje dodatkowe koszty. Przydałoby się w sytuacjach spornych.
- Zdecydowanie NIE, ponieważ Ci "pseudoeksperci" to będzie "stara gwardia" trzymająca wszystko i wszystkich młodych "w garści". Należy przede wszystkim stworzyć jasne, transparentne kryteria awansu, a nie kolejne grona "ekspertów".
- Moim zdaniem, oceny dokonują eksperci. Nie mam nic przeciwko, by wymusić na nich przejście odpowiednich szkoleń. Jak najbardziej jestem za odpowiedziami i recenzjami, jak i pisaniem opinii pod nazwiskiem.
- A kto oceni pracę tych ekspertów i skąd oni będą. Jeśli to będą ci sami ludzie, którzy teraz oceniają wnioski w NCN czy NPRH, to lepiej niczego nie zmieniać.
- Tak, pod warunkiem, że faktycznie będą ekspertami w dziedzinie, w której specjalizuje się pracownik. I że to będzie warunek nadania im tych uprawnień.
- Byłoby to przydatne jednak po załatwieniu sprawy "koesiostwa".
- Pytanie jest nieprecyzyjne
- Niby tak, ale ludzie są tylko ludźmi. Znajomy nie mógł się habilitować, bo miał wroga eksperta. I ekspert oceniał jego osiągnięcia tendencyjnie.
- Kto miałby być tym ekspertem?
- Wydaje się że przy tak sformułowanym stanowisku może być problem ze znalezieniem odpowiednich osób (ile ich by miało być?) do oceny dorobku pracownika. Dodatkowo mogłoby się okazać iż niektórzy oceniający byli by przytłoczeni ilością ocen do wykonania co tym samym spowodowało by brak czasu na ich własne badania. Można ew się zastanowić nad utworzeniem organu odwoławczego złożonego z takich osób.
- Kto i w jaki sposób ma powoływać ekspertów? W jaki sposób eksperci mają oceniać osiągnięcia? Bez rozstrzygnięcia takich szczegółów nie da się odpowiedzieć na to pytanie.
- Ocena okresowa jest dokonywana przez samych pracowników według określonych kryteriów. Można się spierać czy same kryteria są dobrze zdefiniowane, ale to sam pracownik wystawia sobie ocenę. Ocena dorobku z kolei jest dokonywana przez ekspertów właśnie (osoby z dużym doświadczeniem publikujące w tej samej dziedzinie). NIE
- Eksperci w danej dziedzinie to są jednocześnie konkurenci! Z góry wiadomo jaka będzie ocena.
- Przecież tak to teoretycznie działa - chyba że nie wierzymy, że ludzie z obecnymi tytułami profesorskimi są ekspertami w swoich dziedzinach. Ale jeśli nie są, to lepiej wysadźmy w powietrze taką dziedzinę.
- Tak. Powinno powstać kolegium ekspertów nie zatrudnionych na jakiejkolwiek uczelni który ocenialiby osiągnięcia naukowe oraz skuteczność i prawidłowość realizacji projektów naukowych.
- Pomysł wydaje się doskonały jednak jak w przypadku prawie każdego pytania wszystko zależy od konkretów. Wprowadzanie wszelkich tych idei "hurtem" moim zdaniem wzmoże tylko chaos, który już jest w uczelniach. Zatem należy rozpocząć od "obiektywizacji" oceny dorobku i wiele problemów (tak jak ten) nie będzie miało już takiej mocy.
- Należy dobierać recenzentów w drodze losowania z danej dziedziny - takie losowanie powinna dokonywać specjalna komisja (instytucja) państwowa. Obecnie "kolesie" z uczelni kolaborują z członkami Centralnej Komisji ds. stopni i tytułów i dobierają sobie recenzentów takich jak sobie zamarzą. To powoduje, że prace habilitacyjne na poziomie prac magisterskich są recenzowane pozytywnie. To chyba największa patologia jaka obecnie występuje. Po co to robią profesorowie z CK? - robią po to, aby mieć glosy w następnych wyborach do CK. To co pisze świadczy, że środowisko naukowe w dużej części jest skorumpowane, w którym występuje na szeroką skalę zjawisko nepotyzmu.
- Kto miałby być "ekspertem"? Jeśli ekspertem nie jest respektowany naukowiec w dziedzinie, to kto? Uważam propozycję za nieprzemyślaną i niedoprecyzowaną.
- Tak przecież jest.
- wystarczającym jest rozliczanie na podstawie dorobku uznawanego przez międzynarodowe środowisko naukowe czy to poprzez publikacje punktowane czy patenty i współpracę/ wdrożenia z przemysłem
- kim mają być owi eksperci?
- Nic to nie zmieni, ponieważ "eksperci" to zawsze będzie małe grono osób najczęściej będących ze sobą w jakiś sposób powiązanych w świecie nauki.
- jetem za "mniej zmian, więcej wnikliwości"
- Taki charakter ma kilka ciał kolegialnych!!! Np. KRASP, RGSzW, CK, PKA i inne
- jak będa wybierani eksperci?....kryteria bezwględne będa prostsze tansze i lepsze. (publikacje punktowane)
- Na dobrą sprawę tak się dzieje i teraz - przynajmniej teoretycznie
- Wielu pseudoekspertów znam w tym kraju, którzy biorą się za ocenę projektów o którzy nie mają zielonego pojęcie. Najpierw zajmijmy się weryfikacją oceny obecnych ekspertów oraz zniesieniem kumoterstwa i "spółdzielni" przydzielających projekty naukowe na BZDURY - stąd miedzy innymi niski poziom ocen naszych uniwersytetów
- Raczej nie. Ilość takich ekspertów musiałaby być ogromna a i tak musieliby oni być wybierani spośród naukowców. Wymóg "specjalnego szkolenia" wydaje się raczej pretekstem do wydawania pieniędzy na powyższe. Ponadto, do napisania recenzji naukowej nie jest konieczna znajomość prawa (poza naukami prawniczymi), od tego są odpowiednie osoby na uczelniach/instytutach. Zgadzam się natomiast z tym, iż wszystkie opinie powinny być jawne dla osób starających się o awans.
- Słowo NIE!!! jest tu zbyt słabe. Zdecydowanie nie. Już mamy ekspertów przy ocenie czasopism i widać czym to się skończyło. Kolesiostwo, znajomości, urazy - wszystkie takie sprawy bardzo wyraźnie się ujawniły. Nasze społeczeństwo nie jest przygotowane na tego typu ocen. Powinny być wyraźnie określone kryteria, które wszyscy znają, a nie subiektywne oceny (po znajomości).
- ekspertów powinno się wybierać z Polski i zagranicy tylko z określonym ponadprzeciętnym dorobkiem naukowym np indeks Hirsha dla eksperta w biologi, fizyce, chemii czy nauk. tech. i matem. powinien być dla eksperta wyższy niż 20.
- Tak, jeżeli eksperci będą znali i uwzględniali specyfikę dyscypliny naukowej.
- Widzę tu pomysł na zdobywanie pieniędzy poprzez prowadzenie szkoleń i drukowanie certyfikatów. W danej dziedzinie wiadomo, kto jest specjalistą. Jedynie druga część jest jak najbardziej słuszna. Nazwisko recenzenta (szczególnie grantów NCN) powinno być znane i powinna być możliwa polemika.
- bez opinii w internecie (ochrona danych osobowych)
- kto byłby tymi ekspertami? raczej nie
- a co to znaczy? najpierw przejrzyste finansowanie badańa potem ocena dokonań. chyba ze uwzględnimy kosztochłonność : poniesione nakłady/punkty
- Tak, ale pod warunkiem że powołani eksperci są prawdziwymi fachowcami. A z tym bywa różnie.
- Tak, ale przez niezależnych ekspertów powoływanych at hoc dla każdego rozpatrywanego przypadku.
- zawsze będą kliki, tylko losowanie recenzentów spowoduje, że 1/10 trafi się nie z układów (ze sztony za, lub przeciw delikwentowi)
- Kolejna komisja i zespół ekspertów! Czyli nowi "specjaliści", którzy zweryfikują dorobek, który już był weryfikowany przez recenzentów. Ciekawa ankieta...
- Absolutnie NIE, pomysł nierealny. Najpierw zwiększcie finansowanie nauki i przyznajcie konkretne pieniądze, a potem oceniajcie w jaki sposób zostały wykorzystane.
- Ale o jaka ocenę chodzi: o ocenę okresową (co 2 - 3 lata) - wtedy niewykonalne, czy też o ocenę dorobku osoby ubiegającej się o stopień naukowy (wtedy już są recenzenci, powoływani przez komisję jako eksperci)
- Jest to uzasadnione w postępowaniu awansowym, gdyż mogą tam występowac nieprawidłowości, oraz w sprawach spornych,w trybie odwolawczym - gdy pracownik poskarży się na niewłaściwą ocenę.
- A czy można powołać niezależnych ekspertów? Sądzę że będą oni równie obiektywni jak przy przyznawaniu grantów naukowych ;)
- Jest już CK. Po co kolejne twory.
- Ocena jest często niemiarodajna ze względu na różny rozdział obowiązków administracyjnych przypadających na pracownika oraz niedopracowany system oceniania.
- Wystarczy umożliwić odpowiedzi na recenzje osób starających się o awans (obecnie odpowiedzi są niedopuszczalne).
- Jeśli mówimy o naukowcach, to przecież oni są ekspertami. Kto miałby być ekspertem ds poezji angielskiej średniowiecza bądź przeszczepów serca, jak nie inni naukowcy? Przecież na dobrą sprawę tak właśnie jest.
- obecnie tak jest, osiągniecia
- Kto miałby powoływać tych ekspertów i skąd mieliby być oni rekrutowani? Z tej samej uczelni-ryzyko sympatii i/lub antypatii w feudalnym systemie; z konkurencyjnej uczelni - patrz wcześniej.
- To się dzieje przy wszelkiego rodzaju recenzjach. Mnożenie ocen niczemu nie służy
- Nie, bo już w wyjaśnieniu inicjatorzy przekłamują obowiązującą obecnie praktykę, uważając, że doktorant, czy habilitant nie ma dróg odwoławczych. Nb. ciekawe, skąd wezmą się ci "eksperci", których uczyć mają jeszcze "więksi eksperci". To wyraźny przedsionek do punktu 10 o likwidacji CK ds Stopni i Tytułów. Smutne
- takie rozwiązanie też może rodzić patologie zwłaszcza jeśli, jak wspomniano w objaśnieniu, dotyczyłby to wąskiej dyscypliny. "Kolesiostwa" nie da się tak łatwo wyplenić. W efekcie stworzy się coś na wzór CK.
- Tak, ale trudno mi uwierzyć, że to coś zmieni.
- Wystarczy wprowadzić parametryczną ocenę osiągnięć
- Czyli kolejna kasta? Nie jestem przekonany.
- a kto wybierze ekspertów? Nie-eksperci?
- Tak z zastrzeżeniem, że mam wątpliwości co do sposobu zapewnienia transparentności powoływania ekspertów
- To jest dość nieprecyzyjne pytanie. Na jakiej podstawie i kto będzie decydował o przyjęciu w skład ekspertów? To otwiera kolejna puszkę Pandory.
- tak, pod warunkiem, że przyjęte zostaną merytoryczne kryteria na podstawie których gremium eksperckie będzie powoływane (drogą konkursową, wraz z możliwością publikacji odwołań).
- Sporadyczne przypadki niekompetencji recenzentów prac i dorobku naukowego nie uzasadniają tak daleko idącego uogólnienia, jak w komentarzu do pytania. A wskazywanie jako ekspertów doktorów, przy coraz niższym poziomie doktoratów (wymuszanym m.in. terminami t.zw. studiów doktoranckich) i braku doświadczenia doktorów oraz znacznie mniejszego ich dorobku naukowego od dorobku naukowego doktorów habilitowanych i profesorów jest niezrozumieniem pracy naukowej.
- Pytanie jest nieco zbyt mało precyzyjne: czy chodzi o postępowania awansowe? ocenę pracowniczą? kandydatów do pracy?
- Jak znam realia polskie to ci eksperci też będą "zaprzyjaźnieni" z niektórymi. Dlaczego nie może być tak jak w normalnych firmach??
- Policzenie publikacji w czasopismach Listy Filadelfijskiej nie wymaga specjalnych uprawnień
- nie rozumiem. przecież obecnie są powoływani.
- Lepiej ustalić obiektywne kryteria oceny dla poszczególnych dyscyplin.
- Czy recenzenci nie wystarcza?
- Zawsze tak powinno być. W przypadku mojej habilitacji nie miałem problemów z osobami oceniającymi mój dorobek (chodzi oczywiście o kompetencje komisji).
- Tak, ale obawiam się, że w praktyce nie będzie to wykonalne z powodu liczby takich postępowań, np. w skali roku na danym wydziale. Lepiej sprawdzają się komisje ds. awansu, jeśli są obiektywne - ich decyzja nie może bazować wyłącznie na opinii kierownika jednostki, w której zatrudniony jest oceniany pracownik. W skład takiej komisji (powoływanej odrębnie dla przeprowadzenia oceny każdego pracownika) powinien wchodzić zawsze dziekan, prodziekan ds. nauki (jeśli to pracownik naukowy, naukowo-dydaktyczny lub naukowo-techniczny), prodziekan ds. kształcenia (jeśli to pracownik naukowo-dydaktyczny lub dydaktyczny), 2-3 ekspertów w określonej dziedzinie naukowej lub 2-3 przedstawicieli pracowników technicznych lub administracyjnych, jeśli ocenie podlega osoba nie będąca nauczycielem akademickim lub pracownikiem naukowym. Liczba członków komisji powinna być zawsze nieparzysta.
- Wystarczy dobrze przemyślana ankieta obowiązująca wszystkie uczelnie.
- Są recenzenci. Z której partii mają być ci eksperci?
- W wąskich dyscyplinach może to być "republika kolesi" i tworzyć jeszcze większe patologie niż dotychczas
- Mamy już kilka "ciał" eksperckich, wyniki prac przerażają. Tylko i wyłącznie jasne jawne kryteria.
- niemożliwe do zrealizowania. Zakres badawczy jest tak szeroki, że zapewnienie eksperta - specjalisty w danej subdziedzinie i to certyfikowanego może być niemożliwe. Ponadto przy ocenie okresowej jest to kwestia ustalenia kryteriów. Skoro doktoraty czy profesury mają być tak oceniane to tym bardziej okresowa ocena pracownika się w to wpisuje.
- A kto miałby być tym ekspertem? Wszak to rzekomo oni oceniają wnioski w ramach NCNu.....a wiadomo, że dobre wnioski przepadają na rzecz badania np. bzdurnych spraw; ale wnioskodawwcy mają silne oparcie ....
- Kryteria powinny być jasne. Jeśli ktoś je spełnia to powinien otrzymywać awans. Eksperci powinni być powoływani w przypadku spraw spornych.
- Tak, o ile eksperci wywodzą się ze środowiska nauczycieli akademickich.
- Złe doświadczenia z "ekspertami" NCN stawia pod znakiem zapytania taką inicjatywę.
- Zależy jak będzie to wyglądało w praktyce. Pani recenzentów tez można byłoby nazwać ekspertami. W Cetralnej Komisji do spraw... też są eksperci jak sądzę
- Eksperci są powoływani przez CK... Kto ma te certyfikaty przyznawać? Kto te szkolenia prowadzić? Przeszkoleni urzędnicy? Kolejna fikcja. Habilitacje są dostępne w sieci. Oczywiście powinna być możliwość dyskusji z recenzentami.
- Większy nacisk na ocenę wdrożeń.
- Zalezy kto oceni kto jest ekspertem
- Już mamy wątpliwej jakości ekspertów oceniających granty - nie, dziękuję, więcej nam nie trzeba.
- Proszę nie generalizować, że "recenzenci oceniają dorobek na podstawie własnego doświadczenia, często dużo mniejszego niż oceniany dorobek".
- Nie podano żadnych kryteriów wyłaniania. Każdy rząd i każde ugrupowanie twierdzi, że dysponuje ekspertami. Bez gwarancji absolutnej apolityczności powołanie takich ekspertów więcej zaszkodzi niż pomoże.
- przecież już tak jest!
- wystarczy CK ale branżowa, czyli eksperci z dziedziny i dyscypliny
- zaczęłabym od zabronienia emerytowanym profesorom brania udziału w postępowaniach habilitacyjnych; w komisjach habilitacyjnych nie powinny ciągle zasiadać te same osoby z danej dziedziny, skandalem jest powierzenie roli przewodniczącego tym samym osobom; członkowie komisji nie powinni się znać - te wewnętrzne telefony i grono kolesiów, które się umawia, kogo tym razem zatopimy - to przecież świetna zabawa, która podnosi testosteron! sytuacje, w których habilitant ma większy dorobek i kwalifikacje od recenzenta (i głównie za ten grzech zostaje rytualnie ukarany negatywną recenzją) są nie do pomyślenia w normalnym kraju; niezrozumiała z logicznego i prawnego punktu widzenia jest sytuacja, kiedy bzdurne i obraźliwe (czyli naruszające dobra osobiste habilitanta) recenzje nie są przez nikogo "rewidowane", a osoby je piszące dyskwalifikowane jako recenzenci; brak nadzoru nad jakością recenzji to jeden z głównych problemów postępowań habilitacyjnych; itd., itp.
- To zależy co to za eksperci.
- W dobie jawnych recenzji wniosków awansowych, istnieje mechanizm łatwej identyfikacji ekspertów.
- Okresowej ocenie eksperckiej (pytanie kto ma być takim ekspertem) powinny podlegać opinie i recenzje wystawione w procedurach awansowych z sankcja wykluczenia z listy uprawnionych
- To naukowcy są ekspertami, kim więc byliby ci "eksperci"? Nie ma innego zawodu, gdzie są tak trudne i surowe kryteria jak nauka - proszę taką ankietę skierować do administracji państwowej lub lekarzy/służby zdrowia!!!
- Przecież recenzenci to niby eksperci :))))
- Formalnie już jest tak jak w przedstawionej propozycji.
- Te funkcje pełnią recenzenci przewodów (dr, hab., prof.). Niejasne zatem co mieliby robić tzw. recenzenci. jestem zatem przeciw.
- Nie, o jakości artykułów naukowych świadczy ich miejsce opublikowania (tzw. Lista Filadelfijska). Eksperci oceniają artykuł podczas recenzji przedłożonej pracy.
- PYTANIE CO OZNACZA EKSPERT - PRAKTYK, OBCOKRAJOWIEC, KTÓRY UZNAJE POLSKĘ ZA DALEKIE PERYFERIA NAUKI EUROPEJSKIEJ I ŚWIATOWEJ, NIE ROZUMIE ŚWIATA NAUKI? POMYSŁ ŚWIETNY, ALE KONTRPRODUKTYWNY W KRAJU GDZIE TYTUŁ "EKSPERT" SIĘ ZDEWALUOWAŁ
- byłabym za, gdyby było to realne - obawiam się, że w wielu przypadkach trudno będzie znaleźć osobę, która zna się równie dobrze jak habilitant na wybranych zagadnieniach lub osoba taka znajdzie się, jednak nie będzie zainteresowana recenzowaniem.
- Odpowiedź TAK nie jest prosta, bo skąd ci eksperci będą się wywodzić i kto oceni ekspertów?
- już w tej chwili pracownika oceniają
- Eksperci oceny wystarczą w Uczelni, chyba że chodzi o ocenę za kilka lat działalności naukowej, wtedy mogą być zewnętrzni.
- to zależy od wydziału... ale nie widzę konieczności
- eksperci doprowadzą do dyktatu urzędniczego - jedynie niezależny system to najlepiej elektroniczna baza dorobku, sprawdzana przez ekspertów pod względem jedynie rzetelności, uczciwości
- A kto wybierałby tych ekspertów? W konsekwencji może to de facto zastąpić obecną CK i niewiele się zmieni. Z ekspertami bywa bowiem różnie. Należy przyjąć bardziej obiektywne kryteria, np. określona liczba punktów w określonych publikatorach, które są przecież recenzowane.
- Nie! My, naukowcy, pracujemy w pocie czoła, nieraz po kilkanaście godzin na dobę. Staramy się sumiennie wywiązywać z powierzonych zadań, a przy tym pokonywać stawiane przed nami problemy w sposób twórczy i oryginalny. W zamian oczekujemy szacunku i zaufania. Domagamy się podmiotowego traktowania. Nie jesteśmy rzeczami, towarami, żeby nas oceniać. Ani "gówniarzami", żeby monitorować nasze osiągnięcia! Chcemy być traktowani jak ludzie samodzielni i odpowiedzialni, a nie jak dzieci z podstawówki, którym wystawia się cenzurki na zakończenie okresu rozliczeniowego. Traktujcie nas poważnie, to i my będziemy poważnie podchodzić do naszej misji naukowo-dydaktycznej. Nikt nie lubi, jak ktoś stoi nad nim z biczem. Wydajność pracy wówczas drastycznie maleje. Ocenianie jest formą przemocy, represji, szantażu i gwałtu, toteż mnie, moich znajomych i przełożonych dziwi nachalne promowanie tego najbardziej prymitywnego, niegodnego, nieetycznego i prostackiego sposobu motywowania ludzi do pracy.
- Ekspert jest także człowiekiem kierującym się subiektywnie swoim osądem, więc jeśli już, to opinie powinni formułować eksperci wraz ze studentami oraz z przełożonymi wydającymi decydujący osąd, ale w zasadzie obecny system już jest obiektywny i miar ocen jest wystarczająco dużo - poszerzyłbym tylko ocenę etyczną postępowania pracownika naukowego, także jako człowieka szanującego innych
- jak wyłaniać ekspertów? czy środowisko w którym się pracuje, czy np. ogólnopolskie, europejskie?
- Istnieje Centralna Komisja ds. stopni i tytułu. Inna sprawa to dobór członków tego gremium.
- Jestem za ustaleniem jasnych kryteriów oceny pracowników, eksperci nie są potrzebni.
- Zależy kto by się w tym gronie eksperckim znalazł
- Przecież już są
- Kto niby miałby oceniać ekspercką wiedzę danego naukowca? Urzędnik bez studiów? TO fikcja
- Jestem za oceną znają z recenzji publikacji naukowych. Czyli nie ma lepszego eksperta niż ktoś kto ma podobne doświadczenie i zakres wiedzy co oceniany. Nie widzę sensu w tworzeniu biurokracji do biurokracji. Jakie certyfikaty zaświadczą o tym że jeden profesor lepiej oceni niż drugi? Kto wyda certyfikat? Pełna odpowiedzialność jest po stronie kierownika jednostki organizacyjnej, to ta osoba odpowiada za to czy zatrudnia dobrych czy słabych i żaden "certyfikowany ekspert" nie powinien wyznaczać kto ma pracować w jednostce a kto się nie nadaje.
- Wystarczy wprowadzić pełną odpowiedzialność recenzentów i prosty sposób weryfikowania ich ocen.
ukryj odpowiedzi





10. Likwidacja Centralnej Komisji do Spraw Stopni i Tytułów   czytaj więcej

Obecnie rolą Centralnej Komisji jest nadzorowanie uprawnień do nadawania stopni naukowych oraz zatwierdzania uchwał w sprawie nadania bądź odmowy nadania stopnia naukowego. Jak wiadomo, CK nie wywiązuje się należycie z powierzonych jej zadań. Terminy postępowań awansowych i postępowań odwoławczych przekraczane są wielokrotnie, CK zamiast zapobiegać – nie reaguje na wykryte nieprawidłowości habilitacyjne, nie podejmuje radykalnych kroków w przypadku rażących naruszeń prawa, np. plagiatów. Przykłady nieprawidłowości w CK można mnożyć.

Centralna Komisja będąc jednostką finansowaną z budżetu państwa podlega Prezesowi Rady Ministrów.

Zmiana powinna polegać na likwidacji Centralnej Komisji. Natomiast kontrolę nad funkcjonowaniem uczelni i nadzorowaniem postępowań awansowych powinno przejąć MNiSW.

mniej

Czy jest Pani/Pan za likwidacją Centralnej Komisji do Spraw Stopni i Tytułów i przejęciem funkcji nadzorującej postępowania awansowe przez MNISW?

916 GŁOSÓW
43,52%
 
610 GŁOSÓW
28,98%
 
477 GŁOSÓW
22,66%
 
102 GŁOSY
4,85%
 
TAK NIE NIE MAM ZDANIA INNE
pokaż odpowiedzi
- Być może wystarczyłoby zmienić skład i sposób działania takiej komisji. Nie jestem pewna, czy konkretna sekcja w MNISW działałaby lepiej. Chodzi raczej o ludzi zajmujących się to kwestią niż zmianę jednej instytucji na drugą.
- Myślę, że to, która z tych instytucji będzie sprawowała tę funkcję nie ma większego znaczenia. jeśli coś nam rpzeszkadza w Centralnej Komisji, trzeba to zmienić, ale przesunięcie jej uprawnień do ministerstwa niekoniecznie cokolwiek zmieni.
- NIE: CK może i działa źle, ale jest NIEZALEŻNA względem MNiSW - które przechodzi totalną wymianę kadr co 4/8 lat. Dlaczego MNiSW miałoby działać lepiej? To jest ogromne ryzyko upolitycznienia uniwersytetów. CK może być buforem między politycznym z definicji rządem a akademią.
- Przekazanie spraw dot. stopni i tytułów do MNiSW nie jest dobrym pomysłem, gdyż to MNiSW i tak coraz bardziej uzurpuje sobie prawa kontrolne nad uczelniami.
- To jest właśnie instytucja zatrudniająca ekspertów powołanych do oceny dorobku innych uczonych. Jeżeli mamy mieć system ocen zewnętrznych to właśnie tam jest realizowany.
- Niekoniecznie. Problemem są kuriozalne, niespójne i sformułowane z pogardą dla logiki przepisy (np. o warunkach jakie musi spełniać kandydat na profesora - była ostatnio smutna związana z tym sytuacja w Instytucie Geofizyki PAN). Problem jest taki, że przepisy te funkcjonują już od lat, a nikt z CK nie pofatygował się (lub nie zrobił tego skutecznie), żeby ustawodawca je poprawił. Świadczy to o głębszym problemie braku zaangażowania. Pytanie czy MNISW będzie to robić lepiej jest bardzo nieoczywiste.
- Likwidacja i przekazanie kompetencji stopni i tytułów uczelni
- Zmiana powinna polegać nie na zmianie instytucji nadzorującej procedury awansowe, ale na zmianach w samej instytucji, tak, aby usprawnić ich działanie. Przejęcie postępowań przez MNISW nie gwarantuje sprawności działania i brak nadużyć, a pozwala na upolitycznienie awansów.
- Tak, pod warunkiem, że MNISW rzeczywiście będzie w stanie obiektywnie podejść do tematu, w co szczerze wątpię. Patrz pkt 9.
- powinno się zmienić sposób jej działania a nie likwidować
- Cała myśl stojąca za t ankietą, to pozbawienie uczelni resztek autonomii i podporządkowanie ich urzędnikom i menedżerom, certyfikowanym ekspertom itp. Zapewniam, że skutek będzie fatalny i sprzeczny z nadziejami rządzących. Należy określić perspektywiczny cel, oparty na wszechstronnej analizie i do niego dążyć, w sposób przemyślany. Siłą rzeczy odpowiadamy na pytania w sposób mało spójny, bo przecież nie widać powiązań pomiędzy niektórymi z nich i skutków przyjęcia tego czy innego rozwiązania. Sądzę, że dopóki istnieją nadawane/zdobywane stopnie i tytuł jakieś ciało nadzorujące prawidłowość i procedury musi istnieć i nie może to być komórka urzędnicza ministerstwa. A że CKK działa niesprawnie - to trzeba usprawnić.
- Jednak czy faktycznie taka zmiana coś by zmieniła, patrząc realnie i w przypadku CK jak i w przypadku MNISW zapewne mogłyby się zdarzać nieprawidłowości. Problem tkwi bardziej w ludziach, którzy na wszelkie sygnały o niedopatrzeniach nie reagują z jakiś względów właściwie. Możliwe, że gdyby ktoś sprawował nadzór/kontrolę nad CK i przebiegiem ich pracy nieprawidłowości byłoby mniej.
- ktoś to musi robić a czy się nazywa komisją, radą czy zespołem? warunki funkcjonowania tego ciała muszą być zdrowe
- MNiSW i tak musiało by powołać jakiś organ do tego, więc samo ciało by zostało, zmieniło by tylko nazwę, zatem lepiej pozostać przy CK, natomiast starać się poprawić jego funkcjonowanie
- Broń Boże, bo wtedy subalterni urzędnicy ministerialni z maturą będą zdecydowali, kto będzie - dopóki jest grzeczny - profesorem. CKdSSiT ma niestety strukturę wydziałową malutkiego uniwersytetu (np. ogólny worek "nauki humanistyczne")
- CK funkcjonuje bez wątpienia patologicznie. Ale przekazywanie jeszcze większej władzy nad nauką urzędnikom (i kolejnym "reformatorom") jest równie patologicznym pomysłem.
- Na pewno jej charakter musi ulec zmianie. Więcej otwartości i przejrzystości. Wolałbym by oceniali redakcje czasopism i recenzentów ( w tym recenzentów doktoratów, habilitacji i profesur). Niektórzy profesorowe nie są w stanie sami pojąć, że już recenzować nie powinni.
- Zdecydowanie nie, ponieważ wiązałoby to się z upolitycznieniem decyzji.
- Pierwszą część (likwidację CK) popieram natomiast drugą (przekazanie uprawnień ministerstwu) uważam za BARDZO ZŁY pomysł. Habilitację a szczególnie tytuł profesora należałoby znieść jako anachronizm; są to w zasadzie jedyne dwa przypadki gdy CK ma coś do powiedzenie. Doktoraty są nadawane przez uprawnione jednostki i CK spełnia jedynie funkcję arbitra w przypadku wątpliwości (nienadanie stopnia i następujące po tym odwołanie kandydata od decyzji odpowiedniej rady naukowej). Można zastąpić CK instytucją odwoławczą. Scedowanie uprawnień CK na ministerstwo jest bardzo złym pomysłem dlatego, że minister i podlegli mu urzędnicy są zależni od zwycięskiej partii politycznej/koalicji partii, która w polskich realiach dba albo o własne interesy albo o interesy własne i grup, które pomogły jej dojść do władzy (obecnie jest to kościół katolicki, który jest zdecydowanym wrogiem prowadzenia takich badań naukowych, które nie są zgodne z jego archaiczną doktryną).
- Wywalić z CK komuchów, kapusiów, plagiatorów, nepotystów, dupowłazów oraz ubezwłasnowolnionych mentalnie.
- Biorąc pod uwagę obecnie rządzących państwem, bałabym się uzależnienia ewentualnego awansu od przynależności do określonej frakcji.
- Utrzymanie , czy likwidacja Centralnej Komisji musi zalezec od innych zmian w systemie.
- likwidacja, przylaceznie do MNiSW ale po ustaleniu zasad
- należy zmienić zasady funkcjonowania CK, zmiana miejsca oceny nic nie zmieni, będzie tak samo
- A co to zmieni? W jednym i drugim przypadku nadzór prowadziłaby grupa osób, niekoniecznie ekspertów w danej tematyce. Proponuję większe uprawnienia przyznać Radom Wydziałów.
- Ale tylko tytuł doktora powinien być tak oceniony
- A kto zagwarantuje, że MNiSW będzie te postępowania prowadziło rzetelnie?
- Byłabym, ale nie w sytuacji upolitycznienia ministerstwa, co w Polsce jest regułą
- Powyższa zmiana nic nie zmieni!
- To grozi upolitycznieniem awansu naukowego, na co zapewne są zakusy w partii rządzącej.
- Rozwiązaniem powinna być regulacja prac CK, a nie przenoszenie jej kompetencji (zapewne wraz ze wszystkimi patologiami) do innej instytucji.
- Centralna Komisja do Spraw Stopni i Tytułów powinna zostać w przypadku utrzymania habilitacji
- Propozycja jest absurdalna. Jeżeli coś źle funkcjonuje, to trzeba to usprawnić. Likwidacja, to konformistyczne rozwiązanie problemu. Centralną Komisję złożoną z uczonych chcecie zastąpić urzędnikami w Ministerstwie, może nawet tylko po maturze? To oni będą oceniać dorobek kandydatów do habilitacji, profesur?
- Proponowane rozwiązanie doprowadziłoby do powstania CK bis.
- Jeśli nowy organ będą tworzyć te same osoby lub osoby z tą samą mentalnością, nazwa organu oraz jej przynależność formalna nie ma znaczenia. Należy zreformowac sam organ.
- NIE. Nie uważam, że MNiSW będzie działało sprawniej w tym zakresie. Wręcz przeciwnie. Wiele spraw różnych gabinetów ministerialnych leży często odłogiem. Ponadto uważam, że szereg rozstrzygnięć w sprawach stopni i tytułów naukowych może mieć charakter "czysto" polityczny. Ponawiam pytanie z punktu 7: Czy jesteśmy w stanie wykluczyć tzw. "wycieczki personalne" w obrębie pewnego układu towarzyskiego, bądź też politycznego? Uważam, że NIE. Uważam natomiast za konieczne są właściwe regulacje prawne i narzędzia administracyjne, umożliwiające kontrolę działań i uprawnień CK oraz egzekwowanie wymagań stawianych przed CK.
- I skąd pewność, że MNiSW wywiąże się lepiej z tego zadania niż CK. Jeśli coś nie działa, to nie oznacza, że od razu trzeba to skreślać czy likwidować. Wiele kolegów i koleżanek starało się ostatnio o uzyskanie stopnia hab. czy prof. i jakoś im się udało, więc w takich przypadkach CK działa prawidłowo. Pytanie powinno dotyczyć sposobów poprawy jakości działania CK w przypadku nieprawidłowości. NIE
- Nie. Jaka będzie różnica? Że niby teraz rządzi tam klika starych profesorów a jak będzie to ciało całkowicie upolitycznione i zależne od obecnej większości sejmowej to będzie lepiej?
- Gruntowna reforma Centralnej Komisji lub jej rozwiązanie i powołanie organu złożonego z ekspertów (o których np. mowa w pkt. 9), który będzie faktycznie realizował zadania z zakresu nadzoru procesu nadawania stopni naukowych spoza układzików różnych środowisk akademickich. Mam wątpliwości, czy ministerstwo jest wydolne w tym zakresie. Jego zadaniem jest administrowanie sprawami nauki. Założenia dla Centralnej Komisji, to coś więcej niż podejmowanie decyzji administracyjnych. To przede wszystkim stworzenie kryteriów i dbałość o obiektywne standardy oceny realizacji tych kryteriów w odniesieniu do nadawania uprawnień do nadawania stopni naukowych. Nie wiem gdzie to wpisać, to odnoszę się w tym punkcie. Zmiany powinny dotyczyć również standardów akredytacji oraz przede wszystkim wiązać się ze wzrostem jakości dydaktyki akademickiej. Mam wrażenie, że autorzy dekalogu i badania zapomnieli, że wzrost jakości nauki na uczelniach jest nierozerwalnie powiązany ze wzrostem jakości dydaktyk.
- Powinna być komisja państwowa, w której mogą zasiadać naukowcy tylko przez jedną kadencję. Obecnie tak nie jest - profesorowie z CK kolaborują z naukowcami z uczelni po to, żeby mieć głosy w wyborach na następną kadencję. To powoduje, że prace naukowe nie spełniające wymogów są podstawą uzyskania stopni naukowych. Oprócz komisji państwowej każdy doktorant, habilitant i kandydat na profesora powinien mieć możliwość odwołania do wyższej instancji, tak jak jest w sądach, a zatem powinny być dwie instancje I i II stopnia. Dzisiaj odwołujemy się do tej samej instancji CK, która wydała negatywne recenzje, a zatem sprawa trafia do tych samych profesorów, którzy orzekają najczęściej tak samo jak to było pierwotnie.
- za pozostawieniem, jednakże za wnikliwą analizą wniosków, uwzględniającą specyfikę dyscypliny kandydata.
- I co to zmieni? Czym się skończy? Anarchią w nauce!!! A poziom finansowania nauki polskiej na tle innych państw Ankieterkę nie interesuje???
- Całkowicie bez sensu. Postulat zmiany jednej komisji na drugą jest idiotyczny
- Będzie taki sam bałagan i kombinatorstwo jaki ma miejsce obecnie
- Moim zdaniem nic to nie zmieni.
- MNISW - kryteria awansu określane i weryfikowane przez urzędników - zgroza CK - często niezrozumienie specyfiki dziedziny, dziwne oczekiwania, małostkowy formalizm.
- MINISTERSTWO TO INSTYTUCJA RZĄDOWA A WIĘC POLITYCZNA!
- wydaje mi się, że na jedno wyjdzie
- nie daj Boże
- Jakie są gwarancje, że MNiSW będzie realizować przejęte zadania bez obecnych nieprawidłowości?
- Nie, bo byłoby to upolitycznienie postępowań awansowych. Natomiast w skład CK winni wchodzić jedynie czynni zawodowo profesorowie uczelni (nie emeryci).
- Nie widzę różnicy. Inne ciało zastąpi dotychczasowe.
- Czy coś to zmieni? Jeśli w CKSSiT są wskazane nieprawidłowości, są kolesie i zawistnicy, to w odpowiedniej komórce MNiSW nie znikną tylko dlatego, że jest to komórka MNiSW.
- Jestem za zniesieniem habilitacji. Jestem przeciwny jakimkolwiek molochom i centralnym komisjom, organom itp. Nie wierzę w sensowność takich rozwiązań. Tylko zewnętrzna ocena przez pryzmat przekładalności dokonań naukowych na rzeczywiste zastosowania w przypadku dziedzin ścisłych / przyrodniczych, tylko ocena odbiorców w przypadku obszaru humanistyki!
- bez znaczenia, koterie są wszędzie
- To nic nie da - tylko zmiana nazwy. MNiSW powoła sobie ekspertów z obecnej CK, i będzie to samo.
- CK powinna podlegać MNiSW jako jego komórka. Wówczas możemy mówić o odciążeniu MNiSW od nadmiaru spraw, natomiast odpowiedzialność za nieprawidłowości w pracy CK ponosić będzie jej przewodniczący lub jego zastępcy zajmujący się odpowiednimi obszarami. Brak reakcji na wykryte plagiaty w raporcie (wykonanym przez uprawnionego członka), powoduje odwołanie całej komisji, gdyż tego obszaru niesposób bagatelizować w komisji.
- Zdecydowanie nie
- Nie, bo to - jak stwierdziłem w punkcie 9 - próba zastąpienia obecnego - sprawdzonego - kolegialnego, najwyższego ciała kolegialnego - przez nową instytucją, obsadzoną "osobami" wspierającymi politykę naukową aktualnej władzy
- Przejęcie postępowań przez MNISW jeszcze bardziej upolityczni decyzje. Istnieje obawa, że nie jakość pracy naukowej a fakt bycia członkiem lub zwolennikiem partii rządzącej będą miał znaczenie w promowaniu pracownika naukowego. Uważam, że lepiej zadbać, aby CK było ciałem bezstronnym, prawidłowo funkcjonującym (patrz pytanie 9).
- Taka zmiana nic nie wniesie. Profesorskie koterie też tam zagoszczą
- Nie bo wtedy będą to decyzje administracyjne wydawane przez urzędników. A nic tak nie niszczy nauki jak zarządzanie administracyjne.
- CK powinno istnieć ale powinno się składać z najwybitniejszych naukowców a nie miernot, które w większości są obecnie. Należy wprowadzić kryteria kto może ubiegać się o członkostwo w CK (łączny IF, liczba cytowań, indeks h).
- Tytuły mgr, dr i profesora powinny być nadawane przez uczelnie i uczelnie powinny ponosić odpowiedzialność za ich jakość. W takim wypadku habilitacja i CKSST są zbędne.
- Uważam, że w obecnym stanie nauki polskiej i jej organizacji, wielkich często różnic poziomów naukowych jednostek mających kompetencje do nadawania stopni naukowych i prowadzenia postępowań awansowych o tytuł naukowy profesora istnienie jakiejś centralnej komisji kontrolnej jest niezbędne.
- NIE, ponieważ przejęcie przez MNiSW nie musi nic zmienić. Za to jestem zdecydowanie ZA tym, że CK powinna działać zgodnie z prawem i sprawnie. Czyli w gruncie rzeczy nie mam zdania, bo jest mi to obojętne, byle robota była dobrze wykonana.
- Likwidacja CK od zaraz, a awanse powinny pozostać w gestii poszczególnych uczelni. Jak w Stanach Zjednoczonych.
- NIE, bark kontroli spowoduje spadek jakości przyznawanych stopni naukowych. jak zostanie zlikwidowany CKdSSiT to wkrótce zostanie powołana inna
- To jest tylko przyniesienia miejsca przydzielania tytułu a nie zmiana jakościowa.
- I tak i nie, bowiem CKK jest bardziej obiektywne, niż minister powołany przez prezesa partii. Już takiego rodzaju nadzór ministra był w przeszłości i niektóre osoby nie mogły przebić się ani przez habilitacją, ani przez profesurę - metodą "bo nie".
- Takie cialo powinno byc odpolitycznione, zarzadznie MNiSW moze jednak w pewnym sensie, ze swej natury prowadzic do upolitycznienia zagadnienia
- A co to zmieni? Może trzeba przeanalizować przyczyny patologii w CK i ją zreformować.
- Zmienić zasady działania Komisji; może powołać nowych ludzi (sam sposób wyboru kandydatów jest dziwny i utajniony; aktualnie takie wybory się odbywają, a ja nie wiem, dlaczego kandydują ci, a nie inni naukowcy).
- Nie tylko za likwidacją, ale za rozliczeniem członków poprzednich i obecnej kadencji CK oraz powoływanych przez CK superrecenzentów w przypadku złamania zasad Kodeksu Prawa Administracyjnego oraz ewidentnego niszczenia naukowców z przyczyn światopoglądowych lub prywatnych konfliktów pomiędzy członkami zespołów badawczych. Należy zweryfikować przyznane do tej pory tytuły profesorskie biorąc pod uwagę podstawowe kryterium: czy posiadacz tytułu odkrył, stworzył, wymyślił cokolwiek, co ma jakiekolwiek znaczenie w zakresie nauk podstawowych lub stosowanych. Przyznawane są tytuły osobom, które spełniają kryteria bibliometryczne bez znaczących osiągnięć twórczych.
- Tak, ale z rozsądkiem
- Decydować powinien rektor uczelni macierzystej, by nie było zbyt centralnie, co wymaga nowego dopracowanego prawa. Pozdrowienia dla tych 14 naukowców.
- A co to za różnica? W MNiSW tez powstanie komórka, która będzie się tym zajmować - efekt będzie ten sam.
- Tak czy siak Ministerstwo powoła swoją komisję. Do komisji powinny trafiać tylko przypadki wątpliwe. Ważna jest absolutna jawność pracy komisji - stenogramy w Internecie.
- jw
- Nie zlikwidować, lecz zreformować by prawidłowo wykonywała swoje zadania.
- Nie należy oddawać absolutnej żadnej władzy ministerstwu, które jest organem typowo politycznym. Wówczas awans naukowy byłby uzależniony od preferencji politycznych, nieprawdaż? Nie wierzę w to, że będący pod presją polityków "ekspert" przy ocenianiu wniosków postąpi wbrew poleceniom władz partii, np. gdy przyjdzie mu oceniać dorobek i wniosek awansowy naukowca, który jest jawnym krytykiem danego ugrupowania. Środowisko członków CK uważam za obiektywne, aczkolwiek wielu ekspertów jest bardzo surowych i czasem oceniają wnioski przez pryzmat wyłącznie własnych wyobrażeń.
- Minister powoła "zespół" i różnica będzie polegać na tym, że o jego składzie decydować będą politycy, a nie naukowcy. Zlikwidować CK - TAK. Tworzyć jakikolwiek nowy organ nadzorujący - NIE.
- Doświadczenie wykazuje, że wybory do CK w obowiązującej formule nie gwarantują selekcji pozytywnej. Zmian można poszukiwać w traktowaniu CK jako kolegialnego organu superrecenzenta a na członka CK mogła by kandydować osoba, która pozytywnie przeszła proces weryfikacji sporządzonych uprzednio odpowiedniej liczby opinii i recenzji, o czym w pyt.9
- To chyba nie jest problem nazwy instytucji, tylko organizacji jej pracy i jasnego sformułowania wymagań. Przenoszenie z jednego miejsca na inne w strukturze nie rozwiąże problemu.
- NIE. "Od mieszania herbata nie robi się słodsza". Proponowana zmiana nic nie wnosi. Co za różnica czy nadzór nazywa się CKdSSiT czy MNISW?
- Nie, bo to oznacza przejęcie funkcji nadzorującej postepowania przez urzędników - z założenia funkcjonariuszy politycznych
- JEŚLI ODDAMY TE DECYZJE POLITYKOM TO TYLKO CZEKAĆ JAK POSYPIA SIĘ TYTUŁY NAUKOWE, W TYM HONOROWE, DLA ZWOLENNIKÓW WŁADZY - TYM SAMYM PRZYWRACAMY KOMUNĘ, Z KTÓRĄ PODOBNO MUSIMY WCIĄŻ WALCZYĆ W NAUCE
- Przeniesienie uprawnień CK do MNISW uzależni nas od polityków, a to generuje dużo większe ryzyka.
- Zostawić ten obszar autonomii uczelni wyższych
- Likwidacja w obecnej formie ale nie przejecie przez MNiSW
- Przejęcie tej funkcji przez MNiSW nic nie zmieni. Tam też będzie musiała powstać specjalna komórka zajmująca się nadawaniem stopni. A czy urzędnicy całkowicie oderwani od środowiska naukowego mają o tym jakiekolwiek pojęcie?
- NIE, skąd pewność że przejęcie funkcji nadzorującej przez MNISW nie wprowadzi innych patologii? Jestem za zmianą w CK a nie przenoszeniem kompetencji z organu na organ bo to może niczego nie zmienić.
- Problem powinien był rozwiązany nie przez likwidację, lecz poprawę funkcjonowania CK.
- Zdecydowanie NIE - posłuży to tylko upolitycznieniu tytułów naukowych.
- Tak, ale należy uniemożliwić powstanie ukrytych struktur CK.
- Lepiej byłoby zastanowić jak zapobiegać nieprawidłowościom. To samo może dziać się w MNISW
ukryj odpowiedzi





Szanowni Państwo - Państwa zainteresowanie ankietą przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Bardzo serdecznie dziękuję za wypełnienie ankiety. Dziękuję również za dziesiątki serdecznych e-maili, które otrzymałam w czasie tego miesiąca. W e-mailach oprócz ogromnego poparcia mojej działalności znalazły się również postulaty i uwagi nieujęte w „Dekalogu”, do których należały:
- zwiększenie wynagrodzenia pracowników naukowych,
- zniesienie istniejącej cenzury w czasopismach o charakterze historyczno-politycznym,
- zmiana sposobu finansowana uczelni,
- dopuszczenie możliwości odpowiedzi na recenzje w postępowaniu habilitacyjnym,
- recenzowanie dorobku przez osoby z osiągnięciami większymi niż osoba recenzowana,
- zmiana oceny współautorstwa, która obecnie na podstawie tego samego zestawu publikacji umożliwia kilku osobom zrobienie habilitacji,
- degradowanie ze stopni naukowych i tytułów za publiczne głoszenie ewidentnych kłamstw w swoich publikacjach i mediach.

Wiele osób w swoich listach podkreślało brak etyki, rzetelności naukowej, mobbing oraz ogromny wpływ układów koleżeńskich i nepotyzm na uczelniach. Czynniki te skutecznie niszczą młodych i zdolnych naukowców, którzy po kilku latach bezskutecznej, najczęściej cichej i samotnej walki z układami uczelnianymi poddają się i rezygnują z dalszej kariery naukowej lub są skutecznie od niej odsuwani przez przełożonych.

Zgodnie z daną Państwu obietnicą, w najbliższym czasie napiszę list do Prezydenta Andrzeja Dudy oraz Ministra Jarosława Gowina. List poddam konsultacjom, zamieszczę go na niniejszej stronie internetowej, a następnie wyślę do ww. osób.

Proszę pamiętać o zgłaszaniu nieprawidłowości uczelnianych do NIK

1.png0.png9.png4.png7.png7.png7.png